"Interwencja". Zabrali byki i nie chcą zapłacić. Gospodarze doprowadzeni na skraj bankructwa
Pan Arkadiusz z ojcem Zbigniewem spod Płońska sprzedali swoje byki firmie z Glinojecka i od ponad dwóch lat czekają na zapłatę. Chodzi o 26 tys. zł. Przez brak gotówki hodowla stanęła. Mężczyźni oddali sprawę do sądu, ale mimo iż właścicielka firmy ma nieruchomość, którą można zająć na poczet długu, to sprawa się komplikuje. Materiał "Interwencji".
Pan Zbigniew ma 62 lata i mieszka w małej wsi pod Płońskiem na Mazowszu. Ponad 30 lat temu ze swoim ojcem zbudował budynek gospodarczy, gdzie trzymali bydło. Dziś jest on własnością pana Arkadiusza, który postanowił iść w ślady ojca i został rolnikiem.
- W 2011 roku rodzice przepisali mi gospodarstwo i zacząłem hodować bydło. Utrzymywaliśmy razem z tatą nawet do 40 sztuk. Chciałem, żeby obora nie stała pusta – opowiedział "Interwencji" Arkadiusz Piątkowski.
- Wszystko było na żonę, a on działał. Sam przyjechał po bydło. On wszystko sam załatwiał, żeby świadków nie było – zaznaczył pan Arkadiusz.
WIDEO: - Jak to może jeden drugiego tak oszukać i nic sobie z tego nie robić? - hodowca w materiale "Interwencji"
13 marca 2019 roku rolnicy sprzedali pięć byków firmie z Glinojecka. Formalnie jej właścicielką była Ewelina L., ale to jej mąż Paweł załatwiał interesy z rolnikami.
Jedna transakcja doprowadziła ich na krawędź bankructwa
Rolnicy mieli otrzymać 26 tysięcy złotych za sprzedane zwierzęta. Choć termin płatności na fakturze wynosił 14 dni, to do dziś mężczyźni nie dostali swoich pieniędzy. Jedna transakcja doprowadziła niegdyś dobrze prosperujące gospodarstwo rolne na krawędź bankructwa.
ZOBACZ: Polacy toną w długach. Rekordowa liczba bankrutów
- Miałem akurat wtedy kredyt do spłaty, no to popożyczałem trochę pieniędzy od znajomych, od rodziny, no bo nikt też nie wyjmie z kieszeni takiej puli na ratę, jaką miałem, czyli przeszło 20 tysięcy zł. Teraz obora jest pusta, bo nie było za co kupić bydła. Zajmujemy się tylko produkcją roślinną. Poszedłem do pracy, dodatkowo dorabiam w ochronie w Warszawie – przyznał pan Arkadiusz.
- To jest okropnie. Jak to może jeden drugiego tak oszukać i nic sobie z tego nie robić? – zapytał Zbigniew Piątkowski.
Nakaz zapłaty nie przyniósł oczekiwanego skutku
Pan Zbigniew i pan Arkadiusz wzywali firmę do zapłaty, jednak nie przyniosło to skutku. Skierowali sprawę do sądu. Otrzymali nakaz zapłaty, jednak wciąż mają problem z wyegzekwowaniem pieniędzy od dłużniczki – mimo tego, że posiada ona nieruchomość.
- Jedynym majątkiem, który udało się ustalić i który mógłby stanowić źródło zaspokojenia, była nieruchomość, tyle tylko że jest ona majątkiem wspólnym, dorobkowym dłużnika i jego małżonka. Niestety przepisy mówią, że jeżeli chcemy doprowadzić do spieniężenia tej nieruchomości, to wierzyciel musi uzyskać niejako pewnego rodzaju wyrok na drugiego małżonka. Musi wykazać, że drugi z małżonków wiedział bądź wydał zgodę na podjęcie takiego zobowiązania – poinformował Krzysztof Pietrzyk, rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej.
Bezskuteczne próby kontaktu
- Ten pan Paweł był upoważniony do wystawienia faktury, on skupował to bydło, a mimo to nie można ściągnąć z niego tego długu – powiedział Arkadiusz Piątkowski.
ZOBACZ: "Interwencja": Szpital w Wejherowie odesłał kobietę do domu. Umarła na rękach męża
Dziennikarze "Interwencji" próbowali skontaktować się telefonicznie z Eweliną L. i jej mężem - niestety, bezskutecznie. W związku z tym pojechali pod dwa adresy, którymi dysponowali pan Zbigniew i pan Arkadiusz. "Interwencja" wysłała również maila z prośbą o wypowiedź – do dziś redakcja nie otrzymała odpowiedzi na zadane pytania.
Aby zawalczyć o zwrot pieniędzy, rolnicy muszą zwrócić się teraz do sądu o wydanie klauzuli wykonalności na Pawła L. Ale kolejne pisma i oczekiwanie na decyzję oddala rolników od powrotu do normalności.
Czytaj więcej