Wrocław. Wiktoria Łągiewka, siostra 29-letniego Łukasza. "Zamordowali mi brata"
- Mój brat został zamordowany przez policjantów - oświadczyła w poniedziałek na konferencji prasowej siostra 29-letniego Łukasza, który zmarł po interwencji policji we Wrocławiu. Funkcjonariuszy wezwała rodzina, obawiając się o bezpieczeństwo borykającego się z depresją mężczyzny. Pełnomocnik rodziny zwraca uwagę, że to trzecia tego rodzaju sprawa w ciągu miesiąca i zapowiada: będzie ich więcej.
Informacja o interwencji funkcjonariuszy w mieszkaniu na Psim Polu we Wrocławiu pojawiła się 27 sierpnia na stronie wrocławskiej komendy.
"2 sierpnia 2021 roku wrocławscy policjanci interweniowali w jednym z prywatnych mieszkań, w związku ze zgłoszeniem, które wpłynęło na numer alarmowy 112. Zawierało ono prośbę o pomoc od ojca, który był zaniepokojony zachowaniem syna. Mężczyzna prawdopodobnie pod wpływem narkotyków zamknął się w mieszkaniu i nie chciał otworzyć drzwi. Był mocno pobudzony. Ponieważ jego życie było zagrożone, funkcjonariusze podjęli decyzję o siłowym wejściu" - oświadczyła policja.
Siostra 29-letniego Łukasza: to nie była standardowa akcja
Według siostry zmarłego, która zabrała głos podczas konferencji prasowej 6 września, rodzina zgłosiła zły stan Łukasza, obawiając się o jego bezpieczeństwo. Miał on wysyłać do rodziny SMS-y wskazujące na intencje samobójcze. Jednak akcja szybko przerodziła się z interwencji w trosce o stan mężczyzny w coś, co bardziej przypominało próbę zatrzymania przestępcy.
ZOBACZ: Wrocław. Uciekał przed policją. Funkcjonariusze strzelali w opony
- Tej nocy usłyszałam, że ta akcja "wyglądała standardowo". To nie była "standardowa akcja" - jeżeli tak wygląda każda akcja, to ja nie widzę przyszłości dla tego kraju, bo po prostu na moich oczach, na oczach mojego ojca, zamordowali mojego brata - powiedziała Wiktoria Łągiewka.
Jak przekazała, w akcji brało udział sześciu policjantów. Czterech lub pięciu miało próbować dostać się do mieszkania Łukasza. Mężczyzna został wyciągnięty z domu, obezwładniony. Podano mu środek uspokajający. Zmarł w szpitalu. - Doszło do obrzęku mózgu, zatrzymania akcji nerek oraz niewydolności wątroby - przekazała siostra zmarłego. Zgon stwierdzono ok. godz. 13, dzień po nocnej interwencji.
ZOBACZ: Wrocław. Śmierć w izbie wytrzeźwień. "Interwencja w Lubinie to pestka"
Jak przekazuje rodzina zmarłego, mężczyzna był w stanie, w którym nie dostrzegał nawet, że za drzwiami jego mieszkania znajdują się policjanci, jego siostra oraz ojciec. - Myślał, że to napad, dzwonił do nas, żebyśmy przyszli - przekazała pani Wiktoria.
"Łukasz miał stany depresyjne"
- Łukasz miał stany depresyjne. Załamał się, bo zmarła jego mała chihuahua Bonita, z którą jeździł po całym świecie. Zamknął się w domu i był chory. Depresja jest chorobą - powiedziała. Mężczyzna wcześniej miał przerwać leczenie tej choroby. To dało rodzinie podstawy, by bać się o życie Łukasza. - To był wspaniały młody człowiek, który brał za dużo na siebie - powiedziała Wiktoria Łągiewka.
Jej zdaniem Łukasz nie stawiał oporu, a jedynie bronił się przed czymś, co uważał za napaść. - Zamykał drzwi na tyle, ile dał radę. Ale ta ilość gazu, jaką dostał w twarz... Ja to sprzątałam trzy dni i się tym dusiłam. Policjanci uderzali go pałkami na oślep. To była szarpanina. Rzucili się na niego w kilku - powiedziała.
ZOBACZ: Lubin. Rodzina pokazała zdjęcia zmarłego Bartosza S. "Czy to są zadrapania?"
Odnosząc się do informacji o tym, że zmarły mężczyzna miał przy sobie nóż, jego siostra zadeklarowała, że razem z ojcem "żadnego nie widziała". - Strażacy, z tego co wiem, tak samo. Nikt oprócz policjantów wchodzących do mieszkania nie widział noża - stwierdziła. Jak podkreśla, z przejścia blisko było do kuchni, gdzie leżały noże, jeden z nich znalazł się na podłodze.
Wideo: Śmierć Łukasza Łągiewski. Materiał "Wydarzeń"
Kobieta tłumaczy, że razem z ojcem jako świadkowie byli trzymani siłą, by nie dostać się w środek akcji. Według jej słów dopiero kiedy Łukasz został wyciągnięty z mieszkania, policjanci odstąpili, a ratownicy podali mu środek uspokajający.
Radca prawny Wojciech Kasprzyk, pełnomocnik pokrzywdzonych, zwraca uwagę, że mamy do czynienia "z trzema takimi samymi sprawami w przeciągu miesiąca". - Podobnie jak w wypadku Bartka S., tutaj także funkcjonariusze nie zostali zawieszeni - podkreślił.
"Policjanci dzwonią po radę do dyżurnych"
Jak zawiadomił, "ta sprawa wypłynęła dopiero po sprawie Bartosza z Lubina", kiedy rodzina zgłosiła się do niego jako pełnomocnika. - Już jest kolejnych pięć przypadków, kiedy zgłosiły się do mnie rodziny z informacjami o bardzo podobnych interwencjach. Mówimy tu o Gdańsku czy terenach podkarpackich, gdzie policja bardzo podobnie działa - stwierdził.
Prawnik zapytał, czy powodem takiej liczby interwencji nie jest brak szkolenia. - Policjanci często dzwonią do dyżurnych, pytają o radę. Znam dyżurnych, którzy łapią się za głowę, kiedy młodzi policjanci nie wiedzą co robić - powiedział Kasprzyk.
Na konferencji obecna była także mec. Katarzyna Cupiał, pełnomocniczka rodziny Łukasza. - Czasami nasza policja zdaje się nie rozróżniać akcji ratunkowych od akcji, kiedy mają do czynienia z zatrzymaniem groźnego przestępcy. Przecież człowiek, który jest w depresji, w jakiś sposób woła o pomoc, a jednocześnie tej pomocy nie chce - podkreśliła.
Cupiał przypomniała, że służby miały wszystkie potrzebne informacje: że Łukasz nie rozpoznaje rodziny, że ma stan depresyjny. Prawniczka podkreśliła, że nawet informacja, że Łukasz może być agresywny, pochodziła od rodziny. Zaznaczyła też, że policja powinna była odstąpić od prób wejścia do mieszkania, kiedy tylko okazało się, że jest kontakt z zamkniętym w środku człowiekiem.
Prokuratura i Helsińska Fundacja Praw Człowieka
- Funkcjonariusze uznają, że skoro mówią, że są policją, to każdy otworzy im drzwi. Wystarczyło wziąć telefon, bo rodzina chciała nawiązać kontakt. Tymczasem policja nie zapytała, dlaczego Łukasz nie chciał, by policjanci weszli. Wybrali najbardziej ofensywną metodę - powiedziała.
Zapowiedział zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z art. 148 par. 1 kodeksu karnego, czyli o zabójstwie. Powiedział też, że prokuratura zostanie zawiadomiona, że "zeznania nie korelują z materiałem dowodowym, który jest w aktach sprawy" oraz zapytał, dlaczego policja do dziś nie złożyła kondolencji rodzinie zmarłego.
O sprawie mają się też dowiedzieć Krajowy Program Prewencji przy Rzeczniku Praw Obywatelskich oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Coś złego dzieje się z policją dolnośląską, skoro tych spraw jest tak dużo - powiedział Radosz Pawlikowski, prezes Dolnośląskiego Centrum Praw Człowieka – Panowie komendanci, czy wy coś z tym robicie? - pytał.
Czytaj więcej