Zabrano jej dziewięcioro dzieci. Wiceminister zlecił "pilne zbadanie sprawy"
Sąd w Głogowie odebrał pani Ewie z Dalkowa na Dolnym Śląsku wszystkich dziewięcioro dzieci w wieku od roku do 17 lat. Kobieta robiła, co mogła, by zapewnić im odpowiednią opiekę. Wychowywała je samotnie. Decyzji sądu nie rozumieją zarówno urzędnicy pomocy społecznej, jaki i sąsiedzi. Po materiale "Interwencji" pilne zbadanie sprawy zlecił wiceminister sprawiedliwości Michał Woś.
"Zleciłem pilne zbadanie sprawy przez departament rodziny Ministerstwa Sprawiedliwości. Państwo ma kierować się dobrem dzieci i zasadą autonomii rodziny. Decyzja o odebraniu dzieci zawsze powinna być ostatecznością, po wyczerpaniu innych środków wsparcia" - napisał wiceminister sprawiedliwości Michał Woś odnosząc się do sprawy, którą zajęli się dziennikarze "Interwencji".
Zleciłem pilne zbadanie sprawy przez departament rodziny @MS_GOV_PL
— Michał Woś (@MWosPL) May 19, 2021
Państwo ma kierować się dobrem dzieci i zasadą autonomii rodziny. Decyzja o odebraniu dzieci zawsze powinna być ostatecznością, po wyczerpaniu innych środków wsparcia. https://t.co/3EleMTCaxf
"Jeszcze dzisiaj zajmiemy się sprawą" - zapewnił Sebastian Kalera.
Samotnej matce należy się wsparcie, a nie suche, niezrozumiałe, być może niesprawiedliwe decyzje sądu.
— Sebastian Kaleta (@sjkaleta) May 19, 2021
Jeszcze dzisiaj zajmiemy się sprawą w @MS_GOV_PLhttps://t.co/0HNj5azl2R
Pani Ewa ma 37 lat i samotnie wychowuje dziewięcioro dzieci w poszkolnym budynku w Dalkowie w województwie dolnośląskim. Na początku maja tego roku decyzją Sądu Rejonowego w Głogowie wszystkie dzieci zostały odebrane kobiecie, która od tamtej pory walczy o ich powrót do domu.
ZOBACZ: Podejrzewa, że córka nie jest jego. Od 20 lat walczy o zaprzeczenie ojcostwa
- Z domu wychodząc płakały. Zresztą wszyscy płakali, nawet te panie, co po nie przyjechały też strasznie płakały. Wcześniej starszym tylko powiedziałam jaka jest sytuacja, młodsze wiedziały, że jadą na wycieczkę. Na wakacje. Jest ciężko, ale wierzą, że wszystko będzie jakoś dobrze - opowiada "Interwencji" Ewa Bryła.
Dzieci w ośrodku wychowawczym
Najstarsze dziecko pani Ewy ma 17 lat, najmłodsze nieco ponad rok. Wszystkie umieszczono w ośrodku wychowawczym 30 kilometrów od ich rodzinnego domu. Kobieta może odwiedzać je codziennie w określonych godzinach, ale to problematyczne, bo nie ma prawa jazdy ani auta. Dziennikarze "Interwencji" pojechali z kobietą na spotkanie z dziećmi.
- Nie informują nas, kiedy wrócimy do domu, na jakim to jest etapie. Tylko to, że możemy codziennie na dwie godziny wychodzić na dwór. Ale to po lekcjach i po obiedzie - mówi Szymon, 17-letni syn pani Ewy.
ZOBACZ: Kurator ostrzega, że odbierze dzieci. Muszą znaleźć mieszkanie
- Sędzia referent podjął taką decyzję na podstawie wniosku kuratora, a z wniosku tego wynika, że matka dalej sobie nie radzi ze sprawowaniem opieki nad najmłodszymi dziećmi oraz nie interesuje się w należyty sposób edukacją starszych dzieci - informuje "Interwencję" Andrzej Molisak, prezes Sądu Rejonowego w Głogowie.
WIDEO: Zobacz materiał "Interwencji"
Z wyrokiem sądu nie zgadzają się gminni urzędnicy oraz sąsiedzi kobiety, którzy pomagają przeprowadzić jej remont mieszkania.
- Jakby ktoś nas zapytał w ogóle o opinię, jako ośrodka, czy dzieci powinny być zabezpieczone, to odpowiedź byłaby jednoznaczna: nie. Jesteśmy za tym, żeby pracować z rodziną, aby robić wszystko, aby dzieci nie trafiły do domu dziecka, co naraża ich na rozerwanie więzi emocjonalnych - mówi Anna Socha z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gaworzycach.
Wizyta kuratorki
- Pomagamy dla dzieciaczków, żeby miały jak najlepiej, żeby wróciły do nas. Będziemy się starać, żeby mieszkanie wyglądało jak najlepiej. Pani Ewa sama nie mogła go wyremontować, wstrzymywała się z tym, decyzja o wykupie mieszkania była w marcu - dodaje sąsiad pani Ewy Marcin Malinowski.
- Jest już wielu wolontariuszy, którzy chcą pomóc w edukacji tych dzieci, rodzina jest dziewięcioosobowa, pani Ewa jest jedna - mówi dziennikarzom "Interwencji" Jacek Marek Szwagrzyk, wójt gminy Gaworzyce.
ZOBACZ: Trafiła do rodziny zastępczej. Dziadkowie walczą o 4-letnią Julię
Zdaniem pani Ewy na decyzję kuratorki mogła wpłynąć jej ostatnia wizyta w domu.
- Przyjechała to akurat była sobota, a dzieci, jak to sobota, sprzątały swoje pokoje, każdy. W sobotę przeważnie sprzątają tak do porządku pokoje. Jej się nie spodobało, bo był worek ze śmieciami na środku, gdzie dziecko wrzucało śmieci niepotrzebne. Zaczęła się drzeć. Krzyczeć po prostu, że to tak nie może być - wspomina Ewa Bryła.
Kobieta samotnie wychowuje dzieci.
- Mają różne charaktery, ale każdy jeden stoi za sobą. Tam na przykład w tej placówce panie mówią, że są bardzo zżyci, bardzo sobie pomagają nawzajem, że są zadowolone, że one nie wiedziały, że one są ze sobą tak po prostu, że jeden drugiemu pomaga. Były w szoku bo myślały, że to nie wiadomo jakie to są dzieci. Jestem z nich dumna, tego uczyłam ich od małego - mówi.
Czytaj więcej