Przez 20 lat wykorzystywano go jak niewolnika. Jest termin rozprawy ws. Mikołaja Jerofijewa
Pierwsza rozprawa ws. Mikołaja Jerofijewa odbędzie 17 września - dowiedział się polsatnews.pl. Wcześniej legnicka prokuratura oskarżyła o handel ludźmi starsze małżeństwo z Lisowic. Jan i Alicja Ś., wykorzystywali obywatela Rosji do pracy na fermie drobiu przez 23 lata. Sprawę jako pierwsza nagłośniła reporterka "Interwencji".
Pod koniec czerwca rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy prok. Lidia Tkaczyszn informowała małżeństwo Ś. zostało oskarżone o to, że "przechowywali obywatela Rosji, wykorzystując jego krytyczne położenie i stan bezradności, w celu świadczenia przez niego pracy na fermie drobiu". Jak wyjaśniła prokurator, "przechowywanie" to jedna z kodeksowych form handlu ludźmi.
Nie wypłacali mu pieniędzy
Rosjanin miał przebywać i pracować na fermie drobiu małżeństwa Ś. w Lisowicach koło Prochowic od 1997 r. do 2020 r. 60-letni dziś mężczyzna był w latach 90. pracownikiem cywilnym Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. - Po opuszczeniu kraju przez tę armie nie wrócił do swojego kraju i podejmował nielegalnie dorywcze prace u różnych pracodawców, by ostatecznie trafić na fermę drobiu do małżonków Ś. - mówiła prokurator.
ZOBACZ: Niemal ćwierć wieku niewolniczej pracy. Pan Mikołaj wraca do normalności
Dodała, że początkowo Rosjanin umówił się z właścicielami fermy, że za pracę otrzyma określone wynagrodzenie i utrzymanie. - Szybko się jednak okazało, że oskarżeni nie wypłacali mu żadnych pieniędzy, a warunki, w jakich mieszkał i żył, były złe - dodała prokurator. Oskarżeni zatrzymali Rosjaninowi paszport i książeczkę wojskową.
Śledczy zabezpieczyli u jednego z podejrzanych 200 tys. zł na rzecz przyszłego zadośćuczynienia za doznaną krzywdę na rzecz pokrzywdzonego.
Za przestępstwo, o które oskarżeni są Jan i Alicja Ś. grozi od 3 do 15 lat więzienia. Oskarżeni nie przyznali się do zarzutów.
Historia Mikołaja Jerofijewa
Sprawę pana Mikołaja we wrześniu ubiegłego roku jako pierwsza opisała "Interwencja".
Mikołaj Jerofiejew ma 60 lat. Przyjechał do Polski w 1989 roku do obsługi Armii Czerwonej, która stacjonowała pod Bolesławcem. Był pracownikiem cywilnym. Kiedy w latach 90. wojska radzieckie wyjechały, pan Mikołaj postanowił zostać w Polsce.
ZOBACZ: Rosjanin przez 23 lata był zmuszany do niewolniczej pracy na fermie pod Lubinem
- Pracowałem na fermie, gospodarz był bardzo zadowolony, ale poszła taka plotka, że niby będą wyłapywać tych, co nielegalnie pracują, wystraszył się i przywiózł mnie do Ś. Pracy oczywiście nie brakowało, non stop. Do roboty, do roboty, ale wtedy byłem młody i silny - opowiada Mikołaj Jerofiejew, zastrzegając, że nikt mu nie płacił. Mężczyzna opowiada, że nie pozwalano mu wychodzić do miasta. Był śledzony, a jego dokumenty trzymali jego oprawcy.
WIDEO: Zobacz materiał "Interwencji"
Był bity i wygłodzony
Jak tak można wykorzystywać człowieka, o głodzie żeby pracował? A jak już dała jedzenie to... Boże zachowaj! Spleśniały pasztet. Potrafił przychodzić godzina 23:00 i pytał się, czy nie mam coś do chleba. Mikołaj Jerofiejew był bity i mieszkał w kurniku - mówi Jolanta Matejko, która pomogła panu Mikołajowi uciec z fermy. Przyjęło go młode małżeństwo - Ewa i Krzysztof Tyszkiewiczowie.
- W krótkich spodenkach, klapkach, podartej koszulce, wsiadł do auta i powiedział, że to jest tylko to, co ma... Wrak człowieka, wychudzony, zapadnięte policzki - wspomina Krzysztof Tyszkiewicz.
ZOBACZ: Francja. Zabiła męża, który się nad nią znęcał. Wyjdzie na wolność
- Nie jest przyzwyczajony do jedzenia, miał tak zaciśnięty żołądek, że jakby zaczął nagle jeść, dostałby skrętu żołądka. Uczy się tu spędzać czas wolny. Uczy się normalnie jeść - dodaje Ewa Tyszkiewicz.
Mimo krzywd Mikołaj Jerofiejew chce zostać w Polsce. - Wolałbym zostać tu, bo przywykłem i znam ludzi. Do tego z językiem mi łatwiej, łatwiej mi mówić po polsku niż po rosyjsku - przyznaje pan Mikołaj.