Sandomierska: obraz zgwałconej dziewczyny jest zawsze taki sam. Robi wszystko, by być niewidzialna
W pierwszym odruchu zgwałcona dziewczyna chce się umyć, niejako zmyć z siebie cały ten ból i okropieństwo. Jednocześnie zmywa spermę, naskórek i wszystkie ślady, które mogłyby pomóc w znalezieniu sprawcy i udowodnieniu winy. W pracy obserwuje dziesiątki takich historii. To bardzo trudne, ale trzeba o tym mówić – wyjaśnia Anna Majda-Sandomierska, położna i autorka bloga Poloznamama.pl.
Uwaga: wywiad zawiera drastyczne opisy dot. gwałtów.
Karolina Olejak, polsatnews.pl: W wakacje częściej zgłaszają się do was dziewczyny, które zostały zgwałcone?
Anna Majda-Sandomierska: W wakacje takich zgłoszeń jest znacznie więcej. Nie powiedziałaby, że na każdym dyżurze, ale zdarza się to częściej niż poza sezonem. Zapewne znaczenie w moim doświadczeniu ma to, że pracuję w szpitalu blisko nadmorskich miejscowości, ale problem w okresie letnim jest też zauważalny w większych miejscowościach, gdzie życie towarzyskie kwitnie.
To zwykle młode dziewczyny?
Tak, najczęściej nastolatki i studentki, które mają wakacje. Spotykają się ze znajomymi, cieszą wolnym czasem, a ktoś to wykorzystuje. Historie, z którymi przeważnie się spotykam to właśnie takie wakacyjne wyjścia. Dramat rozgrywa się na plaży, przy pubach i barach, więc miejsca, które przed chwilą były przyjemną wakacyjną rozrywką, zmienia się w traumę życia.
Jak wygląda cała procedura badań. Policja dzwoni i pyta, czy może przyjechać z ofiarą?
Raczej nie pytają, a informują, że jadą z taką dziewczyną. My zaczynamy się przygotowywać. Policja ma ze sobą specjalny zestaw do pobrania materiału genetycznego. Znajdują się tam wszystkie niezbędne probówki do wymazów. Naszym zadaniem jest dokładne pobrać materiał. Zestaw trzeba zapakować i zalakować, bo później służy jako dowód w sprawie. To bardzo ważne.
Zacznijmy od początku. Dziewczyna staje w drzwiach szpitala i co się dzieje?
Przeważnie przywożą ją funkcjonariusze. Od razu zabieramy ją do pokoju zabiegowego, tak żeby nie musiała czekać w kolejce z innymi pacjentami. Wstępnie z nią rozmawiamy, wyjaśniamy, jak będzie przebiegać całe postępowanie. W takich chwilach niepewności jest tak wiele, że nie można ich jeszcze mnożyć.
Więc jak?
W zestawie znajduje się duża koperta na ubranie. Istotne, żeby dobrze je zabezpieczyć, ze wszystkimi częściami garderoby. Muszą do niej trafić nie tylko wierzchnie okrycia, ale przede wszystkim majtki i stanik, to na nich najczęściej znajduje się nasienie sprawcy, czyli najważniejszy dowód.
Zabezpieczamy je, oklejamy taśmą. Do dyspozycji mamy też kilka próbówek. Obowiązkiem jest dwukrotne pobranie wymazu z okolic pochwy i odbytu. Nie można ominąć żadnej części ciała, która mogła mieć z nim kontakt, więc brzuch, piersi czy plecy ofiary.
Tu bardzo ważny jest wywiad z ofiarą. Nigdy nie jest łatwo o tym rozmawiać, ale musimy wiedzieć, jak wyglądała napaść. Czy doszło do gwałtu oralnego, analnego? Jak trzymano ofiarę. Czy była próba obrony, czy może o zgwałceniu dziewczyna dowiedziała się od osób trzecich, bo podano jej jakąś substancje? Trzeba znaleźć złoty środek między dobitną bezpośredniością, a omijaniem istotnych kwestii. Każda informacja pomaga nam zebrać możliwie dużo dowodów, a dzięki temu namierzyć sprawcę i udowodnić mu winę.
Co daje wiedza o próbie obrony?
Wymaz spod każdego paznokcia pobieramy zawsze, bo ofiara najczęściej drapie i próbuje bić. Czasem jednak wiemy, że np. była przytrzymywana za włosy czy szyje. To kolejna poszlaka, co warto sprawdzić.
Wymaz pobieramy również z ran i otarć. Ofiarę badamy bardzo dokładnie, sprawdzamy skórę głowy i miejsca niewidoczne na pierwszy rzut oka. Czasem szok jest tak duży, że dziewczyna nawet nie czuje, że jest ranna. To ogromny stres. Czasem przez kilka godzin można nie czuć poważnych urazów.
Bywają sytuacje, że materiału jest bardzo mało. Zwłaszcza, gdy sprawca przygotował się do tego ataku, zaplanował i wiedział, co robi.
Co to znaczy, że mężczyźni robią to w sposób zaplanowany?
To raczej pytanie do policji, ale zwykle inaczej wyglądają gwałty recydywistów, którzy przygotowali się do zgwałcenia, a inaczej, gdy mamy do czynienia ze spontaniczną reakcją np. w wyniku zbyt dużej ilości alkoholu.
Policja nam również pomaga. Funkcjonariusze podpowiadają, jakie były okoliczności, dzięki temu wiemy, jak podejść do dziewczyny. O co zapytać.
My nigdy na 100 proc. nie wiemy, co się stało i kto był sprawcą. Nie taka jest też nasza rola. Jednak różne rzeczy można wnioskować po typie urazów. Śledztwo później weryfikuje pierwsze hipotezy.
Same ofiary też opowiadają, co się stało?
Nie zawsze chcą mówić. Historie, z którymi najczęściej się spotykam to ataki ze strony znajomych. Gdzieś na imprezie, po alkoholu hamulce puszczają. W miejscach, które znały i czuły się w nich bezpiecznie.
Nieważne, kto jest sprawcą, zawsze trudno jest o tym rozmawiać. Najgorsze są jednak sytuacje, gdy taką dziewczynę przywiezie dwóch policjantów, a jeszcze trafia na lekarza mężczyznę.
Co wtedy? Staracie się, żeby zbadała ją kobieta?
Jeśli tylko jest taka możliwość to tak. My położne najczęściej jesteśmy kobietami, więc wtedy przejmujemy pałeczkę. Przy kobiecie łatwiej się rozluźnić, poczuć intymnie, bezpiecznie.
Widziałam pani wpis w mediach społecznościowych. Pisała pani, że ofiary przeważnie patrzą w ziemie. Po takiej dziewczynie od razu da się rozpoznać, co je spotkało.
Takie jest moje doświadczenie. Większość ofiar przejmuje winę na siebie, szukają wytłumaczenia, dlaczego tak się stało. Klucza, który
pozwoli to wszystko zrozumieć.
Nie widziałam badań, nie istnieją takie, które całościowo objęłyby problem, ale myślę, że w znacznej mierze to wina naszej kultury. Dziewczyny w komentarzach rodziny, znajomych czy w internecie spotykają się z krytyką ofiar. Ktoś, gdzieś chlapnie, że koleżanka ma krótką spódniczkę, aż sama się prosi. Koleżanki śmieją się z innej, że za dużo wypiła i głupio robi. Gdy nie spotkało nas bezpośrednie zagrożenie, takie gadanie wydaje się niewinne. Łatwo je zlekceważyć.
Jednak później, gdy przytrafia się tragedia, te wszystkie komentarze wracają. W głowie zaczyna się zadawanie pytań. Czy faktycznie byłam źle ubrana? Czy dekolt był zbyt duży, a sukienka zbyt krótka? Może poszłam w miejsce, które ma złą renomę. Może powinnam posłuchać rodziców i wyjść chwilę wcześniej.
Te wszystkie społeczne slogany dziewczyny przyjmują bardzo osobiście. Czują, że to one mogły skusić i sprowokować. Czasem dochodzą do absurdalnych wniosków, że to ich wina, bo wracały piechotą, a nie poczekały na pierwszy autobus. Nie biorą pod uwagę, że to wina sprawcy, a nie ich, a przecież miały pełne prawo wracać ulicą do domu, nawet jeśli było późno.
Mama mówiła, żeby nie wracała sama.
Rodzice bardzo często przestrzegają, żeby nie wracać samej, poczekać na znajomych. Rzadko jednak tłumaczą dlaczego. Widmo realnej krzywdy jest mgliste. Wszyscy zakładamy, że nas nic złego nie spotka. To naturalne i nie ma w tym nic złego, bo tak powinno być. Trzeba znaleźć złoty środek. Z jednej strony opowiadać skąd biorą się zakazy, że to nie takie zabranianie dla zasady, ale realne zagrożenia. Z drugiej przecież nie można straszyć dziecka całym światem. Tak, że dziewczyna idąc ze znajomymi, będzie myślałam o tym, że zaraz zostanie zgwałcona. Nie będzie mogła się bawić, rozluźnić.
Sama mam córkę. Póki co, ma siedem lat, ale już zastanawiam się jak z nią rozmawiać co mówić, a czego nie. W którym momencie. Ta granica jest bardzo cienka.
Co powinniśmy zrobić, gdy w naszym otoczeniu jest ofiara zgwałcenia?
Zgwałcona dziewczyna nie myśli racjonalnie. Wtedy nie w głowie jej szukanie winnego, czy zabezpieczanie śladów. Najchętniej wyparłaby całe zdarzenie, przestała o nim myśleć, chociaż na chwile. Uważam, że warto mówić o tym cały czas, żeby takie informacje utrwalały się w świadomości, żebyśmy potrafili pomóc takiej osobie.
W pierwszym odruchu zgwałcona dziewczyna chce się umyć, niejako zmyć z siebie cały ten ból i okropieństwo. Jednocześnie zmywa spermę, naskórek i wszystkie ślady, które mogłyby pomóc w znalezieniu sprawcy i udowodnieniu winy. W pracy obserwuje dziesiątki takich historii. To bardzo trudne, ale trzeba o mówić o tym, jak postępować w przypadku tragedii.
Inaczej nie udowodni, że stała jej się krzywda?
Zmniejszają się szanse na to. Mimo że na początku jest trudniej, to później zyskuje twarde dowody i łatwiej będzie na kolejnych etapach śledztwa.
Macie szkolenia jak rozmawiać z taką dziewczyną?
W szpitalu pracuje 13 lat i nigdy nawet o takim nie słyszałam. Co najwyżej zdarzają się kursy z komunikacji z pacjentem. Wtedy ćwiczymy rozmowę w kryzysowych sytuacjach, czyli gdy pacjent umiera i trzeba powiadomić bliskich lub gdy dochodzi do poronienia. Staramy się wyciągać z nich różne techniki i wykorzystywać również w rozmowach z ofiarami zgwałceń. Jednak wszystko zależy od indywidualnej wrażliwości i wyczucia.
Takich szkoleń bardzo brakuje. Myślę, że tu wciąż w ochronie zdrowia jest wiele do zrobienia.
Czytaj więcej