Warszawa. Koniec stref bezpieczeństwa w komunikacji miejskiej
Koniec stref wydzielonych w pojazdach komunikacji miejskiej - zdecydował stołeczny ZTM. Od początku epidemii taśmy odgradzały przody pojazdów, by ich prowadzący nie kontaktowali się z pasażerami. Prowizoryczne bariery zaczęły znikać w weekend, dzięki czemu podróżni mają więcej miejsc siedzących. Samorządy zwracają uwagę, że nie mogą wymuszać na podróżnych przestrzegania rządowych restrykcji.
Strefy wydzielone w pojazdach stołecznej komunikacji miejskiej pojawiły się w połowie marca 2020 roku, gdy do Polski dotarł koronawirus. Podobnie, jak Warszawa, postąpiły transportowe spółki m.in. we Wrocławiu, Krakowie, Bełchatowie, Rzeszowie, Lublinie, Kielcach i Rzeszowie.
ZOBACZ: Pociąg TLK "Hańcza". Rowerzyści jadą nad jeziora. Wagon pełen jednośladów
W ten sposób chciano uchronić prowadzących autobusy, tramwaje czy trolejbusy przed potencjalnym zakażeniem się od pasażerów. Niektóre miasta zniosły takie "bufory", gdy ustąpiła pierwsza fala epidemii, jednak do tego rozwiązania powrócono jesienią, kiedy wskaźniki zakażeń poszybowały na nowo.
Więcej miejsc siedzących dla pasażerów
Teraz, gdy w pełni zaszczepionych Polaków jest coraz więcej, a najnowsze dane epidemiczne są pozytywne, strefy wydzielone zaczynają znów znikać. Do grona miast, które zdecydowały się na ten krok, dołączyła Warszawa.
Z pojazdów stołecznego przewoźnika zaczynają znikać prowizoryczne przegrody oraz ogłoszenia ostrzegające przed wstępem do fragmentu pokładu w okolicy kabiny kierowcy, maszynisty czy motorniczego.
Wszystkie strefy wydzielone mają przestać istnieć do poniedziałku. Jednak już w niedzielę pasażerowie w części pojazdów znów mogli korzystać m.in. z kilku foteli na przedzie, które bez przerwy przez ponad rok były niedostępne. Ponownie otwierają się także przednie drzwi.
Ponad tydzień temu ze stref wydzielonych zrezygnował również Wrocław. Jednak nie wszystkie miasta w Polsce w ogóle zdecydowały się, by oddzielić prowadzących od pasażerów, mogących potencjalnie roznosić SARS-CoV-2. Niekiedy było to niemożliwe, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie bilety kupuje się właśnie u kierowców.
Nowe limity pasażerów
Rządowe rozporządzenia nie przewidywały, by przewoźnicy musieli tworzyć strefy wydzielone. Do teraz mówią za to, że osoby za kierownicą w transporcie zbiorowym nie muszą nosić maseczki podczas pracy.
Restrykcje sanitarne dotyczą jednak pasażerów. Zgodnie z przepisami obowiązującymi od niedzieli, muszą zasłaniać usta i nos maseczką podczas jazdy, a zająć mogą 75 proc. wszystkich miejsc w komunikacji miejskiej oraz pociągach lokalnych i regionalnych, przy pozostawieniu co czwartego fotela pustego. Obostrzenie to nie dotyczy osób zaszczepionych.
ZOBACZ: Od niedzieli kolejne luzowanie obostrzeń. Sprawdź, co się zmienia
Inny limit obowiązuje na dalekobieżnej kolei oraz międzymiastowym transporcie autobusowym, gdzie przewoźnicy mogą sprzedać 100 proc. biletów na miejsca siedzące lecz ani jednego na miejsca stojące.
Samorządy nie mogą karać pasażerów bez maseczek
Przedstawiciele branży transportowej zwracają jednak uwagę, że nadal nie rozwiązano kwestii, w jaki sposób kontrolować frekwencję w pojazdach oraz jak zmusić podróżnych do noszenia maseczki.
- Przestrzeganie limitów, kontrolowanie i karanie osób, które ich nie przestrzegają to domena służb państwowych. Samorząd nie ma kompetencji, żeby wyciągać konsekwencje, np. zmuszać do wysiadania - mówił Polsat News rzecznik warszawskiego Zarządu Transportu Miejskiego Tomasz Kunert.
Czytaj więcej