Anglia i Walia: 75 tys. domowych aborcji w czasie pandemii
Koalicja dziewięciu organizacji pro-life wezwała rząd Wielkiej Brytanii do delegalizacji aborcji farmakologicznej, którą w związku z pandemią Covid-19 można dokonać w domu. Krytycy rozwiązania twierdzą, że przepisy "wprowadzono w pośpiechu i bez konsultacji". Zwolennicy podkreślają, że konsultacja telemedyczna pozwala na prywatne i bezpieczne przerwanie ciąży.
Koalicja "Care For Women" prowadzi kampanię, służącą delegalizacji tymczasowego prawa, które zezwala na dokonanie aborcji w domu. Otrzymując pocztą, bezpłatnie pigułki poronne, można dokonać aborcji do 10. tygodnia ciąży, po odbyciu rozmowy telefonicznej lub video-konsultacji z lekarzem.
ZOBACZ: Rada Europy wzywa Polskę do zagwarantowania kobietom prawa do aborcji
Wprowadzona w marcu 2020 r. regulacja stanowi największą zmianę w brytyjskim prawie aborcyjnym od czasu zalegalizowania tej praktyki w 1967 r. Z danych Departamentu Zdrowia i Opieki Publicznej (DHSC) wynika, że od kwietnia do czerwca 43. proc. aborcji przed 10 tyg. ciąży wykonano metodą "domową. W DHSC trwają konsultacje nad rozwiązaniem, by tymczasowe zezwolenie na domową aborcje stało się trwałe.
"Ratunek dla kobiet"
Organizacje takie jak British Pregnancy Advisory Service (BPAS), Abortion Rights UK, MSI Reproductive Choices UK zapewniają, że domowe aborcje są bezpieczne i skuteczne.
- Podczas gdy dostęp do innych gałęzi służby zdrowia został zawieszony, nadal możliwe jest przeprowadzenie aborcji. Co więcej czas oczekiwania na konsultację i opiekę znacznie się zmniejszył. Telemedycyna pozwala kobietom na lepsze łączenie ich potrzeb zdrowotnych z obowiązkami w domu. Mogą zakończyć ciążę prywatnie, w zaciszu własnych domów - przekonywała Katherine O'Brien z BPAS.
Przedstawicielka organizacji tłumaczyła, że rozwiązanie to "ratunek dla kobiet" żyjących w toksycznych związkach, gdzie przemoc jest na porządku dziennym. - Kobiety unikają też spotkań z działaczami pro-life protestującymi przed klinikami. Oni bez wątpienia chcieliby zakazać telemedycyny, by dalej nękać pacjentki - dodała.
"Powikłania nie są monitorowane"
Krytycy rozwiązania przekonują, że nowe przepisy wprowadzono w "pośpiechu, bez konsultacji społecznych i wobec braku kontroli parlamentarnej". Od marca ubiegłego roku w ten sposób przeprowadzono ponad 75 tys. aborcji w Anglii i Walii. Blisko 12 tys. kobiet trafiło do szpitala, gdzie wykryto u nich tzw. aborcję niekompletną.
ZOBACZ: Kara śmierci za aborcję? Amerykański polityk chce zmienić prawo
Przedstawiciele brytyjskiego ruchu pro-life alarmują parlamentarzystów, że powikłania, wynikające z aborcji farmakologicznych w domu nie są należycie monitorowane. Dodają, że wiele kobiet, nie zgłasza się po pomoc do ośrodka zdrowia, ani nie informuje przychodni o swoim stanie. Ankieta NHS wykazała, że 87 proc. lekarzy rodzinnych obawia się, że kobiety są narażone na niepożądane aborcje, wynikające z przemocy domowej.
Czytaj więcej