Mamy szczyt zakażeń? Ekspert: z opiniami poczekałbym jeszcze
W związku ze świętami wielkanocnymi jest bardzo duży ruch ludzi, dlatego z opiniami, czy mamy już szczyt zakażeń, poczekałbym jeszcze tydzień lub dwa - stwierdził prof. Jacek Wysocki. Według lekarza, zaszczepienie do wakacji około połowy populacji kraju jest realne.
Członek Rady Medycznej przy premierze, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu prof. dr hab. n. med. Jacek Wysocki zaznaczył w rozmowie z PAP, że nie można jeszcze określić, czy jesteśmy w szczycie trzeciej fali zakażeń SARS-CoV-2.
ZOBACZ: Kluczowa witamina. Jej niedobór zwiększa ryzyko zgonu na COVID-19
- W związku ze świętami wielkanocnymi jest bardzo duży ruch ludzi, jest bardzo dużo kontaktów międzyludzkich. Z opiniami, czy mamy już szczyt zakażeń poczekałbym jeszcze tydzień lub dwa. Bo może być jeszcze dalszy wysyp zakażeń spowodowany przemieszczaniem się ludzi po kraju - zaznaczył.
"Służba zdrowia ewidentnie stoi nad przepaścią"
Wysocki przyznał, że obawia się dalszego wzrostu liczby zakażeń. - A w służbie zdrowia już nie mamy rezerw. Jeżeli będziemy mieć ponad 40 tys. zakażeń dziennie, to możemy tego nie udźwignąć - podkreślił.
- Służba zdrowia ewidentnie stoi nad przepaścią. Nawet jeżeli byśmy znaleźli jeszcze jakieś oddziały, które przekształcimy na covidowe, to nie mamy ludzi - zaznaczył.
ZOBACZ: Pierwsza szczepionka przeciw Covid-19 dla zwierząt
Lekarz wyjaśnił, że sam kieruje oddziałem leczącym dzieci z COVID-19. - To jest prosta reguła, jeśli przekształcam oddział w covidowy, to potrzebuję np. większą obsadę pielęgniarską. Czy ktoś sobie wyobraża, że pielęgniarka wytrzyma 12 godzin dyżuru w kombinezonie ochronnym? Musimy robić tak, by spędzała trzy godziny w tym kombinezonie, po czym dostaje minimum godzinę, żeby się rozebrać, skorzystać z toalety itd. Potem znowu ubiera kombinezon na kolejne trzy godziny. Żeby robić te podmiany potrzebuję dodatkowej kadry - opisał.
"Twardy lockdown jest trudny do zrealizowania"
Ekspert zaznaczył, że są granice przekształcania oddziałów szpitalnych w covidowe, bo takie działanie pozbawia innych chorych opieki zdrowotnej. - To jest zasada naciągnia krótkiej kołdry – raz w jedną, raz w drugą stronę - powiedział.
Prof. Wysocki zaznaczył, że wprowadzenie "głębokiego lockdownu" obejmującego zakaz przemieszczania się, dałoby najszybszy efekt pod względem zmniejszenie liczby zakażeń. - Jednak mamy kłopot z wyegzekwowaniem tego, żeby ludzie nosili maseczki - mielibyśmy zamknąć ich w domach i nie pozwolić im wychodzić? Już były opinie prawne, że bez stanu wyjątkowego będzie to trudne do wyegzekwowania. Stąd moja opinia, że taki twardy lockdown jest trudny do zrealizowania. Choć mógłby być dobry - wskazał.
ZOBACZ: Msze wielkanocne z obostrzeniami. Godzina policyjna we Włoszech, bez śpiewów w Niemczech
Według zapowiedzi rządu, po świętach w całym kraju szczepionych może być nawet milion osób tygodniowo. Prof. Wysocki ocenił, że zaszczepienie dużej części populacji do wakacji jest realne przy spełnieniu kilku warunków. - Do tej pory czynnikiem limitującym szczepienia jest dostępność szczepionki. Dlatego że punkty istniejące były w stanie szczepić więcej osób, ale brakowało preparatów. Teraz czego się spodziewamy? Że szczepionki będzie więcej, ale możemy się potknąć o wydolność służby zdrowia, czy da radę tylu chętnych zaszczepić - przyznał.
W jego opinii, utworzenie po jednym masowym punkcie szczepień w każdym powiecie może okazać się niewystarczające. - Są różne pomysły, np. można wykorzystać sale gimnastyczne w szkołach, można przekształcić na punkty szczepień remizy OSP - powiedział.
Kto przeprowadzi szczepienia?
- Drugi problem będzie dotyczył ludzi, którzy przeprowadzą szczepienia. Kwalifikację do szczepienia może prowadzić nie tylko lekarz, ale pielęgniarka, ratownik, farmaceuta. Chyba w takiej masowej akcji to jest potrzebne. To by się nie sprawdziło w normalnym, spokojnym szczepieniu, bo pacjenci często zadają mnóstwo pytań zdrowotnych, natomiast tutaj, przy takiej akcji, na wielkie wyjaśnianie nie ma czasu - zaznaczył.
ZOBACZ: Kolejne szczepionki trafią do Polski. W poniedziałek dostawa od firmy Pfizer
Jak wskazał, szczepienia prowadzone na masową skalę w szpitalach tymczasowych pokazały, że ta operacja może przebiegać stosunkowo szybko. - Punkty w POZ-tach też powinny funkcjonować, bo to jest pomoc dla mieszkańców małych miejscowości, którzy nigdzie nie muszą jeździć, tylko mają taki punkt w sąsiedztwie. Ale przy skali masowych szczepień populacyjnych te punkty nie odegrają większej roli - ocenił.
Za mało zarejestrowanych?
Stwierdził również, że liczba ok. 11 mln osób zarejestrowanych obecnie do szczepienia to "trochę mało". - Natomiast nie przejmowałbym się tym, co ludzie deklarowali w styczniu. Dlatego że w czasie szczepienia grupy zero była grupa pracowników nie stricte medycznych, którzy bardzo się tego szczepienia bali. Ale jak zobaczyli, że pielęgniarki i lekarze się szczepią - także oni zaczęli się dopisywać. Tak samo będzie teraz. Wiele osób nie będzie chciało iść "na pierwszą linię", ale jak zobaczą, że to działa, to pójdą tą drogą - powiedział.
Przyznał, że nie wiadomo jak do kwestii masowych szczepień podejdą najmłodsze roczniki - osoby w wieku 20-30 lat. - Pewne plusy, choćby tego typu, że zaszczepieni nie muszą podlegać kwarantannie, być może będą mogli łatwiej podróżować po świecie - przypomnę, że UE pracuje nad "paszportem covidowym" - to mogą być zachęty, które sprawią, że wiele osób zaszczepi się przed wyjazdami wakacyjnymi - wskazał lekarz.
ZOBACZ: Szczepionka firmy AstraZeneca zmieniła nazwę
Ekspert ocenił, że jeśli będzie dużo chętnych do szczepienia i nie zabraknie dla nich preparatów, do połowy roku może udać się zaszczepić około połowy populacji kraju. - To już było by bardzo dobre. Natomiast jeżeli będą przestoje, jeżeli np. będzie coraz mniej chętnych wśród młodszych roczników, to wtedy możemy mieć dalej "wakacje z wirusem" - zaznaczył.
Czytaj więcej