Ojciec podzielił majątek. W rodzinie rozpętała się wojna
Przedsiębiorca z Podkarpacia podzielił majątek na syna i córki. Zakład obrabiający drewno przejął pan Paweł, metalurgiczny jego siostry. Problem w tym, iż jedna z hal należąca do siostry stoi częściowo na działce pana Pawła. Rodzeństwo nie potrafi się dogadać. Rodzinny konflikt o niewielki kawałek działki przeistoczył się w wojnę, której końca nie widać. Materiał "Interwencji".
W Czudcu koło Rzeszowa działają obok siebie duże firmy, należące do tej samej rodziny. Przedsiębiorstwo Pana Pawła zajmuje się produkcją elementów z drewna. Druga ze spółek, należąca do siostry mężczyzny, produkcje rzeczy ze stali.
- Konflikt jest o nieruchomość, która należy do mnie. Stroną przeciwną jest moja siostra i mój ojciec, którzy próbują ją przywłaszczyć - mówi Paweł Fąfara.
ZOBACZ: Wójt wytyczył przebieg obwodnicy. Bunt we wsi
- Konflikt pojawił się, kiedy tato podjął decyzję, że chce odejść z firm, które stworzył i będzie dzielił majątek między swoje dzieci. Mój brat chyba nie do końca z tym podziałem się zgodził - twierdzi z kolei siostra pana Pawła, Agata Fąfara Groń.
Interwencje policji
Działka, o którą trwa spór formalnie należy do pana Pawła. I na niej częściowo stoi hala, w której siostra produkuje m.in. stalowe kotły czy elementy do wentylacji.
Kobieta wraz z mężem przekonują, że mają umowę dzierżawy spornego fragmentu działki
Jednak według pana Pawła, umowa dzierżawy, o której wspomina jego siostra, została sfałszowana. Sprawa jest w prokuraturze, a eskalacja sporu narasta.
- Policjanci w bieżącym roku przeprowadzili już 14 interwencji w miejscu gdzie prowadzona jest działalność. To jest konflikt rodzinny, trwa on od około dwóch lat - wyjaśnia podkom. Piotr Niemiec z Komendy Powiatowej Policji w Strzyżowie.
ZOBACZ: Małżeństwo nie ma gdzie mieszkać. Urzędnicy zezwolili sąsiadce na wyburzenie ich domu
Pan Paweł twierdzi, że w kwietniu, został zaatakowany przez grupę zamaskowanych, agresywnych osób. Napastnicy, którzy nagle się pojawili na palcu jego firmy, wyszli z hali należącej do siostry mężczyzny.
- Wybiegli, zaczęli mnie otaczać, uniemożliwili mi poruszanie się, wypychali z nieruchomości - opisuje mężczyzna.
- Oni stworzyli bezpieczeństwo, po to, żebyśmy mogli wjechać tam TIR-em i nie doprowadzić do tego, żebyśmy byli zablokowani. Bo mój brat ma tendencję do tego, żeby np. położyć się pod koła - twierdzą z kolei Agata Fąfara Groń i Grzegorz Groń.
"Syn zgłupiał do potęgi"
Głos w sprawie rodzinnego sporu zabrał również ojciec rodzeństwa. - Syn zgłupiał do potęgi. Za dużo majątku dostał i przewróciło mu się w głowie. Ja mu dałem 50 milionów majątku, a on mówi, że to mało - mówi ojciec pana Pawła.
Po tym incydencie pan Paweł postanowił wybudować mur, aby odgrodzić się od firmy siostry. O wsparcie poprosił Krzysztofa Rutkowskiego.
ZOBACZ: Ktoś mu podrzucił niebezpieczne odpady. Za ich utylizację ma zapłacić miliony
- Mur powstał, żebym mógł zadbać o bezpieczeństwo. Moje i ludzi, którzy pracują. Ja odgrodziłem swoją nieruchomoś - mówi pan Paweł.
- Działania polegały na zabezpieczeniu wybudowanego muru. Tam dochodzi do przemocy. Jeżeli ojciec wynajął kiboli, którzy zaczęli bić Pawła to jest to coś, co jest złamaniem prawa, złamaniem zasad moralnych. Jest to patologia, która powinna być tępiona - wyjaśnia Krzysztof Rutkowski.
Zniszczony mur
Krewni pana Pawła twierdzą, że sporny fragment działki jest im potrzebny do działalności ich firmy. Jak przekonują na spornym terenie stoją dwie bramy wyjazdowe z ich zakładu. - Odkąd stoi hala funkcjonowały nieprzerwanie - mówią.
- Czynności, które dokonuje mój brat powodują utrudnianie prowadzenia naszych działalności gospodarczych. A my jesteśmy związani umowami i terminami. I nie możemy pozwolić na to, żeby przez stawianie muru w naszych bramach, doszło do takich sytuacji, żeby nie można było wykonać zleceń - przekonuje pani Agata.
ZOBACZ: Walczą o dom rodzinny. Procedury trwają 20 lat
6 maja krewni pana Pawła postanowili rozebrać wybudowany mur. I postawić swój betonowy oraz płot z siatki w miejscu umożliwiającym korzystanie z hali. Wezwano policję. A pan Paweł spychaczem zniszczył płot odgradzających ochroniarzy od funkcjonariuszy.
- Na miejsce zostali ściągnięci wszyscy policjanci pełniący służbę w Strzyżowie i okolicach. W pewnym momencie doszło do użycia miotacza gazu przez pracowników ochrony. Zostały ściągnięte posiłki z Rzeszowa. Na miejscu było 44 policjantów - opisuje podkom. Piotr Niemiec z Komendy Powiatowej Policji w Strzyżowie.
- Ja mam żal, oni mają żal, sytuacja jest, jaka jest, trzeba ją rozwiązać i żyć dalej - stwierdził pan Paweł.
Czytaj więcej