Zadłużona spółdzielnia upadła. Koszty poniosą rolnicy, wobec których ma długi
W 2019 roku "Interwencja" przedstawiła historię setek rolników z okolic Bielska Podlaskiego, którym spółdzielnia Bielmlek nie płaciła za mleko. Jej długi były wielomilionowe. Po reportażu pieniądze wpłynęły, ale dług spółdzielni urósł i ogłosiła ona upadłość. A że rolnicy są jej członkami, to teraz ściga ich syndyk.
Nieoficjalnie reporterzy dowiedzieli się, że spółdzielnia zalegała wtedy rolnikom około 7 mln złotych. Po interwencji dziennikarzy otrzymali oni pieniądze. I choć dostawców mleka cieszyła zapłata, to martwiła ich przyszłość mleczarni, ponieważ na ten cel został wzięty kredyt.
- Po raz kolejny zadłuża się naszą spółdzielnię, a tak naprawdę zadłuża nas. Bo my będziemy ten dług spłacać – mówił wówczas rolnik Piotr Górski.
"Komornik - nie tak od razu..."
- Na pytanie wtedy na zebraniu tydzień temu, że komornik będzie z ludzi ściągać, pan prezes – senator PiS opowiedział, że komornik nie tak od razu, dopiero za dwa lata przyjdzie, ale przyjdzie – dodał inny rolnik Leon Antoniuk.
ZOBACZ: Maszyna rolnicza zmiażdżyła głowę 34-letniego mężczyzny
Na początku marca tego roku została ogłoszona upadłość Bielmleku. I choć rolnicy odeszli do innych mleczarni i tam sprzedają teraz mleko, to dziś do ich drzwi puka syndyk. Żąda od spółdzielców spłaty udziałów: od każdego po 50 tysięcy złotych.
WIDEO: Spółdzielnia jest winna rolnikom pieniądze. Żeby ją odzyskać muszą... jej zapłacić
- Ja tylko pracowałam z małymi dziećmi, bo mąż jest na rencie i nie wiem, co teraz mam zrobić. Można powiedzieć, że trzeba iść pod most z dziećmi i mężem chorym – komentuje Ewa Pietrzykowska, rolniczka.
- Wezwanie jest z 13 kwietnia 2021 roku. Wszyscy je wtedy dostaliśmy, ze 300 osób. Mamy zapłacić w ciągu 21 dni, ale nie zapłacimy! – mówi rolnik Leon Antoniuk.
- Czterdzieści cztery tysiące mamy dopłacić. Po pieniądze pójdę chyba do prezesa Romańczuka – dodaje inny rolnik.
Ziemię trzeba sprzedać
Dostawcami mleka byli między innymi państwo Lewczukowie z miejscowości Bujaki na Podlasiu - właściciele zaledwie kilku krów. Rolnicy dostarczali mleko do punktu odbioru w kilkulitrowych bańkach. Nie wyobrażają sobie, skąd wezmą pieniądze na spłatę udziałów, zwłaszcza że ostatnio życie nie szczędzi im trosk.
- 8 marca wnusia zginęła w tragicznym wypadku, uderzyła w słup samochodem. Nie chcę dalej wspominać, pochówek trzeba było robić. Syn z synową musi chyba torbę brać, chodzić po ludziach, prosić. A woda, światło, toż to wszystko świeci. To dziadek z babką płaci z renty, zamiast do lekarza jechać, bo chorób mamy bardzo dużo – mówi Helena Lewczuk.
- Mamy zapłacić 31 tys. zł. Ziemię muszę sprzedać, a z czego dalej będę żyć – opowiada Walentyna Lewczuk, synowa pani Heleny.
Dostaną zwrot długu z własnych udziałów
Rolnicy nie rozumieją, dlaczego mają spłacać udziały. Sami czekają na zapłatę za mleko dostarczone jeszcze przed odejściem ze spółdzielni Bielmlek. - O naszych zobowiązaniach nikt nie mówi. Wszystkim rolnikom spółdzielnia zalega 9,5 miliona zł, a wpłaconych udziałów jest ponad 20 mln zł – opowiada Leon Antoniuk.
Próbowaliśmy zaprosić prezesa spółdzielni na spotkanie z rolnikami, jednak ten nie odbierał telefonu. Zamiast niego głos zabrał syndyk Józef Gliński. – Rolnicy zgłosili swoje wierzytelności, są one ujęte na liście zgodnie z prawem upadłościowym.
Z związku z tym, że prezesem spółdzielni przez wiele lat był Tadeusz Romańczuk, były wiceminister rolnictwa, w imieniu dostawców mleka "Interwencja" poprosiła o pomoc Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W odpowiedzi z ministerstwa przyszedł email:
„Sytuacja prawnie jest skomplikowana, jednak zapewniam rolników, że szukamy odpowiednich rozwiązań, które będą dobre dla wszystkich stron. Zleciłem kontrolę i jak tylko otrzymam jej wynik, będę informował o kolejnych krokach. Liczę na to, że winni tego dramatu rolników zostaną przykładnie ukarani bez względu na barwy polityczne” - poinformował Grzegorz Puda, minister rolnictwa i rozwoju wsi.
Czytaj więcej