Przez 32 lata mieszkał sam na wyspie. Musi ją opuścić

Świat
Przez 32 lata mieszkał sam na wyspie. Musi ją opuścić
wikimedia/trevis_lu (Luca Giudicatti)
Na zdjęciu wyspa Budelli, na której 81-letni mężczyzna spędził 32 lata.

Od 32 lat 81-letni Mauro Morandi mieszka na bezludnej wyspie Budelli. Mężczyzna dotarł na nią w 1989 roku, u jej wybrzeży zepsuł mu się wówczas katamaran, kiedy miał zamiar popłynąć na południowy Pacyfik. Z końcem kwietnia będzie się musiał wyprowadzić, bo władze regionu chcą przekształcić wyspę w centrum edukacji ekologicznej.

Mauro Morandi na środziemnomorską wyspę, położoną nieopodal Sardynii, trafił przypadkiem. Był w drodze na południowy Pacyfik, kiedy zatrzymał się na Budelli, aby naprawić katamaran, którym podróżował.

 

ZOBACZ: Pilot przetrwał 36 dni w amazońskiej dżungli. Opowiedział, jak mu się to udało

 

- Miałem dość wielu rzeczy dotyczących naszego społeczeństwa: konsumpcjonizmu i sytuacji politycznej we Włoszech. Zdecydowałem się przenieść na bezludną wyspę w Polinezji, z dala od wszelkiej cywilizacji. Chciałem rozpocząć nowe życie blisko natury - tłumaczył w rozmowie z "BBC".

 

Strażnik wyspy

 

Podczas pobytu dowiedział się, że strażnik Budelli odchodzi na emeryturę, więc postanowił zostać na wyspie. Porzucił plany przeprowadzki na Polinezję, sprzedał łódź i przejął stanowisko.

 

Zamieszkał w dawnym schronie z czasów II wojny światowej, skąd miał widok na zatokę i okoliczną przyrodę. 

 

 

Spędził w nim 32 lata, został zatrudniony do oprowadzania turystów po tym niewielkim terytorium, bo dobrze poznał zwierzęta, drzewa oraz występujące na wyspie skały. Ponadto pilnował plaż i dbał o czystość środowiska.

 

Problemy po bankructwie

 

Problemy zaczęły się, kiedy w 2013 roku zbankrutowała prywatna firma, do której należało Budelli. Teren chciał kupić biznesmen z Nowej Zelandii, który obiecywał pozostawić Morandi'ego na stanowisku, ale plan sprzedaży spotkał się ze sprzeciwem włoskiego rządu i lokalnych władz.

 

ZOBACZ: Turysta czekał 7 miesięcy, by zwiedzić Machu Picchu. Pomógł mu minister

 

W 2016 roku sardyński sąd przywrócił wyspę w ręce publiczne. Stała się ona częścią parku narodowego La Maddalena. Obecni właściciele chcą przekształcić teren w centrum edukacji ekologicznej. Turystom zakazano chodzenia po "różowych plażach", z których słyną sardyńskie wyspy, mogą spacerować tylko po oddalonych od nich ścieżkach.

 

Urzędnicy zdecydowali także, że Morandi musi się wyprowadzić. Spotkało się to ze sprzeciwem miłośników Budelli, utworzono petycję, w której proszono o pozostawienie 81-latka na stanowisku. W krótkim czasie pod apelem podpisało się tysiące osób, ale władze nie zmieniły decyzji i mężczyźnie nakazano opuszczenie miejsca.

 

"Nadal będę widział morze"

  

Zamieszka na pobliskiej wyspie La Maddalena, największej w archipelagu koło Sardynii. - Będę mieszkał na obrzeżach głównego miasta, chcę jeździć tam tylko na zakupy, a resztę czasu mieć dla siebie. Moje życie nie zmieni się zbytnio, nadal będę widział morze - powiedział "The Guardian" Morandi.

 

 

- Zrezygnowałem z walki - stwierdził. - Po 32 latach tutaj jest mi bardzo smutno, że wyjeżdżam. Powiedzieli mi, że muszą popracować nad moją wyspą i tym razem wydaje się, że to prawda - dodał.

 

Fani Budelli są źli i rozczarowani. Wzywają mieszkańców innych wysp archipelagu La Maddalena do "buntu przeciwko niesprawiedliwości". "Nie ma słów. Teraz zacznie się niszczenie raju" - napisali w mediach społecznościowych.

rsr/jo / The Guardian / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie