Sprzedali działkę deweloperowi. Stracili pieniądze
To miała być transakcja życia: pani Dorota i pan Marek Widortowie z Warszawy postanowili sprzedać połowę swojej działki, by pomóc córce i móc spokojnie żyć na emeryturze. Teren kupił deweloper. Zapłacił 500 tys. zł, czyli mniej niż połowę wartości terenu, a następnie odsprzedał go i zniknął. Materiał "interwencji".
Małżeństwo przez wiele lat prowadziło gospodarstwo ogrodnicze. Gdy przestali uprawiać rośliny, część działki, na której stały szklarnie, sprzedali deweloperowi.
- Deweloper dawał nam pieniądze, które nas nie satysfakcjonowały. Doszliśmy do porozumienia, że da nam połowę kwoty, a resztę w mieszkaniach - opowiada Marek Widort.
ZOBACZ: Warszawa. Przez awarię spłuczki, ma ogromną opłatę za… śmieci
Pani Dorota jest na emeryturze, a pan Marek na rencie bez prawa do zasiłku. Małżeństwo mieszka z dorosłą córką. Żyją skromnie. Sprzedaż działki miała być zabezpieczeniem przyszłości całej rodziny.
- Część z pieniążków włożyliśmy w remont tego domu, żeby córka miała i żebyśmy my mieli gdzie mieszkać do końca życia. No, ale pieniążki się rozeszły. Trzeba było jeszcze spłacić zięcia, bo się rozszedł z córką - tłumaczy pan Marek.
- Najpierw przyszło przelewem 100 tys. zł, później 400 tys. I później miało być 600 tys. zł. Potężne pieniądze. To jest dorobek całego naszego życia - mówi pani Dorota.
"Bardzo trudna prawniczo sprawa"
- Z tego, co wiem, to on miał kredyt wziąć, ale nie zdążył, bo została wstrzymana budowa. Ale jaka jest prawda? Oni się tak tłumaczyli - dodaje pan Marek.
Kiedy małżeństwo zaczęło sprawdzać, co się dzieje ze wstrzymaną budową, okazało się, że deweloper sprzedał działkę. Najpierw jednej spółce, a ta kolejnej.
- To jest bardzo trudna prawniczo sprawa, z tego względu, że nieruchomość został zbyta nie tylko na jeden podmiot, ale późnej była przedmiotem kolejnej transakcji - mówi Jarosław Knieć, pełnomocnik państwa Widortów.
ZOBACZ: Wstawił do mechanika pięć aut. Żadnego nie odzyskał
- To było od samego początku ukartowane, to zostało za szybko zrobione. Jeżeli my działkę sprzedajemy 1 czerwca, a w grudniu tego samego roku już jest działka sprzedana dalej, drugiemu właścicielowi, to sądzę, że musiało być to wcześniej nagrane - uważa Dorota Widort.
- W księdze wieczystej tej nieruchomości roszczenie państwa Widortów nie zostało wpisane. Wszystkie spółki, które są uwikłane w transakcje sprzedaży nieruchomości pana Marka i pani Doroty to są podmioty powiązane ze sobą osobowo, kapitałowo, funkcjonalnie - mówi Jarosław Knieć, pełnomocnik państwa Widortów.
WIDEO: zobacz reportaż "Interwencji"
Bez odzewu
Wyjaśnieniem tych kwestii będzie zajmować się teraz prokuratura. Żaden z podanych numerów aktualnego ani poprzedniego dewelopera nie jest aktywny.
Szukając Tomasza O., który kupował działkę od pani Doroty i pana Marka, dziennikarze "Interwencji" trafili prokurenta spółki będącej obecnym właścicielem działki. Mężczyzna twierdzi, że nie wiedział o długu. Obiecał skontaktować dziennikarzy z Tomaszem O. i umówić się na wywiad. Na kontakt czekają do tej pory.
- To nie są małe pieniądze. Tyle lat ciężko pracowaliśmy na to i ktoś nam to zabiera, a my nie mamy wpływu na to. Nie ma jak wyegzekwować tego. Nie wiem, jak ludzie z takim sumieniem mogą żyć. Nie wyobrażam sobie tego – mówi pani Dorota.
Czytaj więcej