Ziobro: pozostaniemy w rządzie, ale nie była to łatwa decyzja
Zapowiedzieliśmy, że pozostaniemy w rządzie, ale nie była to łatwa decyzja - mówił w sobotę w rozmowie z portalem "Do Rzeczy" minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Ziobro w rozmowie był pytany m.in. o to jaka atmosfera panuje w obozie Zjednoczonej Prawicy po głosowaniu z 4 maja. - Zapowiedzieliśmy, że pozostaniemy w rządzie, ale nie była to łatwa decyzja. Jednak wyjście z rządu i utrata większości przez Zjednoczoną Prawicę oznacza dojście do władzy środowisk lewicowych i lewackich zdeterminowanych w ograniczaniu polskiej suwerenności i tworzenia z UE państwa federacyjnego - stwierdził.
Jak dodał, nasze głosowanie nie mogło być dla PiS zaskoczeniem. - Przez kilka miesięcy na forum rządu przekonywaliśmy kolegów z PiS do weta w sprawie rozporządzenia łączącego wypłatę środków unijnych z kryterium tzw. praworządności. Wskazywaliśmy, że asertywność wobec Komisji Europejskiej nie niesie zagrożenia dla środków europejskich, jakie należą się Polsce, natomiast ustępstwa mogą nas wiele kosztować - wyjaśnił.
Dopytany dlaczego Solidarna Polska tak twardo opowiadała się za wetem, odparł, że stanowisko Solidarnej Polski było i jest zgodne z programem Zjednoczonej Prawicy przyjętym w 2014 r. w Katowicach. - PiS zmienił zdanie i zaakceptował decyzje z grudniowego szczytu UE sprzeczne z naszym wspólnym programem - przypomniał Ziobro.
"Pozostaliśmy jednak konsekwentni"
Szef MS był pytany także o to, czy jednak groźby zakończenia koalicji nie padały również ze strony Prawa i Sprawiedliwości.- Pojawiały się w stosunku do nas tego typu sugestie. Pozostaliśmy jednak konsekwentni - odpowiedział.
Minister był też proszony o ocenę słów przewodniczącego klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki, który stwierdził, że taki scenariusz oznaczałby polityczne samobójstwo koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości. - Niektórzy zapominają, że w polityce nie chodzi tylko o reelekcję poszczególnych osób, ale również o wartości, a przede wszystkim o Polskę. Lojalnie zobowiązaliśmy się, że będziemy strzec programu, który zdecydowaliśmy się realizować. Ta sprawa nas różniła w sposób fundamentalny. Po pierwsze była to kwestia poszerzenia kompetencji UE w blokowaniu środków finansowych, które się Polsce należą. Do tej pory w kolejnych siedmioletnich budżetach Unia nie mogła zablokować pieniędzy wynegocjowanych dla naszego kraju. Teraz, w wyniku zgody Polski na grudniowym szczycie będzie mogła to uczynić - mówił.
ZOBACZ: Terlecki obwinia MS za "słabo przygotowane ustawy". Jest odpowiedź Zbigniewa Ziobro
Dodał jednocześnie, że dotychczas KE nie mogła nakładać na Polskę podatków i wprowadzać ich pomijając polski parlamentem, a teraz się to zmieniło. - Wcześniej UE nie mogła zaciągać pożyczek, które oznaczałyby uwspólnotowienie długu, czyli żyrowanie zobowiązań innych państw członkowskich przez Polskę. Teraz będzie miała taką możliwość. W tych sprawach fundamentalnie się różnimy. Nie różnimy się natomiast co do tego, że Polsce należą się unijne pieniądze - wskazał.
Pojawiła się różnica zdań...
Dopytany, czy zatem różnica zdań nie dotyczy unijnych środków, a sposobu, w jaki te pieniądze będą przyznawane, odpowiedział, że "absolutnie tak".
ZOBACZ: Ziobro: jesteśmy za pieniędzmi z Unii. One należą się Polsce jak psu zupa
- Narracja, że jesteśmy przeciwko środkom z UE jest całkowicie nieuzasadniona. Uważamy, że te pieniądze należą się Polsce z racji zapisów traktatowych i są rekompensatą najbogatszych państw UE za otwarcie rynku dla firm pochodzących z krajów, które mają ogromną przewagę konkurencyjną, technologiczną, know how nad naszymi przedsiębiorstwami. Nie zgadzaliśmy się, aby rekompensata za otwarcie polskiego rynku była ograniczana pod pretekstem nieprzestrzegania tzw. praworządności czy ideologiczno-politycznych żądań. Takich możliwości UE wcześniej nie miała. Obecnie środki dla Polski są bardziej zagrożone w wyniku zgody, którą PiS wyraziło na żądania UE - stwierdził.
Czytaj więcej