Cenckiewicz o współpracy Wałęsy z SB: zrobię wszystko, by zakwestionowano wyrok lustracyjny
W świetle materiałów, które dziś posiadamy, skarga uchylająca ten nieprawdziwy w treści i przekazie wyrok z sierpnia 2000 r., że Wałęsa nie był agentem SB, wydaje się czymś oczywistym. Będę robił wszystko, żeby do tego doszło - powiedział dyr. Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz.
Sąd Najwyższy zdecydował, że były opozycjonista z czasów PRL Krzysztof Wyszkowski nie musi przepraszać Lecha Wałęsy za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB. O to, czy ten wyrok kończy sprawę zapytano w czwartek po południu w Radiu Gdańsk dyrektora Wojskowego Biura Historycznego (WBH) prof. Sławomira Cenckiewicza.
"Ostatnia reduta, której trzyma się Wałęsa"
- Myślę, że ten wyrok nie kończy sprawy, ale w jakimś sensie ją otwiera. Przede wszystkim w kontekście proszącej się o to już drugiej skargi nadzwyczajnej dotyczącej zakwestionowania wyroku lustracyjnego z sierpnia 2000 roku - powiedział Cenckiewicz. - On nawet w świetle posiadanych w 2000 roku materiałów był już wtedy kuriozalny - dodał.
ZOBACZ: "Debata Tygodnia": Cenckiewicz, Bochniarz, Markowski, Mech
Dyrektor WBH ocenił, że "w świetle materiałów, które dzisiaj posiadamy, taka skarga uchylająca ten nieprawdziwy w treści i przekazie wyrok z sierpnia 2000 r., że Wałęsa nie był agentem SB, wydaje się czymś oczywistym". - Będę robił wszystko, żeby do tego doszło. To jest w zasadzie ostatnia reduta, której trzyma się Wałęsa, machając nieustannie karteczką z sierpnia 2000 roku, że agentem nie był - wyjaśnił.
- Proces z 2000 roku trwał w zasadzie parę godzin, sąd dysponował materiałami świadczącymi o tym, że zorganizowana grupa z Urzędu Ochrony Państwa i Kancelarii Prezydenta RP Lecha Wałęsy przywłaszczyła sobie bardzo dużą liczbę dokumentów świadczących o tym, że Wałęsa był tajnym współpracownikiem o pseudonimie Bolek. Mając te wszystkie materiały, sąd nawet nie wprowadził ich w agendę procesową - mówił. - Jeśli chodzi o dobór świadków, przypomnę, żyje do dzisiaj kapitan Edward Graczyk, który był pierwszym oficerem, który zwerbował Wałęsę - dodał Cenckiewicz.
"Jeden wielki polityczny spisek"
Dyrektor WBH przypomniał, że w 2000 r. "sąd ustalił, że Graczyk nie żyje, przez co fundamentalny świadek dla całego procesu lustracyjnego Wałęsy został pominięty". - Nawet dla mnie, jako współautora książki "SB a Lech Wałęsa", było to zaskoczeniem. Uważałem, że w takich sprawach sąd nie może się pomylić, a jak się okazało, w sprawie Wałęsy nic nie jest pewne - zauważył historyk.
- Jeśli jest w historii czy polityce rodzaj zmowy czy spisku, to na pewno taki spisek czy taka zmowa wokół sprawy Wałęsy istniała. Większość swojego życia mieszkałem w Gdańsku. Gehenna, którą tutaj przeszedłem, nawet pracując w Instytucie Pamięci Narodowej (IPN), kiedy odkryłem nie te materiały, które miałem odkryć i które wywołały nieprawdopodobną kontrakcję, zwłaszcza ze strony moich przełożonych, unaoczniła mi w tamtym czasie, że wokół tej sprawy Wałęsy jest jeden wielki spisek czy zmowa - mówił.
- Później odkrycie tej całej historii kradzieży dokumentów w okresie prezydentury Wałęsy, umorzenie śledztwa, naciski na prokurator Nowak, która tę sprawę prowadziła - to są rzeczy zupełnie nieprawdopodobne - ocenił dyrektor WBH.
Zaznaczył, że "historykowi nawet trudno, przelewając na papier, unaocznić opinii publicznej, jak to wyglądało". - Wokół tego był jeden wielki polityczny spisek czy zmowa, przekraczająca granicę podziałów politycznych, uznająca, że Wałęsa jest ponad prawem i trzeba mu pomóc, angażując prokuraturę, służby specjalne - ocenił prof. Cenckiewicz.