Niemal ćwierć wieku niewolniczej pracy. Pan Mikołaj wraca do normalności
Mikołaj Jerofiejew przez 23 lata był zmuszany do niewolniczej pracy na kurzej fermie państwa Ś. pod Lubinem. Gdy "Interwencja" nagłaśniała jego dramat, widać było, że jest wychudzony i zastraszony. Teraz mija rok, odkąd pan Mikołaj cieszy się wolnością. W materiale "Interwencji" opowiedział, co czuje, jak wygląda jego życie i jak może się zmienić, gdy wywalczy gigantyczną rekompensatę.
- Po pierwsze widać po mnie, że już nie jestem tamten dziad z brodą, z takimi włosami, chudy jak czort, teraz to już całkiem inaczej – stwierdził Mikołaj Jerofiejew, który wyraźnie się uśmiechnął.
- Jak go wzięliśmy, to po prostu miał maskę na twarzy... – powiedziała Ewa Tyszkiewicz, która dała schronienie panu Mikołajowi.
Reporterka "Interwencji": - To była skóra i kości, szkielet.
- Chodzi mi też o emocje na twarzy, oczy wbite w ziemię, zero śmiechu i takie przerażenie – wspomniała pani Ewa.
"Sama wolność, to przede wszystkim to, że teraz nikt na mnie nie krzyczy"
Dziennikarze "Interwencji" zapytali pana Mikołaja, co podoba mu się najbardziej na wolności.
- Sama wolność, to przede wszystkim, że teraz nikt na mnie nie krzyczy, robię to, co uważam. To co mam do roboty, idę, zrobię, a całą resztę czasu albo czytam, albo maluję, albo siedzę w internecie - przyznaje.
- Chodzi wyprostowany i głowa do góry, a nie spuszczona jak rok temu – wtrącił Krzysztof Tyszkiewicz, mąż pani Ewy.
WIDEO: materiał "Interwencji" o panu Mikołaju Jerofiejewie
W Polsce Rosjanin był cywilnym pracownikiem Armii Czerwonej - wojsko wyjechało, a on został nielegalnie. Imał się różnych prac, w 1997 roku trafił na fermę do małżeństwa Ś. Właściciele od razu odebrali mu dokumenty, zastraszali, zmuszali do pracy, za którą nigdy nie zapłacili. W czerwcu do sądu wpłynął przeciwko nim akt oskarżenia.
ZOBACZ: "Interwencja": Szpital w Wejherowie odesłał kobietę do domu. Umarła na rękach męża
- Prokurator zarzuca Janowi Ś. i Alicji Ś. przechowywanie pana pokrzywdzonego z wykorzystaniem jego krytycznego położenia i takiego stanu bezradności w celu jego pracy na fermie drobiu, którą ocenia się jako pracę przymusową. Zgodnie z przepisami to jest jedna z form tak zwanego handlu ludźmi – poinformowała Lidia Tkaczyszyn z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
"Nie chcę ich widzieć na oczy"
Reporterka: - Czy oni mają świadomość, co zrobili, że zmarnowali tyle lat z życia?
Mikołaj Jerofiejew: - A skąd! Jeszcze próbowali mnie oczernić. Ile razy musiałem wyjaśniać, co było, jak było i w prokuraturze, i pani psycholog. Jak było, tak mówiłem, a po co mam wymyślać, po co?
Reporterka: - A nie było dobrze…
Mikołaj Jerofiejew: - Pewnie, że nie było. Jeżeli będzie jakiś sąd, wolałbym, żeby nawet mnie tam nie było. Niech online mnie tam pytają, żebym Ś. w ogóle na oczy nie widział.
ZOBACZ: "Interwencja": Przepracował 31 lat. Zdaniem ZUS-u renta mu się nie należy
- Strony postępowania mogą złożyć wniosek o przesłuchanie pokrzywdzonego, który będzie słuchany w charakterze świadka na sali, pod nieobecność oskarżonych. Ze względu na to, że pani redaktor sygnalizuje taki problem, to ja też przekażę takie stanowisko pokrzywdzonego pani prokurator, która będzie oskarżała przed sądem – zapewniła Lidia Tkaczyszyn z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
"Powinni byli zapłacić 1,5 mln zł panu Mikołajowi, nie wliczając w to odsetek"
Mecenas Dominik Góra z kancelarii Lex Advena we Wrocławiu od początku prowadzi sprawę Mikołaja Jerofiejewa. Przed nim i jego klientem kolejne wyzwanie – proces. Oskarżeni o handel ludźmi hodowcy drobiu będą odpowiadać z wolnej stopy. Wpłacili po 20 tys. zł poręczenia.
- Poręczenie majątkowe wysokości 20 tysięcy wydaje się być dosyć nikłe. Przez dwadzieścia trzy lata państwo Ś. powinni byli zapłacić mniej więcej 1,5 mln zł naszemu klientowi, oczywiście nie wliczając w to odsetek. Według naszej kancelarii nie tylko państwo Ś. więzili i czerpali korzyści z niewolniczej pracy naszego klienta, były to także dzieci, które niewątpliwie korzystały z majątku rodziców – wytłumaczył Dominik Góra, pełnomocnik pana Mikołaja.
- W toku śledztwa prokurator na poczet zadośćuczynienia za doznaną krzywdę, zabezpieczył na nieruchomości Jana Ś. kwotę 200 tys. zł, przez zajęcie hipoteką – podkreśliła Lidia Tkaczyszyn.
"Chcę tu zostać, tyle lat już jestem Polakiem"
Mikołaj Jerofiejew złożył dokumenty o przyznanie polskiego obywatelstwa, chce zostać w Polsce. Starej ojczyzny nie zna. Pamięta ją sprzed trzydziestu dwóch lat, gdy Związek Radziecki już prawie nie istniał, a współczesna Rosja jeszcze nie powstała.
- Chcę tu zostać, tyle lat już jestem Polakiem, adaptowałem się tu nawet do klimatu. Gdybym dostał paszport, o Jezu! Cały świat przede mną otwarty, możesz jechać i do Europy, i dalej, i do Australii – powiedział pan Mikołaj.
ZOBACZ: "Interwencja". Policjanci strzelali do schizofrenika. Toczą się dwa śledztwa
- Pan Jerofiejew ze swoim pełnomocnikiem zdecydowali się złożyć wniosek o nadanie obywatelstwa polskiego, tutaj przy pomocy naszych pracowników wniosek został przyjęty i opracowany. Wraz z opinią został przekazany do MSWiA, skąd następnie trafi do Kancelarii Prezydenta RP - poinformowała Dominika Winkowska z Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego
- Tęsknię za dzieciństwem, trochę jest nostalgia, która nieco przechodzi po tylu latach w Polsce. Już nie tak ostro jak kiedyś, ale jednak wracam myślami tam. O mamie, o tacie, o bracie, co się z nim dzieje, o moim synu biologicznym, jak on teraz wygląda, bo pamiętam go jak miał 3,5 roku, a teraz w życiu bym go chyba nie poznał. Po tylu latach… jak mu teraz to wytłumaczyć, dlaczego go zostawiłem? Muszę do siebie dojść, muszę zrozumieć, jak to wszystko działa, przecież to miałem kiedyś, tylko zapomniałem - powiedział pan Mikołaj.
Czytaj więcej