Zabijali, licząc na miliony. Najbardziej brutalny napad na bank w powojennej historii Polski
To był najbardziej krwawy, najbardziej brutalny napad na bank w historii Polski. Cztery niewinne osoby oddały życie za nieco ponad 100 tys. zł. Przy ul. Żelaznej w Warszawie 20 lat temu znajdowała się filia Kredyt Banku. Policjanci i prokuratorzy, którzy przyjechali na miejsce nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli.
- Krwi było dużo, bo pamiętajmy, że to nie była jedna osoba. I rany postrzałowe w głowę. W mojej ocenie jeden z najgorszych widoków - mówi reporterom "Raportu" Dariusz Janas, ówczesny rzecznik stołecznej policji.
Ciała trzech kasjerek
- Leżały ciała trzech kasjerek postrzelonych i było kilka milimetrów krwi na podłodze - wspomina w rozmowie z "Raportem" Wojciech Groszyk, dwadzieścia lat temu prokurator nadzorujący to śledztwo.
Łochów, miejscowość położona kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. To tu mieszkali Grzegorz Szelest, Marek Rafalik i Marek Matusik. To tu zrodził się plan zdobycia wielkich pieniędzy. Młodzi mężczyźni kupili broń i testowali ją w okolicznych lasach. To tutaj zapadła decyzja, że jej użyją i że w napadzie zginą wszyscy pracownicy banku. Krzysztof Matusik był ochroniarzem w tej placówce Kredyt Banku.
ZOBACZ: Fałszywe szczepionki w Polsce. Pfizer potwierdza ustalenia "Raportu"
Był 3 marca 2001 roku, sobota. Do otwarcia placówki została godzina. Plan był taki, że Matusik powie swojemu koledze, ochroniarzowi z innej zmiany, że przyjechał po koszulę, żeby zabrać ją do prania. Tego dnia to Matusik miał pełnić dyżur w placówce banku, ale zamienił się z kolegą. Wybrał najstarszego pracownika ochrony bo uznano, że jego będzie po prostu najłatwiej zabić.
Do ochroniarza strzelał najbardziej bezwzględny uczestnik napadu, Grzegorz Szelest. Sprawcy ukryli ciało ochroniarza w studzience rewizyjnej. Wszystko po to, żeby nie zobaczyły go kasjerki, które miały przyjść lada chwila.
WIDEO - Chcieli zrabować miliony. Zabijali dla 100 tysięcy
Zabijali, licząc na miliony
Matusik przebrał się w mundur ochrony i zaczął wpuszczać kobiety do placówki. Kiedy kasjerki zeszły do pomieszczenia skarbcowego zaczęła się najważniejsza część tego napadu. Gdy kasjerki wydały pieniądze, Grzegorz Szelest metodycznie je zabijał strzelając w tył głowy.
Sprawcy liczyli na miliony, a zrabowali nieco ponad sto tysięcy złotych.
ZOBACZ: Plaga włamań pod Warszawą. "To jest dramat"
To było najważniejsze śledztwo, które wtedy prowadziła policja. Na szybkie złapanie sprawców naciskali najważniejsi politycy. Od początku najważniejszymi podejrzanymi byli faktyczni sprawcy, ale mieli żelazne alibi. Tego dnia uczestniczyli bowiem w przysiędze wojskowej kolegi na placu Piłsudskiego i bardzo dużo osób ich tam widziało.
Przełomem okazało się użycie wykrywacza kłamstw. Jeden ze sprawców pękł, kiedy policjanci pokazywali mu zdjęcia z napadu. Nigdy wcześniej i nigdy później nie doszło w Polsce do tak brutalnego napadu na bank. Wszyscy sprawcy dostali wyrok dożywocia. Sąd wyraził też zgodę na publikowanie ich nazwisk i wizerunków.
Czytaj więcej