Pogrzeb 14-latka z Pisza. Został uhonorowany przez prezydenta

Polska
Pogrzeb 14-latka z Pisza. Został uhonorowany przez prezydenta
PAP/Tomasz Waszczuk
Prezydent Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie 14-letniego Ernesta Banacha, który utonął w Pisie, ratując porażonych prądem żeglarzy, medalem "Za ofiarność i odwagę".

Prezydent Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie 14-letniego Ernesta Banacha, który utonął w Pisie, ratując porażonych prądem żeglarzy, medalem "Za ofiarność i odwagę". Prezydent nadał chłopcu odznaczenie w uznaniu za ratowanie ludzkiego życia. Biskup pomocniczy ełcki Adrian Glabas powiedział, że czyn chłopca jest wzorem dla każdego.

W kościele w Jeżach pod Piszem odbyła się w piątek ceremonia pogrzebowa 14-letniego Ernesta Banacha, który utonął we wtorek, ratując w rzece Pisa dwóch porażonych prądem żeglarzy.

 

ZOBACZ: Pisz. Kolejna ofiara dramatu. Nie żyje sternik jachtu

 

W uznaniu czynu chłopca prezydent Andrzej Duda odznaczył go pośmiertnie medalem "Za ofiarność i odwagę". Medal przekazał rodzicom Ernesta przedstawiciel kancelarii prezydenta Łukasz Rzepecki.

 

Prezydent Duda przesłał także wieniec pogrzebowy.

 

PAP/Tomasz Waszczuk
 

Na trumnie Ernesta koledzy z drużyny piłkarskiej Mazur Pisz położyli jego klubową koszulkę z nr 9. Koledzy piłkarze wraz ze strażakami i policjantami pełnili wartę przy trumnie chłopca.

 

PAP/Tomasz Waszczuk
 

Tłumy ludzi - zarówno tych, którzy znali Ernesta, jak i zupełnie obcych, poruszonych tragedią chłopca - uczestniczyły w piątek w pogrzebie. Ludzi było tak wielu, że nie zmieścili się w kościele, a auta były ustawione wzdłuż drogi przez całą miejscowość. Wiele osób przyniosło białe kwiaty i znicze.

 

PAP/Tomasz Waszczuk

 

Przy trumnie Ernesta przez całą mszę stali młodzi zawodnicy Klubu Sportowego Mazur Pisz - Ernest był kapitanem tej drużyny i został pochowany ubrany w piłkarski strój. Koledzy na trumnie położyli koszulkę z numerem 9 i nazwiskiem chłopca. Wartę pełnili też strażacy i policjanci. Na cmentarz trumnę niesiono przy dźwiękach strażackiej orkiestry. Na cmentarzu młodzi piłkarze odpalili świece dymne.

 

PAP/Tomasz Waszczuk

"Byłeś lubiany przez wszystkich"

- Byłeś pełen humoru, każdego umiałeś rozśmieszyć i choć byłeś najlepszym uczniem w szkole, a tacy zwykle kolegów nie mają, to ty byłeś lubiany przez wszystkich - mówiła koleżanka, która wspólnie z Ernestem chodziła do szkoły podstawowej w Jeżach. Po wakacjach Ernest miał rozpocząć naukę w liceum w Piszu.

 

PAP/Tomasz Waszczuk

 

W miniony wtorek po treningu piłkarskim Ernest z grupą kolegów zobaczył, że w rzece Pisie topi się dwóch dorosłych mężczyzn, którzy z jachtu wpadli do wody. Maszt tego jachtu zahaczył o linię wysokiego napięcia i doszło do porażenia prądem. Załoga jachtu wzywała pomocy. Chłopiec bez wahania rozebrał się i wskoczył do wody.

 

MOPR podał, że zdołał odwrócić jednego z poszkodowanych twarzą do góry i położyć na kamizelce ratunkowej. Z nieznanych powodów - jedni mówią, że Ernest dotknął metalowego elementu jachtu, inni, że na skutek kolejnego rażenia prądem Ernest zniknął pod wodą. Sekcja zwłok wykazała, że się utopił. Poszukiwania chłopca trwały ponad godzinę, znaleziono go na dnie rzeki.

"Tylko człowiek, który ma Boga w sercu zdolny jest do takiego czynu"

- To, co zrobił Ernest było impulsem miłości. Tylko człowiek, który ma Boga w sercu zdolny jest do takiego czynu – mówił podczas homilii ksiądz i pytał zebranych "kto z nas by tego dokonał, bez smartfona, bez aplikacji »Ratunek«". Kapłan zwracał uwagę, że zachowanie Ernesta było efektem jego wychowania przez rodziców, szkołę i Kościół - Ernest od małego był ministrantem, w minioną niedzielę pełnił na mszy służbę lektora.

"Mamy ratować tego, kto się topi"

Biskup pomocniczy Ełcki Adrian Glabas powiedział, że czyn chłopca "jest tak bohaterski, że bez wątpienia Ernest jest w niebie".

 

- Ta śmierć pokazuje nam, że mamy takich Ernestów szukać wkoło siebie, i żebyśmy sami byli tacy jak Ernest. Żebyśmy słyszeli wokół siebie wołanie o pomoc, nie tyko tych, którzy topią się w rzece, czy jeziorze ale też tych, którzy tonął w odmętach życia - mówił biskup Glabas. Zwracając się do zebranych w kościele podkreślał, że mamy "nie stać jak słupy soli, tylko mamy ratować tego, kto się topi".

 

PAP/Tomasz Waszczuk

 

Największe wzruszenie wśród zebranych w kościele wywołały słowa mamy Ernesta, Moniki. Wspominała, że na zakończenie roku szkolnego wspólnie z synem posadzili w sadzie jabłonkę. - Synku, mam nadzieję, że jabłonka, którą będzie dawała takie owoce, jaki ty dałeś -  powiedziała.

"Nie pojawił się nikt z załogi jachtu"

Koleżanki i koledzy Ernesta wspominali go jako chłopca skorego do żartów, wiecznie uśmiechniętego i pomocnego. - Jak komuś była potrzebna pomoc to Erni zawsze był gotowy - mówiła jedna z dziewczynek.

 

Klub sportowy, w którym grał Ernest, na sobotę ma zaplanowany mecz. Mama jednego z zawodników powiedziała, że koledzy z drużyny bardzo przeżywają tragedię i nie mogą uwierzyć w to, co się stało.

 

PAP/Tomasz Waszczuk 

Po pogrzebie wiele osób zwracało uwagę, że na ceremonii pogrzebowej nie pojawił się nikt z załogi jachtu, której pomoc niósł Ernest. - Przecież ich było na tej łodzi sześcioro, każdy z nich ma rodziny, ktoś z nich mógł przyjść tu i podziękować, oddać chłopcu cześć. Ksiądz mówił, że kto chce może zabrać głos, a nikt z tej załogi się nie pojawił. Wstyd - mówiła jedna z uczestniczek ceremonii.

 

Ernest Banach miał we wrześniu rozpocząć naukę w liceum. 14-latek zginął, gdy rzucił się na pomoc żeglarzom, których poraził prąd - jacht, którym płynęli zahaczył masztem o linię wysokiego napięcia.

dk / PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie