"Interwencja". Regularna walka między restauratorami a mieszkańcami kamienic w Lublinie
W centrum Lublina wrze. Od trzech lat toczy się tam regularna walka między restauratorami a mieszkańcami kamienic. Jedni chcą pracować i zarabiać, drudzy zaś chcą spokoju, zwłaszcza w nocy. Mówią o wyrywaniu ich ze snu, krzykach, burdach i głośnej muzyce. Obie strony liczą na pomoc władz miasta, a te… odsyłają do innych instytucji. Materiał "Interwencji".
53-letnia Ewa Bembel z rodziną w kamienicy przy lubelskim deptaku mieszka pół wieku. Od wielu lat kobieta przeżywa gehennę. Powodem są sąsiadujące lokale gastronomiczne, bary i dyskoteki. Całodobowy hałas doprowadził kobietę na skraj wytrzymałości. Dlatego postanowiła walczyć. Niestety nie jest to takie proste.
"Nieraz śpię 2-3 godziny"
- Mieszkamy tu pokolenie po pokoleniu. Tych restauracji jest coraz więcej. To już naprawdę stało się uciążliwe. To ciągły, nieustający hałas. Fakt, że ludzie chodzą, czasami krzyczą w dzień, to nie jest dla nas problemem. Problemem jest, kiedy zaczynają się krzyki, pijackie śpiewy w nocy. Nieraz śpię 2-3 godziny - twierdzi Ewa Bembel w rozmowie z "Interwencją".
ZOBACZ: Uciążliwe sąsiedztwo jednostki policji. Nie mogą spać przez psy
Kobieta od trzech lat skrupulatnie dokumentuje to, co dzieje się pod oknami jej i sąsiadów. Wielokrotnie wzywała służby, interweniowała u urzędników, a także zeznawała w sądzie. Niestety do tej pory problem, który dotyczy kilkudziesięciu rodzin, pozostaje nierozwiązany. A lokatorzy obawiają się nawet o swoje bezpieczeństwo.
- Za ścianą bar teraz otworzyli. I są dwa ogródki w podwórku: przeklinanie, wyzywanie, telefony, wychodzą na papierosa, kłócą się, biją - wylicza pani Grażyna.
- Wracając z pracy człowiek jest zmęczony. Ciężko pracuje, a okna nie można otworzyć, wypocząć – zaznacza pan Mirosław, mieszkaniec kamienicy przy deptaku.
- Właściciel restauracji obiecuje mi, że już więcej nie będzie DJ-a. Trzy dni później znowu jest - mówi Ewa Bembel.
WIDEO: Większość właścicieli lokali nie zamierza dojść z mieszkańcami do porozumienia
Walka z restauratorami trwa
Większość właścicieli lokali nie zamierza dojść z mieszkańcami do porozumienia. Ci, którzy deklarują podjęcie rozmów, uważają, że problem powinni pomóc rozwiązać urzędnicy. Niestety nikt z lubelskiego magistratu nie zgodził się wystąpić przed naszą kamerą.
Otrzymaliśmy oświadczenie od Moniki Głazik z Biura Prasowego w Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin: "W przypadku uzasadnionego podejrzenia popełnienia wykroczenia (…) tj. naruszenia zakazu używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających, również Główny Inspektor Ochrony Środowiska, Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska lub upoważnieni inspektorzy Inspekcji Ochrony Środowiska, mogą nałożyć karę grzywny. Urzędnicy Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Lublin nie posiadają do tego uprawnień i możliwości prawnych".
- Każda osoba odpowiedzialna za prowadzenie klubu, lokalu musi mieć świadomość, że jest zakaz wystawiania urządzeń nagłaśniających. Naszych interwencji było tam bardzo dużo. Skierowaliśmy siedem wniosków o ukaranie do sądu. Nałożyliśmy szesnaście mandatów w związku z zakłóceniem spokoju mieszkańcom - informuje Robert Gogola, rzecznik straży miejskiej w Lublinie.
ZOBACZ: Policjant pobity do nieprzytomności. Bo zwrócił uwagę dwóm mężczyznom
- Rozstrzygnięcia w tych sprawach były różne. Aktualnie dwie z tych spraw są jeszcze na biegu. Kierownik jednego z lokali został ukarany na mocy wyroku nakazowego karą grzywny - wyjaśnia Barbara Markowska, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
"Niech ta muzyka będzie do dwudziestej drugiej"
Restaurator Marcin Polański, podobnie jak mieszkańcy, uważa że brakuje wkładu miasta w rozwiązanie sprawy. Twierdzi, że był "atakowany przez lokatorów, ale spróbował się dogadać i na razie jest w miarę spokój". - Aczkolwiek rozumiem wszystkich kolegów, którzy tego nie zrobili, bo w ten sposób zarabiają pieniądze - zaznacza.
Mieszkańcy choć zmęczeni, nie zamierzają odpuszczać. Chcą ciszy przynajmniej w nocy. Liczą na szybką reakcję urzędników i deklaracje restauratorów. Sami również są gotowi pójść na kompromis. Wszystko po to, by odzyskać spokój.
- Mamy nadzieję, że miasto nam pomoże coś wspólnego wypracować. Niech ta muzyka będzie, niech będzie ciszej, niech będzie do godziny dwudziestej drugiej - mówi restaurator Marcin Polański.
Czytaj więcej