Grzechotniki i skorpiony w samolocie. To skutek pandemicznego uziemienia
Inżynierowie jednej z linii lotniczych opowiedzieli o wyzwaniach, z jakimi wiąże się utrzymywanie samolotów w czasie lockdownu. Okazuje się, że do największych niebezpieczeństw należą... grzechotniki i skorpiony. Upodobały sobie uziemione maszyny i w nich zamieszkały.
Wraz z opadaniem zimowo-wiosennej fali epidemii, stopniowo przywracany jest międzynarodowy ruch lotniczy, zwłaszcza lotów pasażerskich. Jeszcze kilka miesięcy temu liczba lotów notowała rekordowe spadki i była niższa o dwie trzecie niż przed pojawieniem się koronawirusa.
Samoloty uziemione na pustyni
Samoloty pasażerskie, by przetrwać ten okres, kierowane były na "parkingi" przy czym amerykańskie pustynie należały do najlepszych z nich ze względu na suchy klimat i wysokie temperatury. Jednak, jak przyznał operator lotniczy Qantas, ten komfort ma swoją cenę. Pracownicy sieci, odpowiedzialni za utrzymywanie samolotów na ziemi w dobrym stanie, muszą uważać na grzechotniki. Linia pokazała, jak radzą sobie z zagrożeniem.
"Suche, gorące powietrze i niska wilgotność względna kalifornijskiej pustyni sprawia, że jest to idealna przestrzeń do przechowywania samolotów, jest też jednak idealnym środowiskiem dla bardzo jadowitych grzechotników i skorpionów, które chętnie gnieżdżą się wokół felg i opon drzemiących samolotów" – pisze Qantas w oświadczeniu prasowym.
Tim Heywood, szef firmy ds. inżynieryjnych, powiedział, że samoloty są utrzymywane w dobrym stanie przez zespół naziemny, który regularnie przebywa dwugodzinną drogę z Los Angeles do Victorville i że spotkania z jadowitymi zwierzętami jest cześcią pracy tych ludzi.
- Okolica jest dobrze znana z żarłocznych grzechotników, które uwielbiają wspinać się po gorących oponach i wślizgiwać do samolotowych kół i hamulców. Każdy samolot ma swój własny "kołogrzmot" ("wheel whacker"), przerobiony z kija od szczotki. To część zestawu naprawczego, każda podpisana jest rejestracją samolotu – opowiedział Heywood.
Testy w hangarze
- Pierwszą rzeczą, którą robimy podczas kontroli samolotu, jest walenie kijem w koła i głośne tupanie, żeby obudzić grzechotniki i je wystraszyć. Chodzi o to, by krzywda nie stała się ani ludziom, ani wężom – wyjaśnił. Dodał, że spotkali "kilka grzechotników i trochę skorpionów", ale "kołogrzmot robi robotę".
Obowiązek inżynierów z zakresu odstraszania węży jest, jak podkreśla Heywood, kolejnym znakiem zmiany, jakiej podlegają należące do Qantas airbusy A380. Gdyby nie pandemia, te samoloty rzadko spędzają więcej niż dzień na ziemi.
ZOBACZ: Lot do Dominikany odwołany. Pusty samolot poleciał po turystów
Kiedy spadło radykalnie zapotrzebowanie na przeloty, samoloty zostały odstawione na pustynię. Tam zostały zabezpieczone: folią pokryto fotele, owinięto koła i opony, zabezpieczono stery, okna pasażerów i podwozie. Wszystkie wloty powietrza i wydech zostały zatkane, by nie zagnieździły się w nich insekty, ptaki ani nietoperze. Samoloty były i tak kontrolowane co tydzień.
Jak podaje linia, jeśli nie uda się wypłoszyć któregoś z intruzów, może czekać je gorsza niespodzianka. Niedawno jedna z maszyn została przywrócona do użytku po 290 dniach w powietrzu. Pokonała w powietrzu trasę do Los Angeles, gdzie w hangarze testowano jej podwozie.
ZOBACZ: Krwawa bójka na pokładzie samolotu. Poszło o maseczki [WIDEO]
- Wspaniale było patrzeć, jak A380 jest znowu w powietrzu. Niektóre z tych samolotów są jeszcze fabrycznie nowe, z folią na fotelach, więc z dumą zachowujemy je w doskonałym stanie, aż przyjdzie czas, że zaczną znowu latać. Wtedy będziemy mogli zawiesić "kołogrzmoty" na kołku – powiedział Tim Heywood.
Czytaj więcej