"Bił przy każdej okazji. Przykładał brudne buty do twarzy". Historie ofiar przemocy domowej
Piekło w czterech ścianach, czyli ogromny problem przemocy domowej, często ukrywany przez lata przed światem. Pandemia i izolacja zamknęła ofiary w domach z oprawcami. Teraz pokrzywdzone kobiety zabierają głos i dzielą się tym, co musiały przeżywać. Ich historie zebrała Magdalena Gwóźdź w reportażu "Raportu".
Ofiara przemocy domowej ma w Polsce twarz kobiety. W różnej formie przemoc domowa dotyka aż 19 proc. kobiet w naszym kraju.
- Podważanie cały czas mojej osoby, mówienie mi, że jestem psychiczna, że powinnam się leczyć. Takie sprowadzenie mnie do psychicznego zera - powiedziała jedna z bohaterek materiału.
ZOBACZ: Przemoc domowa w Holandii. Co trzecie zgłoszenie z polskich rodzin. "Czas wszcząć alarm"
- Jak się urodziło drugie dziecko i gdy wróciłam ze szpitala, to powiedział mi, że jak chciałam dzieci, to mam się teraz nimi zajmować. W pierwszym tygodniu urlopu macierzyńskiego usłyszałam, że jak się odezwę słowem, to będę gówno jadła - dodała kobieta.
WIDEO: Materiał "Raportu"
Oprawca nie odpuszczał ani na chwilę. Wykorzystywał każdy moment, aby nękać kobietę. Poniżał, bił i doprowadzał ją do psychicznej zapaści.
- Każda okazja była wystarczająca by uderzyć, zmieszać mnie z błotem, wmówić mi, że jestem wariatką, idiotką. To był koszmar. Zaczęłam tracić poczucie własnej wartości - wyznała Ewa, która przez lata zmagała się z nękaniem ze strony męża.
"Gdy szłam do pracy, zagradzał mi drogę i pchał"
- Do pracy jeździłam spóźniona, bo mi zagradzał drogę. Gdy przechodził obok mnie w korytarzu, to mnie pchał. Innym razem przykładał mi brudne buty do twarzy. Zawsze każda okazja była wystarczająco dobra... by mi dokuczyć, żeby mnie upodlić - powiedziała jedna z bohaterek reportażu.
Przedstawiciele instytucji, które pomagają ofiarom przemocy domowej podkreślają, że w Polsce ciągle mamy wiele stereotypów, które wpływają na kobiety. To mylne przekonanie, że brudy należy prać we własnym domu. Wiele kobiet myśli, że to ich wina. Taka pewność wynika z wychowania.
- Ukrywałam to co się działo. Kiedy sąsiadka zapytała, dlaczego mam podbite oko, powiedziałam, że upadłam. Nie chciałam, żeby świat źle o nim myślał. Prosiłam o terapię. Tłumaczyłam mu, że złość nie jest rozwiązaniem. Usłyszałam, że jak jestem psychiczna, to sama mam iść do psychiatry - wyznała jedna z bohaterek reportażu.
Rezygnują z pomocy, żyją z oprawcami
W większości przypadków kobiety nie szukają pomocy w instytucjach, które takiej pomocy mogą im udzielić. Przez lata żyją z oprawcami w domach. Pandemia - pomimo że w czasie jej trwania nieznacznie zmniejszyła się liczba wydanych tzw. "niebieskich kart" - mogła ten problem jeszcze pogłębić.
- Założyłam dwukrotnie niebieską kartę, ale to jest martwe. To nie działa. W czasie awantur dzwoniłam na policję. Mąż mówił, że się uderzyłam o framugę. Policja odjeżdżała - dodała jedna z bohaterek materiału.
Czytaj więcej