Wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz: nasi żołnierze w Afganistanie są bezpieczni
- Nasi żołnierze, byli konsulowie i osoby zaangażowane bezpośrednio w ewakuację na lotnisku w Kabulu są bezpieczni poza miastem. Polskich żołnierzy należy spodziewać się w piątek w naszym kraju - powiedział w programie "Gość Wydarzeń" wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz. Dodał, że służby miały informacje o możliwym zamachu.
Do dwóch dużych eksplozji doszło nieopodal lotniska w Kabulu, stolicy Afganistanu. "New York Times" poinformował o co najmniej 40 zabitych oraz 120 rannych. Zdaniem amerykańskich władz USA, był to samobójczy atak dżihadystów Państwa Islamskiego. - W miejscu wybuchu nie było polskich obywateli - zapewniło nasze MSZ.
ZOBACZ: Wybuchy w Kabulu. Zginęło czterech żołnierzy USA, kolejni są ranni
Charge d'affaires w ambasadzie USA w Kabulu Ross Wilson przekazał pracownikom tej placówki, że w wyniku zamachów pod lotniskiem w Kabulu w czwartek zginęło czterech żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej, a trzech innych zostało rannych - przekazał "Wall Street Journal".
"Służby mówiły o zamachu"
- Nasi żołnierze, byli konsulowie i osoby zaangażowane bezpośrednio w ewakuację na lotnisku w Kabulu są poza miastem, bezpieczni. Polskich żołnierzy należy spodziewać się jutro w naszym kraju - podał Wojciech Skurkiewicz.
Wyjaśnił, że "o możliwym zamachu mówiło się od kilku dni".
- Dziś dostaliśmy od służb jednoznaczną informację, że w ciągu 12 godzin może dojść do zamachu. Była wtedy 11 rano - mówił.
Skurkiewicz mówił o kilku elementach, które wpłynęły na zakończenie ewakuacji.
ZOBACZ: Poród w trakcie ewakuacji z Afganistanu. Dziewczynka przyszła na świat na pokładzie samolotu
- Po pierwsze, wskaźniki i informacje o zagrożeniu powodzenia tej misji ewakuacyjnej. Także decyzja i rozmowy z USA. Z harmonogramu wycofywania poszczególnych nacji wynikało, że my mamy opuścić lotnisko w Kabulu 26 sierpnia, dlatego, że USA potrzebuje jeszcze trzech-czterech dni na ewakuacje swojego sprzętu i zakończenie misji do 31 sierpnia - poinformował.
"Wyleciało blisko 1300 osób"
Prowadzący program Bogdan Rymanowski pytał, czy komuś, kto współpracował z Polską, a jeszcze się nie ewakuował, nasz kraj pomoże jeszcze w ucieczce.
- Jeśli tylko to będzie możliwe, nie pozostawimy ich samych sobie. My ewakuację naszych współpracowników zakończyliśmy 27 czerwca. To była ewakuacja ich oraz ich rodzin, którzy oczekiwali wyjazdu. Te, które teraz ewakuowaliśmy, nie deklarowały w czerwcu jeszcze tej chęci, ale teraz podjęły decyzję o opuszczeniu kraju - odparł Skurkiewicz.
ZOBACZ: Szef MSZ przyznał dyplomatom nagrody za ewakuację z Afganistanu
Wyjaśnił, że "wojskowymi samolotami na linii Kabul-Nawoi wyleciało blisko 1300 osób. To byli nie tylko Polacy, Niemcy, Holendrzy, ale także współpracownicy naszych sojuszników, Litwinów, pracownicy Międzynarodowego Funduszu Walutowego".
Wiceszef MON zaznaczył, że "wszystkie osoby wsiadające do naszych wojskowych samolotów, a potem do samolotów LOT-u, musiały być zweryfikowane pozytywnie". - Zdarzyło się kilka przypadków, że osoby nie zostały wpuszczone na samolot, bo były wątpliwości co ich intencji, "świeciły na czerwono". Nasze służby stanęły na wysokości zadania - ocenił.
"Podjęta druga próba dotarcia konwoju humanitarnego"
Pytany o sytuację na granicy polsko-białoruskiej i o to, dlaczego Polska nie realizuje decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o "obowiązku dostarczenia migrantom żywności, wody oraz ubrań, a także zapewnienia opieki medycznej" koczującym tam od kilkunastu dni imigrantom, odparł: "Dziś podjęta była druga próba, by konwój humanitarny dotarł na teren Białorusi. (…) Te osoby pozostają wciąż na terytorium Białorusi".
- Zachęcałbym tych polityków, którzy tak ochoczo przyjeżdżają na teren koczowiska, żeby może weszli w kontakt z ambasadą Białorusi lub wywierali presję na dyplomatów z Białorusi w Polsce ,by dopuścili ten konwój, bo sytuacja jest trudna - spuentował Skurkiewicz.
Poprzednie odcinki programu dostępne są tutaj.
Czytaj więcej