Wybuch w Kabulu. Wiceszef MSZ Marcin Przydacz: na miejscu nie było polskich dyplomatów
- W Kabulu nie ma naszych dyplomatów, a także osób, które chcieliśmy ewakuować - mówił w czwartek wiceszef MSZ Marcin Przydacz, odnosząc się do doniesień o wybuchach w pobliżu lotniska w Kabulu, stolicy Afganistanu. Jak przypomniał, Polska wcześniej zakończyła akcję ewakuacyjną z tamtego kraju, a nasze siły wojskowe są stamtąd wycofywane.
Pentagon potwierdził, że nieopodal lotniska w Kabulu doszło do co najmniej dwóch eksplozji nieopodal lotniska w Kabulu. Reporter "New York Times" ustalił, że zginęło co najmniej 40 osób, a kolejnych 120 zostało rannych.
O sytuacji w Kabulu na bieżąco informujemy tutaj.
Eksplozja na lotnisku. Wiceminister: nie ma tam polskich dyplomatów
Przed godz. 17:00 doniesienia z Afganistanu skomentował wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. Zapewnił, że w miejscu wybuchu nie przebywał żaden polski obywatel.
ZOBACZ: Afganistan. Prywatnie wyczarterowany samolot ewakuuje zwierzęta z Kabulu
- W Kabulu nie ma naszych dyplomatów, a także osób, które chcieliśmy ewakuować - dodał.
Wiceszef MSZ wyjaśnił, że tam, gdzie doszło do wybuchu, pracowali przedstawiciele polskiej dyplomacji. Działo się to jeszcze w środę. Jak potwierdził, w Afganistanie są jeszcze polskie siły wojskowe.
Marcin Przydacz: udało się uchronić życie naszych ludzi
- W oparciu o raporty dotyczące bezpieczeństwa, zdecydowaliśmy (w środę - red.) o zakończeniu ewakuacji z Afganistanu. Nie chcieliśmy narażać zdrowia i życia konsulów. Rano (w Warszawie - red.) wylądował ostatni samolot z cywilami. Dzięki Bogu, udało się uchronić życie i zdrowie naszych ludzi - mówił Przydacz.
Przyznał, iż informacje z Bliskiego Wschodu są "niepokojące". Przypomniał, że ranni mają być m.in. Amerykanie.
Czytaj więcej