Lot samolotem to kosztowny przywilej. Specjalny podatek może ograniczyć podróżowanie
Politycy i ekologowie zastanawiają się nad wprowadzeniem progresywnej opłaty od lotów samolotem, która ograniczyłaby częstotliwość podróżowania tych, którzy robią to najczęściej. Okazuje się, że za większość podróży odpowiada "uprzywilejowana mniejszość" podróżników.
O tym, że podróże samolotem stanowią zauważalny odsetek emisji gazów cieplarnianych, mówi się od dawna. Jednak teraz ukazał się raport, z którego wynikają ciekawe wnioski: za znaczący odsetek podróży samolotem odpowiadają nieliczne osoby z grupy "częstych podróżników". Organizacja, która wypuściła taki raport, wskazuje na potrzebę podatku, który ograniczy podróże najczęściej latających.
Jak często latają najczęściej podróżujący? To liczba, która bardzo różnie wygląda w różnych krajach. Jak policzyła ekologiczna inicjatywa Possible, "elitarna mniejszość" w USA to 12 proc. ludzi, którzy odbywają 2/3 podróży. We Francji połowa przelotów przypada na zaledwie dwa proc. populacji. A w Indiach ta nieliczna mniejszość jest mniejsza jeszcze o połowę. Podobne wnioski powtarzają się dla każdego badanego kraju.
Najczęściej latają nieliczni
Już wcześniej mówiło się o tym, że 1 proc. światowej populacji w 2018 roku odpowiadał za połowę emisji lotniczych spalin, podczas gdy 90 proc. ludzi tego roku w ogóle nie znalazło się na pokładzie samolotu. Koszty ekologiczne tych, którzy siedzą na górze tej piramidy, są wysokie. Samolot emituje co prawda bezpośrednio mniej dwutlenku węgla na osobę niż samochód osobowy z jednym kierowcą, ale robi to w bardziej niebezpieczny sposób. Wynika to z faktu, że odrzutowce wytwarzają nie tylko co2, lecz także parę wodną, sadzę czy tlenki azotu.
- Jeśli wziąć pod uwagę, że 15 proc. Brytyjczyków odpowiada za 70 proc. przelotów, wydaje się oczywiste, że to właśnie do nich powinny być skierowane ograniczenia – mówi cytowany przez "The Independent" Leo Murray, dyrektor ds. innowacji w organizacji Possible, która zestawiła te dane.
Podkreśla, że wnioski z raportu wzmacniają postulat, by wprowadzić opłatę od częstego podróżowania. Ale to nie pierwszy raz, kiedy taka inicjatywa się pojawiła. Już w 2019 roku Lord Deben, konserwatywny polityk i przewodniczący angielskiego Komitetu ds. Zmiany Klimatu sugerował rządowi, że takie rozwiązanie mogłoby być skuteczne w ograniczaniu emisji.
Opłata mogłaby działać jako progresywna: bardzo niska przy pierwszym przelocie w roku, co nie pozbawi szans licznej grupy ludzi na wakacje za granicą. A potem wysoka dla tych, którzy wykorzystują każdą wolną chwilę, by gdzieś wyskoczyć samolotem.
Pandemia koronawirusa sprawiła, że liczba przelotów samolotami spadła drastycznie. Aktywiści boją się jednak, że wraz z rządową pomocą dla linii lotniczych i próbami stymulacji gospodarki przez turystykę, ekologiczne zagrożenia ruchu lotniczego będą wracały do wcześniejszej normy.
Częste loty: nie taki luksus
- Jako inżynier lotnictwa zajmujący się projektami na przyszłość zauważyłem, że rozwój technologii jest zbyt wolny wobec wzrostu ruchu lotniczego. Jedynym sposobem, żeby ograniczyć emisje z tego sektora jest znacznie ograniczyć popyt na połączenia. Bez tego żadna technologia nie pomoże – powiedział "Guardianowi" Finlay Asher, inżynier lotnictwa i aktywista klimatyczny.
ZOBACZ: Zbyt grube, by lecieć klasą biznes w Dreamlinerze. Mierzono je specjalnymi taśmami
"Progresywny podatek lotniczy potraktowałby częste loty jako luksusowy nawyk, którym one rzeczywiście są" – konkludują autorzy raportu. – Nie nazwalibyśmy częstego latania "luksusowym nawykiem" – odpowiada Michael Gill z Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Lotniczego (IATA). – Wielu, jeśli nie większość często podróżujących to ludzie biznesu, którzy potrzebują kontaktu twarzą w twarz z klientami i personelem swoich firm. Tak będzie szczególnie w nadchodzących miesiącach, kiedy biznes wróci do normalności.
Czytaj więcej