Wypadek w fabryce. Nie ma winnych wypadku w pracy, maszyna ucięła jej ręce
Natalia Bogdan straciła obie ręce w wyniku wypadku w fabryce produkującej wyroby z papieru w Kostrzynie nad Odrą. Według inspekcji pracy systemy zabezpieczeń były celowo rozmontowane. Prokuratura jak na razie nie dopatrzyła się winy pracodawcy, a pani Natalii odmówiono wypłaty pełnego odszkodowania, a także renty wypadkowej i innych świadczeń. Materiał "Interwencji".
- W dniu wypadku nie zadziałały dwa systemy zabezpieczeń. Po przekroczeniu bramek maszyna automatycznie powinna się wyłączyć, po uchwyceniu elementu też powinna się wyłączyć - mówi Zbigniew Bogdan, mąż pani Natalii.
7 lipca 2019 roku pani Natalia pracowała w fabryce produkującej papierowe wyroby w Kostrzynie nad Odrą. W pewnym momencie urządzenie produkujące ręczniki jednorazowe zabrudziło się klejem. Kobieta chciała przeczyścić maszynę. Wówczas doszło do tragedii.
Zastanawiałem się, czy żona przeżyje
- Brudziło wały, trzeba było to wyczyścić. I maszyna pochwyciła mi jedną dłoń, odruchem bezwarunkowym jest to, że chwyta się drugą dłonią i chwyciło drugą dłoń. Bolało bardzo. Zostałam uwolniona, do karetki i szybko do Szczecina - opowiada Natalia Bogdan.
- Zastanawiałem się, czy żona przeżyje, bo rokowania lekarzy były tragiczne - wspomina mąż Zbigniew Bogdan.
W maszynie nie zadziałały systemy zabezpieczeń. W efekcie kobieta straciła ręce. Prokuratura Rejonowa w Słubicach nie dopatrzyła się winy osób trzecich i umorzyła śledztwo. A Zakład Ubezpieczeń Społecznych na tej podstawie odmówił przyznania renty wypadkowej oraz wypłaty innych świadczeń.
- Zgodnie z prawem nie możemy wypłacić żadnych świadczeń powypadkowych w momencie, jeżeli istnieje podejrzenie, że pracownik przyczynił się do wypadku. Opieramy się głównie na protokołach powypadkowych. Zgodność z prawdą protokołu powypadkowego potwierdza fakt, że prokuratura w Słubicach odrzuciła wniosek pani Natalii - przekazała Agata Muchowska z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Zielonej Górze.
- Różnica między moją rentą a powypadkową to około 2 tysięcy złotych miesięcznie. To jest duża suma. Mam minimalną rentę, która wynosi tysiąc złotych, tylko dlatego że prokurator umorzył moją sprawę i jest sto procent mojej winy - komentuje pani Natalia.
Wideo: Nie ma winnych wypadku w pracy. Maszyna ucięła jej ręce
Kobieta odwołała się od decyzji prokuratury i ZUS-u. Do tej chwili zapadło tylko jedno rozstrzygnięcie. Sąd stwierdził, że prokuratura nie zbadała dokładnie sprawy wypadku.
- Sąd nakazał ponowną analizę sprawy w kierunku procedury związanej z używaniem maszyny, tzn. czy stałym procederem było to, że zabezpieczenia maszyny były wyłączone. Nakazał też konfrontację w kierunku przeszkoleń pracownic - mówi adwokat Anna Wichlińska, pełnomocniczka pani Natalii.
- Jest też dodatkowa sprawa przeciwko ubezpieczycielowi tej firmy, który wypłacił żonie tylko połowę - twierdzi Zbigniew Bogdan.
ZOBACZ: Sejny. Potrącił kobietę i uciekł. Policja prosi o pomoc
Firma, w której doszło do wypadku, przysłała oświadczenie, zapewniła, że: "Postępowanie w sprawie wypadku pani Bogdan było prowadzone przez Państwową Inspekcję Pracy, a okoliczności wypadku dodatkowo wyjaśniane przez Prokuraturę. Żaden z ww. organów nie stwierdził nieprawidłowości w postępowaniu i czynnościach podjętych przez pracodawcę".
"Zabezpieczenie nie działało od dłuższego momentu"
Nasze ustalenia są jednak inne. Państwowa Inspekcja Pracy ewidentnie wytyka winę pracodawcy. Swoje zdanie zmieniła także prokuratura.
- Przyczyną techniczną wypadku było zdemontowanie zabezpieczenia maszyny, które pozwalała na dostęp do strefy niebezpiecznej. Przyczyna organizacyjna wskazuje, że zabezpieczenie nie działało od dłuższego momentu, nikt z nadzoru nie zwrócił na to uwagi - mówi Jerzy Łaboński, okręgowy inspektor pracy w Zielonej Górze i dodaje, że zabezpieczenie usunięto celowo. Podkreśla też, że "szkolenia BHP były przeprowadzane w sposób niewłaściwy albo osoby, które je prowadziły, nie miały wiedzy w zakresie metod bezpieczeństwa".
Prokuratura nie wyklucza postawienia zarzutów
- Zgromadzony w tej chwili materiał dowody wydaje się przemawiać, że faktycznie zostaną przedstawione zarzuty, chodzi tutaj o pracowników nadzorujących konkretną zmianę - informuje Łukasz Gospodarek z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
- Nawet z monitoringu zdarzenia widać, że pracownicy swobodnie przechodzą przez bramki zabezpieczające maszynę. Od momentu, kiedy zajęła się tym "Interwencja", zintensyfikowały się czynności śledztwa - podkreśla adwokat Anna Wichlińska, pełnomocniczka pani Natalii.
ZOBACZ: Radomsko: Makabryczne odkrycie w mieszkaniu. Znaleziono ciała kobiety i noworodka
Dwa lata od wypadku pani Natalia nie ma środków do życia. Dzięki publicznej zbiórce i zorganizowanemu festynowi zakupiła protezy. Jej mąż pracuje w oddalonym o 140 km od Kostrzyna niemieckim Poczdamie. Codziennie dojeżdża do pracy i wieczorami wraca, aby pomagać żonie.
- Kierownictwo wiedziało, że standardem były takie rzeczy jak praca w ruchu maszyny, kolega, z którym pracowałam stracił dwa palce, bo też robił coś "w ruchu". Są rzeczy, które musimy robić, chociaż nie powinniśmy - mówi pani Natalia.