Birma. Ćwierć mln ludzi bez domu, wojna domowa wisi na włosku
ONZ podała, że w Birmie w wyniku puczu z 1 lutego 250 tys. ludzi uciekło ze swoich domów. Armia atakuje mniejszości etniczne, co grozi powrotem do wojny domowej. Na sobotni szczyt ASEAN w Indonezji zaproszono przywódcę junty, a pominięto demokratycznie wybrany rząd.
- Świat powinien natychmiast podjąć działania w obliczu tej katastrofy humanitarnej - wezwał w mediach społecznościowych specjalny obserwator ONZ w Birmie Tom Andrews. Eksperci ONZ mówią o 250 tys. ludzi, którzy musieli ratować się ucieczką w następstwie działań junty po 1 lutego.
24 tys. kareńskich uchodźców
Tysiące ludzi uciekło na wieś podczas brutalnej pacyfikacji największych miast kraju. Jednocześnie birmańska armia (Tatmadaw) zaatakowała wsie na granicach kraju, gdzie działają partyzantki mniejszości etnicznych. Przez trzy tygodnie bombardowań, rozpoczętych pod koniec marca na granicy z Tajlandią i Chinami, miejscowi ratowali się ucieczką. - Wszyscy ukrywają się w dżungli, w pobliżu swoich wiosek - powiedział agencji APF rzecznik Narodowej Unii Karenów (KNU) Padoh Mann Mann.
ZOBACZ: Tysiące aresztowanych, setki zabitych. Birmański reżim rozprawia się z opozycją
Według niego 2 tys. Karenów przekroczyło granicę z Tajlandią. Organizacja pomocowa Free Burma Rangers szacuje na 24 tysiące liczbę kareńskich uchodźców uciekających przed bombardowaniami.
W połowie kwietnia kontratak przeprowadziła Armia Niepodległego Kaczinu, której żołnierze zaatakowali bazę w okolicy Nam Byu. Agencja Nikkei Asia szacuje łączną liczbę partyzantów z grup etnicznych na 100 tys., podczas gdy w Tatmadaw służy 350 tys. żołnierzy. Na wyposażeniu birmańskiego wojska są rosyjskie myśliwce wielozadaniowe i śmigłowce, które dają armii przewagę w trudnym terenie.
- Terytoria grup etnicznych na granicach kraju staną się "strefami wolności", gdzie demonstranci z miast mogą kontynuować walkę przeciw wojsku wspólnie z mniejszościami etnicznymi - powiedział Radiu Wolna Azja Min Ko Naing, ważny działacz opozycyjny, który wprost sugerował Birmańczykom opór zbrojny. - Ci, którzy pozostaną w miastach, będą kontynuowali walkę w miejskich partyzantkach - dodał.
Krwawo tłumione protesty w miastach, w których zginęło ponad 700 osób, w tym 50 dzieci, zmusiły ruch oporu do zmiany taktyki i ograniczenie ulicznych protestów.
Strajk ciszy
Nowym sposobem oporu był "strajk ciszy" 24 marca br., gdy mieszkańcy miast pozostali w domach, nie wychodząc do sklepów ani fabryk, a miasta wypełniła cisza. Zdezorientowana armia wysłała na puste ulice żołnierzy. W miejscach barykad protestujący pozostawili buty i dziecięce lalki.
Przedstawiciele grupy CRPH założonej przez obalonych przez juntę deputowanych oficjalnie powołali rząd tymczasowy. Na jego czele stanęli uwięzieni przez armię prezydent Win Myint oraz noblistka Aung San Suu Kyi. Jednak po raz pierwszy w historii Birmy w skład rządu weszło tak wielu przedstawicieli mniejszości etnicznych; pominięto tylko muzułmańską mniejszość Rohingja, która wystosowała protest.
Rząd tymczasowy złożył protest przeciw zaproszeniu szefa junty gen. Mina Aung Hlainga na nadzwyczajny szczyt Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) 24 kwietnia br. w Dżakarcie, który ma się zająć sytuacją polityczną w Birmie.
- Jeśli ASEAN chce pomóc rozwiązać sytuację, nic nie wskórają bez konsultowania i negocjacji z rządem (tymczasowym), który jest legalny i popierany przez społeczeństwo - powiedział birmańskiemu oddziałowi Głosu Ameryki U Moe Zaw Oo, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie tymczasowym.
ZOBACZ: Birma. Polski dziennikarz uwolniony. MSZ dziękuje niemieckiej ambasadzie za wsparcie
Stanowisko rządu tymczasowego poparła organizacja praw człowieka Human Rights Watch (HRW). "Min Aung Hlaing, któremu grożą sankcje za udział w popełnianych przez armię okrucieństwach i brutalnych represjach na prodemokratycznych demonstrantach, nie powinien zostać zaproszony na międzyrządowe spotkanie dotyczące kryzysu, który sam stworzył - napisał w oświadczeniu dyrektor HRW Brad Adams.
Powstrzymać eskalację przemocy
Były wiceszef MSZ Indonezji Dino Patti Djajal ocenił w portalu The Diplomat, że są małe szanse na przekonanie junty, aby uznała demokratyczne wybory z listopada 2020 r., które wygrała partia Suu Kyi - Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD). Według niego drugi scenariusz - poparcie przez ASEAN proponowanych przez wojsko nowych wyborów, jest moralnie i politycznie "nie do obrony".
Zdaniem redaktora The Diplomat Sebastiana Strangio sukcesem szczytu byłoby powstrzymanie eskalacji przemocy oraz pomoc humanitarna dla Birmy. ONZ ostrzegła w czwartek, że 3,4 mln Birmańczyków grozi głód w najbliższych 3-6 miesiącach.
Czytaj więcej