Amstaffy rzuciły się na kobietę z psem. Maltańczyk został rozszarpany
Biegające po osiedlu amstaffy zaatakowały kobietę, która niosła na rękach swojego psa. Maltańczyk został rozszarpany na oczach właścicielki. Opiekun agresywnych psów został zatrzymany przez policję. Jak się okazało, mężczyzna był poszukiwany.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek 7 czerwca w Elizówce pod Lublinem. Właścicielka maltańczyka wyszła na chwilę ze swoim psem przed blok. Kobieta trzymała swojego pupila na rękach.
Maltańczyk nie miał szans
W pewnym momencie została zaatakowana przez biegające luzem po osiedlu agresywne amstaffy, które rzuciły się na nią i wyrwały jej małego pieska.
ZOBACZ: Myśleli, że to pies. Turyści zabrali z lasu szczenię wilka
Maltańczyk nie miał żadnych szans w starciu z dużo większymi psami. Został zagryziony na oczach swojej właścicielki.
Psy próbował okiełznać ich opiekun, jednak było już za późno.
"Widok był przerażający"
Właścicielka maltańczyka została niegroźnie ranna podczas ataku. Na miejsce wezwano policję, karetkę pogotowia i lekarza weterynarii.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem - powiedział "Dziennikowi Wschodniemu" lek. wet. Gerard Górecki. - Maltańczyk był rozszarpany. Widok był przerażający - dodał.
ZOBACZ: Zmarł 12-latek pogryziony przez psa. Miał przejść skomplikowaną operację
Jak się okazało agresywne psy nie miały aktualnych szczepień. - Ostatnie wykonane szczepienia przeciwko wściekliźnie miały w 2017 roku - przekazał Górecki.
33-letni opiekun psów został zatrzymany przez policję. Okazało się, że jest poszukiwany. Miał do odbycia karę pozbawienia wolności – ponad pół roku za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu.
"Boimy się o swoje bezpieczeństwo"
Według lokalnych mediów psy, które zaatakowały kobietę, już wcześniej były agresywne. - Nie widziałem nigdy, aby były wyprowadzane na spacer w kagańcu. Na smyczy tak, ale bez kagańca - powiedział "Dziennikowi Wschodniemu" jeden z mieszkańców Elizówki.
Spottedlublin.pl poinformował natomiast, że psy "były bite, zostawiane same w domu na kilka dni i głodzone". Według dziennikarzy ich właścicielka miała prowadzić "pseudohodowlę amstaffów, sprzedając szczeniaki bez dokumentów".
ZOBACZ: 17-latka rzuciła się na niedźwiedzicę, by ratować psy. "Nie wiedziałam, że mam to w sobie"
Agresywne amstaffy trafiły na dwutygodniową obserwację do kliniki weterynaryjnej. Sprawę ataku na kobietę wyjaśnia policja. Funkcjonariusze sprawdzą również warunki w jakich trzymane były psy.
- Mam nadzieję, że psy trafią w lepsze ręce - powiedziała "Dziennikowi Wschodniemu" zaatakowana kobieta. - Ten atak to nie jest ich wina. One były po prostu źle prowadzone. Po tym, co się stało, boimy się o swoje bezpieczeństwo. Zwłaszcza ci, którzy mają dzieci i psy - dodała.
Czytaj więcej