Straż graniczna o migrantach: Widzimy nowe twarze; ci ludzie nie chcą opuścić obozowiska
Od 20 dni migranci koczują na granicy polsko-białoruskiej. - Widzimy często nowe twarze. Imigranci nie chcą opuścić obozowiska. Białorusini kilka razy dziennie dostarczają im posiłki, a nawet papierosy - mówiła w Polsat News ppor. Anna Michalska, rzeczniczka komendanta głównego Straży Granicznej. Zdaniem działaczy Fundacji Ocalenie uchodźcy są chorzy, dlatego na miejsce wezwano pogotowie.
Od 20 dni migranci - głównie z Syrii i Iraku, koczują między polskimi i białoruskimi pogranicznikami. Według polskich funkcjonariuszy są oni w ciągłym kontakcie z Białorusinami. - Zauważyliśmy, że strona białoruska przyjeżdżała z tłumaczem do tych migrantów i ze wszystkimi rozmawiała - przekazała w rozmowie z Polsat News ppor. Anna Michalska, rzeczniczka SG.
ZOBACZ: Premier: Białoruś odmówiła przyjęcia od Polski pomocy humanitarnej
Funkcjonariusze informują, że strona białoruska dostarcza im kilka razy dziennie posiłki, a nawet papierosy. - Wczoraj ostatni posiłek dostali o godz. 19:20 - poinformowała ppor. Michalska. Według mundurowych migranci są również "wymieniani" na innych. - Widzimy często nowe twarze. Najprawdopodobniej służby białoruskie w nocy zabierają część osób. Nie ma tam dzieci, są to głównie młodzi mężczyźni - przyznała rzeczniczka.
Służby cały czas komunikują się z migrantami. Funkcjonariusze polskiej Straży Granicznej nie widzą chęci wśród migrantów aby wydostać się spod granicy polsko-białoruskiej. - Nie zauważyliśmy, żeby ta grupa w ogóle chciała się przemieścić w jakąkolwiek stronę - przekazała rzeczniczka SG.
WIDEO: rozmowa z rzeczniczką Straży Granicznej ppor Anną Michalską
Z obserwacji funkcjonariuszy wynika, że migranci nie próbują się przemieścić "ani w głąb Białorusi, ani w prawo ani w lewo od swojego obozowiska". - Strona białoruska po naszych interwencjach chciała zabrać całą grupę. Ta grupa nie chce się ruszyć w ogóle z tego miejsca - podkreśliła.
Inni migranci również próbują przedostać się nielegalnie przez granicę polsko-białoruską. Tylko wczoraj służby udaremniły 130 prób nielegalnego wdarcia się do Polski.
- Wszystkie osoby, które nielegalnie przekroczyły granicę, trafią do strzeżonych ośrodków dla cudzoziemców - przekazała ppor. Anna Michalska.
WIDEO: materiał Polsat News o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej
Dodała, że został złapany także Syryjczyk, który przyjechał busem po migrantów, aby wwieźć ich w głąb polski albo pomóc przetransportować do Europy Zachodniej.
Karetka ugrzęzła w błocie
Zdaniem Fundacji Ocalenie, która kontaktuje się z migrantami i od kilkunastu dni próbuje im pomóc, potrzebują oni pilnej pomocy lekarskiej.
W sobotę na miejsce przyjechał ambulans z rejestracją z woj. śląskiego. Ratownicy próbowali przyjść z pomocą medyczną koczujący cudzoziemcom, lecz nie zostali wpuszczeni przez polskie służby w pobliże granicy. Karetka zakopała się w błocie. Z pomocą przyszedł jeden z mieszkańców Usnarza. Przyjechał traktorem i wyciągnął ambulans.
"10 osób z gorączką i krwią w moczu. SG nie przepuszcza karetki. Twierdzi, że to decyzja do podjęcia przez MSW" - relacjonują przedstawiciele organizacji w mediach społecznościowych.
Jak podaje PAP, migranci z koczowiska znajdującego się po białoruskiej stronie granicy na wysokości miejscowości Usnarz Górny suszą rzeczy po ulewnych deszczach, które padały od piątku do soboty przed południem.
Ulewa zamieniła koczowisko, na którym po stronie białoruskiej przebywają obcokrajowcy w błotnisty plac. Policja i Straż Graniczna rozluźniła kordon, który do tej pory zasłaniał grupę migrantów, dzięki czemu można przez lornetkę zobaczyć rozłożone na namiotach śpiwory. W części, której nie zasłaniają pojazdy polskich służb widać suszące się na kiju części garderoby oraz stojących mężczyzn. Zza zarośli unosi się dym.
Naprzeciwko koczowiska cudzoziemców, w odległości kilkuset metrów znajduje się obozowisko utworzone przez wolontariuszy Fundacji Ocalenie.
Wąsik: dopilnuję, aby Sterczewski został obciążony kosztami, jeśli wezwał karetkę
"SG nie pozwoliła na dopuszczenie medyków do Afgańczyków, mimo że pilnie prosili o karetkę. Maciej Wąsik twierdzi, że nie ma żadnej informacji od SG. Komendant Podlaskiej SG płk. Jakubaszek twierdzi, że nie ma pozwolenia od Wąsika. Ciągłe uniki i umywanie rąk, a czas ucieka" - napisał na Twitterze poseł KO Franciszek Sterczewski.
Na jego wpis odpowiedział Maciej Wąsik, który przekazał, że nie rozmawiał z posłem. "Proszę nie kłamać. Proszę się na mnie nie powoływać, bo nie rozmawiał pan ze mną" - napisał na Twitterze. Wiceszef MSWiA poinformował również, że dopilnuje, aby Franciszek Sterczewski został obciążony stosownymi kosztami, jeśli wezwał karetkę na granicę dla prowokacji.
Czytaj więcej