"Ten chłopiec zawstydził nas wszystkich". Tragedia w Piszu
Dramat na rzece Pisa. 14-latek, który rzucił się na pomoc żeglarzom, nie żyje. Chłopiec wskoczył do wody po tym, gdy zobaczył jak maszt żaglówki zahaczył o linię wysokiego napięcia, a ludzie wpadli do wody. Chłopak prawdopodobnie został śmiertelnie porażony prądem. Dwóch z sześciu żeglarzy jest w szpitalu - obaj w poważnym stanie. W mieście Pisz ogłoszono żałobę.
Tango trzydzieści, luksusowy jacht z wysokim masztem. Na pokładzie sześć dorosłych osób. Płynęli Pisą. Nie położyli masztu, a ten zahaczył o linię wysokiego napięcia w Piszu (woj. warmińsko-mazurskie).
Chłopiec był świadkiem. Ruszył na pomoc
- Dwóch mężczyzn na skutek wyładowania elektrycznego z tej łodzi wpadło do wody. Na pomoc ruszył czternastoletni chłopiec, który był świadkiem tego zdarzenia - powiedziała "Wydarzeniom" nadkomisarz Anna Szypczyńska z Komendy Powiatowej Policji w Piszu.
Chłopiec nie wahał się ani chwili. Niestety, choć prąd przestał płynąć po pierwszym zwarciu, gdy mężczyźni wypadli z łodzi, linia wysokiego napięcia automatycznie ponownie próbowała się uruchomić.
- Zarówno ci, którzy żeglowali jak i ten młody człowiek, który wskoczył na pomoc tego nie wiedział. Wskutek tego ponownego załączenia się linii i kolejnego wyładowania on poniósł śmierć - powiedział Jarosław Sroka, dyrektor Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
ZOBACZ: Pisz. Sternik jachtu w bardzo ciężkim stanie. Władze uhonorują chłopca
Na brzegu rzeki Pisy jest znak ostrzegający. Linia energetyczna biegnie na wysokości dziewięciu metrów, maszt jachtu miał dwanaście i pół. Składa się go szybko, używając do tego pilota.
- Jeżeli się wpływa w kanał, w rzekę, takie jachty powinny kłaść maszt - mówi "Wydarzeniom" jeden z żeglarzy.
Chłopca wyciągnęli z wody strażacy, nie udało się go uratować. Dwóch mężczyzn, których ocalił, trafiło do szpitala.
- Jeden z pacjentów trafił do oddziału intensywnej terapii, tam jest leczony, a drugi wymagał w krótkim czasie zabiegu operacyjnego - powiedział "Wydarzeniom" Marek Skarzyński, dyrektor Szpitala Powiatowego w Piszu.
WIDEO - Po tragedii w Piszu. "Ten chłopiec zawstydził nas wszystkich"
Ratownicy: czternastolatek wiedział, co robić
Zdaniem ratowników już sama decyzja o niesieniu pomocy w takiej sytuacji jest trudna. - Zachowaj spokój, zabezpiecz się i zadziałaj - mówi Damian Kowalczyk, ratownik medyczny z WOPR w Legionowie (woj. mazowieckie). Jak dodaje ryzyko wzrasta, gdy w grę wchodzi prąd elektryczny. - W momencie, kiedy jacht jest bezpośrednio w styku z linią wysokiego napięcia, nasze życie będzie zagrożone, jeśli wejdziemy do wody - mówi Damian Kowalczyk.
14-letni Ernest tego mógł nie wiedzieć, ale - jak podkreślają ratownicy MOPR - chłopiec wiedział, co robić.
- Położył zresztą bardzo prawidłowo głowę tego mężczyzny na kamizelce ratunkowej próbował po prostu udzielić pomocy i w tym czasie nastąpiło przepięcie czyli ponowne załączenie się linii - wyjaśnił Jarosław Sroka.
Ernest był piłkarzem klubu sportowego Mazur Pisz, kapitanem swojej juniorskiej drużyny.
Klub na portalu społecznościowym zamieścił przejmujący wpis. To jego fragment: "Miałeś całe życie przed sobą, niesamowity talent i charakter do gry. Ale pokazałeś nam, że nie tylko drużyny się nie zostawia, ale także potrzebujących. Będziemy służyć pomocą Twoim bliskim, bo wychowali Cię na fantastycznego człowieka".
- Znałem go już tyle, graliśmy sześć jak nie siedem lat w klubie i bardzo dobrze go wspominam, i zawsze będę o nim pamiętał. Będe za nim bardzo tęsknił - powiedział Kacper kolega Ernesta z drużyny piłkarskiej.
"On nas zawstydził. Pokazał jak żyć"
W Piszu ogłoszono trzydniową żałobę.
ZOBACZ: Sopot. WOPR i plażowicze utworzyli "żywy łańcuch". Szukali 4-latki
- On nas zawstydził, pokazał jak żyć. W okresie tych waśni, tych kłótni, tego dokuczania sobie, ten chłopiec poświęcił życie, żeby ratować innych ludzi, on miał 14 lat - powiedział burmistrz Pisza Andrzej Szymborski.
Czytaj więcej