Niemcy. Punkty testujące zawyżały liczbę badań. Nawet kilkakrotnie
Niemiecka prokuratura bada, czy firmy wykonujące szybkie testy na koronawirusa przedstawiały nieprawdziwe dane o liczbie wykonanych badań, by uzyskać większą refundację. Dziennik "Süddeutsche Zeitung" ujawnił, że jedna z firm deklarowała wielokrotnie więcej wykonanych testów niż przeprowadzono ich w rzeczywistości.
Federalny minister zdrowia Niemiec Jens Spahn miał w poniedziałek rano omawiać ze swoimi odpowiednikami z krajów związkowych doniesienia o masowych nieprawidłowościach w punktach wykonywania testów na obecność koronawirusa. Chodzi o zgłaszanie większej liczby wykonanych badań niż miało to miejsce w rzeczywistości.
Śledztwo w sprawie liczby testów
Po publikacji wyników śledztwa dziennikarskiego dotyczącego takich oszustw sprawę bada też prokuratura w położonym w Nadrenii Północnej-Westfalii Bochum, która w piątek wszczęła śledztwo dotyczące zawyżania liczby przeprowadzanych testów antygenowych przez punkty szybkich badań.
W zeszłym tygodniu dziennik "Süddeutsche Zeitung" ujawnił, że mająca siedzibę w Bochum firma MediCan, która prowadzi 54 ośrodki testowe w 36 niemieckich miastach, zgłaszała kilkakrotnie więcej badań niż w rzeczywistości wykonywała.
ZOBACZ: Niemcy od czerwca będą szczepić 12-latków. Większość ekspertów sceptyczna
Niemcy raz w tygodniu mogą poddać się bezpłatnemu badaniu na obecność koronawirusa. Negatywny wynik pozwala na wejście do restauracji, niektórych sklepów czy instytucji kultury. Centra testowe otrzymują za takie badania 18 euro refundacji. Zdaniem dziennika system ten działa praktycznie bez żadnej kontroli, a opiera się na finansowaniu deklarowanej liczby badań, które nie wymagają drobiazgowej dokumentacji.
Diagnostyka COVID-19 u... fryzjera
Jak informuje gazeta, w samej Nadrenii Północnej-Westfalii w połowie marca działało 1,8 tys. punktów szybkiego testowania, a dwa miesiące później już ponad 8,7 tys. Centra testowe są organizowane nie tylko przez lekarzy i farmaceutów, ale również przez fryzjerów, siłownie i kawiarnie, do złożenia wniosku o otwarcie punktu wystarczy przejście internetowego kursu pobierania wymazów - relacjonuje "Süddeutsche Zeitung". Według dziennikarzy gazety wnioski takie w przeważającej mierze są rozpatrywane pozytywnie.
Dziennikarskie śledztwo przeprowadzone wraz z dwoma regionalnymi redakcjami publicznego radia wykazało, że MediCan zgłosiło, że w niektórych punktach wykonanych zostało ponad dziesięć razy więcej badań niż w rzeczywistości.
ZOBACZ: Niemcy luzują przepisy. Łatwiejszy wjazd z Polski
Firma tłumaczyła to włączaniem do liczby testów przeprowadzanych w niektórych lokalizacjach badań wykonanych w innych ośrodkach. Lokalne władze medyczne przekazały jednak dziennikarzom, że taka praktyka jest nielegalna.
"Nie mogę kontrolować centrów testowania z Berlina" - tłumaczył w niedzielę w telewizji ARD niemiecki minister zdrowia Jens Spahn przekonując, że kontrolę nad punktami wykonywania testów sprawują lokalne władze medyczne i to one powinny zapobiegać nadużyciom przy rozliczaniu badań. Polityk zapowiedział na Twitterze zwiększenie "losowych kontroli".
Czytaj więcej.@jensspahn im @DLF: "Ob die Räumlichkeiten und Qualifikationen bei den #Testzentren stimmen, können nur die Behörden vor Ort entscheiden. Der Bund setzt den Rahmen, gibt die Regeln vor und übernimmt die Kosten – aber der Bund kann nicht die Teststellen vor Ort kontrollieren."
— BMG (@BMG_Bund) May 31, 2021