Pratasiewicz pokazany w prorządowej białoruskiej telewizji. Powiedział, jak go traktują i gdzie jest

Świat
Pratasiewicz pokazany w prorządowej białoruskiej telewizji. Powiedział, jak go traktują i gdzie jest
Twitter.com/Franak Viačorka
Raman Pratasiewicz w wyemitowanym w prorządowej telewizji wideo powiedział, że jest "dobrze traktowany" i "współpracuje ze śledztwem".

Prorządowy białoruski kanał Telegram Żołtyje Sliwy opublikował nagranie wideo, na którym zatrzymany w niedzielę Raman Pratasiewicz utrzymuje, że "jest dobrze traktowany i współpracuje ze śledztwem". Pratasiewicz powiedział, że przyznał się do organizacji zamieszek. Białoruska opozycja uznała, że zatrzymany na lotnisku w Mińsku redaktor niezależnego kanału NEXTA i opozycjonista został pobity.

Pratasiewicz w tym nagraniu informuje, że jest w areszcie nr 1 w Mińsku i nie ma żadnych problemów ze zdrowiem, a pracownicy traktują go dobrze i "zgodnie z przepisami".

 

"Współpracuję ze śledztwem i składam zeznania, przyznając się do organizowania zamieszek w mieście Mińsku" - mówi w wideo Pratasiewicz.

 

W internecie pojawiły się komentarze, że Pratasiewicz "jest zakładnikiem".

"Ewidentnie pobity". "Przerażające wideo"

Franak Viačorka, jeden z doradców opozycyjnej kandydatki na prezydenta Białorusi Swiatłany Cichanouskiej nazwał nagranie "przerażającym".

 

ZOBACZ: Morawiecki: Grupa Wyszehradzka rekomenduje sankcje za "de facto porwanie samolotu"

 

"Ewidentnie pobity, mówi, ze zbir Łukaszenka traktuje go  »prawidłowo« i działa w sposób »legalny«" - napisał na Twitterze Franak Viačorka, który jest dziennikarzem Radia Wolna Europa i członkiem zarządu Białoruskiego Frontu Ludowego. 

 

 

Pratasiewicz w szpitalu, chory na serce?

 

Wcześniej pojawiła się informacja, jakoby matka Ramana Pratasiewicza miała przekazać, że jest w stanie krytycznym z powodu choroby serca. Zgodnie z tą informacją miał być przewieziony do szpitala. Po godz. 18:30 w poniedziałek taką informację rozpowszechnił redaktor naczelny NEXTA TV Tadeusz Giczan.

 

 

Kolega Pratasiewicza, Stsiapan Putsila, który był w poniedziałek "Gościem Wydarzeń" przekazał, że zatrzymanemu opozycjoniście grozi kara śmierci. - To bardzo realny scenariusz - powiedział w Polsat News Putsila.

 

ZOBACZ: Białoruś wydala ambasadora Łotwy i cały personel dyplomatyczny

 

Dodał, że nie ma wątpliwości, że Pratasiewicz był poddawany inwigilacji. - Raman widział podejrzaną osobę przed wylotem z Grecji, która chciała zrobić zdjęcie jego dokumentom - poinformował w Polsat News Stsiapan Putsila.

 

- Rozmawialiśmy, że nie warto latać nad Białorusią. Albo się nie dopatrzył, albo popełnił błąd - dodał.

 

Władze: Pratasiewicz przebywa w areszcie

 

W sprawie Ramana Pratasiewicza Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wystosowało komunikat. "W internecie rozpowszechniane są informacje o tym, że znajduje się on w jednej z placówek ochrony zdrowia w Mińsku. Te informacje nie odpowiadają rzeczywistości" - poinformowało białoruskie MSW. Raman Pratasiewicz przebywa w mińskim areszcie Wołodarka - podano w komunikacie.

 

Pratasiewicz został zatrzymany, gdy samolot z Aten do Wilna, którym podróżował, został zmuszony w niedzielę do lądowania w Mińsku. Stało się to w asyście myśliwca Mig-29 białoruskich sił powietrznych. Dowódca sił powietrznych Białorusi Ihar Hołub zaprzeczał, że doszło do przerwania lotu rejsowego, twierdząc, że myśliwiec został poderwany już po tym, jak samolot pasażerski skierował się na lotnisko w Mińsku.

 

ZOBACZ: Białoruś. Media: "Pratasiewicz jest w stanie krytycznym". MSW: "Jest w więzieniu".

 

Po "awaryjnym lądowaniu" w białoruskiej stolicy, służby zatrzymały znajdującego się wśród pasażerów białoruskiego aktywistę Ramana Pratasiewicza, poszukiwanego przez organy ścigania w tym kraju. Według opozycji białoruskiej cała sytuacja była operacją służb specjalnych.

 

Białoruś przedstawia niedzielne lądowanie samolotu Ryanair w Mińsku jako awaryjne. Mińsk twierdzi, że przyczyną awaryjnego lądowania była anonimowa informacja o bombie, podpisana przez "żołnierzy Hamasu". palestyńska organizacja zaprzeczyła.

 

Jednak kraje zachodnie w tym Polska, w której zarejestrowana jest maszyna Ryanaira, uważają, że doszło do wymuszenia lądowania przy użyciu wojskowego myśliwca i pod naciskiem kontrolerów. Linie Ryanair zarzuciły w poniedziałek władzom Białorusi "akt piractwa lotniczego", a premier Mateusz Morawiecki przed obradami Rady Europejskiej w Brukseli określił ten akt jako "de facto porwanie".

 

Rządy krajów unijnych żądają nałożenia na Białoruś sankcji w tym zakazu lotów nad tym krajem, blokady połączeń lotniczych z Białorusią i zakazu wjazdu na teren Wspólnoty dla osób związanych z zatrzymaniem samolotu.

"Kiedy był w Polsce, był pod ochroną polskich służb"

- Pan Pratasiewicz nie posiadał azylu w Polsce. Kiedy był w Polsce, był pod ochroną polskich służb, był bezpieczny. Podjął decyzję o wyjeździe do Wilna, tym samym stał się przedmiotem ochrony służb litewskich - powiedział wiceminister spraw zagranicznych w Polsat News.

 

Dodał, że "nie wydarzyło się nic złego" innym białoruskim opozycjonistom, którzy przebywają w Polsce. Zapewnił, że Polska "jak najbardziej" wywiązuje się z obowiązku ochrony osób prześladowanych przez reżim Alaksandra Łukaszenki.

 

ZOBACZ: Polka z zatrzymanego samolotu: byłyśmy przekonane, że samolot spada

 

Na pytanie, czy po zmuszeniu samolotu do lądowania w Mińsku i zatrzymaniu Pratasiewicza, odbyło się spotkanie kierownictwa ABW, Przydacz odparł, że "jeśli wczoraj rzeczywiście kierownictwo ABW się zebrało, nie ma w tym nic dziwnego". - Oczywiste jest, że staraliśmy się jako rząd polski dołożyć wszelkich starań, żeby jeszcze wzmocnić bezpieczeństwo przy nieprzewidywalności ze strony Mińska - dodał.

"Uważam, że popełniono poważne błędy"

Poseł Paweł Kowal (KO) zarzucił polskim władzom brak spójnego stanowiska i niedostateczne działania. - Uważam, że popełniono poważne błędy w pierwszych godzinach - stwierdził Kowal. Do błędów - "zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak i ze względu na pewien gest wobec Białorusi" zaliczył kontynuację ruchu polskich samolotów nad Białorusią.

 

ZOBACZ: USA potępia Białoruś za zmuszenie samolotu do lądowania w Mińsku

 

Uznał także za błąd utrzymanie bez zmian programu tureckiej wizyty prezydenta Dudy, któremu towarzyszą wicepremier Piotr Gliński i szef MON Mariusz Błaszczak, "trochę tak jakby się nic nie stało". Podkreślił, że Pratasiewicz to "człowiek, który dostał u nas azyl polityczny, za którego w dużym stopniu odpowiadamy", dlatego "Polska powinna była wyostrzyć stanowisko".

"Niektóre z tych krajów są słabo poinformowane"

- Pierwsza reakcja prezydenta, która nazywa to, co się stało, "wydarzeniami nad Białorusią", jest absolutnie niestosowna. Uważam działania premiera za dojrzalsze i poważniejsze - powiedział Kowal, którego zdaniem "trzeba było rzecz nazwać aktem terroru i skierować na drogę prawną". Zaznaczył, że "widać brak koordynacji między tymi ośrodkami".

 

Kowal ocenił, że polscy ambasadorowie w krajach UE i NATO powinni byli w ciągu pierwszej doby przedstawiać stanowisko Polski, ponieważ "niektóre z tych krajów są słabo poinformowane lub mniej zainteresowane tym, co się dzieje na Wschodzie".

 

Przydacz odnosząc się do zarzutu niedostatecznej reakcji zaznaczył, że dyplomacja pracowała. - Zarówno nasi ambasadorowie reagowali, jak i my sami z poziomu centrali MSZ, informowaliśmy wszystkich naszych partnerów o naszym spojrzeniu na tę sprawę - podkreślił. Według Przydacza to dzięki premierowi Morawieckiemu sprawa stała się przedmiotem spotkania Rady Europejskiej. Zaznaczył, że rząd musi przedstawiać sprawdzone informacje i na ich uzyskiwaniu się skupia.

hlk/ms / Polsatnews.pl / PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie