Paweł Kowal odpowiada premierowi: opozycja nie jest od klaskania
W demokratycznym kraju opozycja nie jest od oklasków. Podejmowaliśmy dialog z rządem od samego początku epidemii - przekonuje w rozmowie z polsatnews.pl dr Paweł Kowal, poseł KO, były wiceszef MSZ w rządzie PiS. - Uważam, że ruch Rafała Trzaskowskiego ma sens, chciałbym się w niego włączyć - deklaruje. Jego zdaniem należy tak zmienić konstytucję, by połowę Senatu stanowili samorządowcy.
Jakub Oworuszko, polsatnews.pl: Premier stwierdził w czwartek, że opozycja w obliczu epidemii nie potrafi działać "solidarnie razem z rządem",
Paweł Kowal: Premier był żenujący, chyba pali mu się grunt pod nogami w rządzie. Nie chodzi o opozycję, ale o to, jak się traktuje obywateli, opowiadając takie głupoty. W sytuacji, w której PiS jest u władzy już sześć lat, kiedy pandemia trwa ponad rok, kiedy wszystkie instrumenty władzy są w ich rękach, wypadałoby po męsku wziąć odpowiedzialność i powiedzieć, co się udaje, a co nie, przyznać się do winy, tam gdzie zawalili. Angela Merkel potrafi czasami publicznie przeprosić. U nas rząd nieustannie sam się chwali, w kółko mówi, że jest "najlepszy", że robi wszystko "najlepiej w Europie". Jednocześnie zwala winę za niepowodzenia na opozycję. To jest brak szacunku wobec Polaków. Ludzie tego nawijania makaronu na uszy nie kupią.
ZOBACZ: Szef MSWiA: sytuacja jest dramatyczna, ale nie beznadziejna [OGLĄDAJ]
Jakie merytoryczne działania podjęliście państwo przez ostatnie 12 miesięcy w kwestii epidemii? Powstał jakiś zespół ekspertów, przygotowaliście jakieś analizy?
Podejmowaliśmy dialog z rządem od samego początku epidemii. Jeszcze wtedy, rok temu, ta współpraca wyglądała normalnie. Przypominam pierwszą ustawę covidową, wspólnie przez całą noc ją pisaliśmy, bo rząd ją kiepsko przygotował. Tego wciąż się nie nauczyli, bo kolejne projekty ustaw do walki z covidem są przesyłane do Sejmu czasami dosłownie kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem obrad. Tyle, że teraz współpracę zamienili na arogancję, oskarżenia bez pokrycia itd. Przypominam też inicjatywy Senatu. Poza regularną pracą parlamentarną i działaniami stricte politycznymi też się wiele działo. Środowisko, z którym ja współpracuję – Medyczna Racja Stanu, kompletnie apolityczne, zrobiło kilkanaście seminariów, spotkań na temat funkcjonowania służby zdrowia w czasie epidemii. Część z nich była publiczna. My wiemy jakie stosować rozwiązania, nasze rekomendacje na bieżąco przesyłamy przedstawicielom władz. Inne środowisko, którego jestem częścią – Grupa Praca – przygotowało całą ustawę "My solidarni", która mówi o formach wsparcia dla wszystkich medyków w czasach epidemii, zorganizowaliśmy na ten temat wielkie seminarium. Nie możemy się doprosić u pani marszałek Sejmu Elżbiety Witek, żeby wprowadziła ją pod obrady. Ta ustawa nie ma nic wspólnego z walką polityczną, ten projekt jest bardzo dobry, był konsultowany z lekarzami, samorządowcami. Ale w Sejmie nie ma współpracy. Więc premier zamiast atakować, zamiast toczyć pianę nienawiści przeciwko opozycji i robić kolejne podziały, powinien wziąć któryś z tych pomysłów. Wystarczy tylko trochę dobrej woli. Korzystam z okazji i jeszcze raz proszę panią marszałek Witek - w imię dobrej woli i konieczności współdziałania z opozycją w sprawach walki z pandemią proszę wprowadzić tę ustawę pod obrady.
Ale przyzna pan, że krytyki pod adresem rządu nie szczędzicie.
Nie przyznam panu racji tak łatwo. Jako opozycja nie jesteśmy od klaskania. My mamy pokazywać, gdzie są błędy oraz wskazywać możliwości ich rozwiązania. Jeżeli premier oczekuje od polityków opozycji, że będą mu bili brawo, szczególnie, że sam się w kółko chwali i jego koleżanki i koledzy bez końca go oklaskują, choć często nie ma powodu, to ja odpowiadam: panie premierze, w demokratycznym kraju opozycja nie jest od oklasków. W niektóre sprawy możemy się włączyć, pomagać, ale trzeba pamiętać od czego jesteśmy. Polacy mają po to opozycję, żeby pokazywała błędy, a czasem nawet przejaskrawiała je – to jest nasza rola.
Jako błąd wskazywaliście np. Szpital Narodowy, teraz się okazuje, że szpitale tymczasowe są jednak potrzebne.
No są potrzebne, ale na Narodowym nie jest uruchomione 1200 łóżek, jak zapowiadał premier, tylko niecałe 500.
Podsumowując, jak ocenia pan działania rządu w walce z epidemią?
W przeciwieństwie do premiera, który nie jest w stanie powiedzieć o oponentach nic dobrego, ja zacznę od plusów. Rządowi w sumie w miarę dobrze idzie ze szczepieniami, jeśli porównać do sytuacji w innych państwach UE. Jeżeli chodzi o same działania dot. epidemii to przypomnę sprawę zakupu respiratorów, maseczek, bardzo dużo było prywaty i zepsucia w obozie władzy i ludzi związanych z obozem, którzy wtedy zarabiali. Do tej pory nie jest wyjaśniona sprawa respiratorów. Błagaliśmy w Sejmie, żeby wesprzeć finansowo wszystkich lekarzy, nie tylko tych na pierwszej linii frontu. Gdy nie było szczepionki, tak naprawdę najbardziej narażeni byli ci, którzy leczyli innych chorych, niezakażonych, bo nie mieli środków ochrony osobistej. Duży minus to także podejście do przedsiębiorców i pracowników, którzy dostawali informacje o obostrzeniach w ostatniej chwili, w chaosie. Ludzie nie mieli poczucia stabilizacji, co dodatkowo pogłębiało ich zły stan psychiczny w pandemii. Po stronie rządu jest niestety dużo słabych punktów, takich, które nie zależą od wirusa. Rząd nie może być aż tak partyjny w walce z pandemią. Aż żal mi przypominać, że premier ogłaszał koniec epidemii, bo chciał, żeby ludzie poszli zagłosować na jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich.
Tylko wtedy faktycznie tych zakażeń było mniej.
Rząd jest od tego, by podawać precyzyjne informacje, to poważna sytuacja. Oczywiście, że zakażeń było mniej, ale nie było też żadnych podstaw do ogłaszania końca epidemii.
ZOBACZ: Joanna Lichocka apeluje o zaszczepienie dziennikarzy: powinniśmy także ich chronić
Miał pan koronawirusa?
Nie wiem, czasem wydaje mi się, że tak, bo miałem takie mocniejsze przeziębienie, ale okazało się, że nie mam przeciwciał.
Jako wykładowca akademicki został pan już zaszczepiony?
Tak, kilka tygodni temu AstraZeneką. Dobrze zniosłem pierwszą dawkę, zachęcam wszystkich do szczepienia, nie warto ulegać propagandzie. Szczepienia są kluczowe, jeśli chcemy wrócić do normalnej pracy w szkołach czy na uczelniach.
Ostatnio Borys Budka przyznał, że inicjatywa Rafała Trzaskowskiego – Ruch Wspólna Polska – tak naprawdę nie ma sensu. Pan też tak uważa?
Uważam, że inicjatywa Rafała Trzaskowskiego ma sens, życzę tej inicjatywie, żeby się rozwijała i była jednym z elementów przyszłej wielkiej koalicji, która będzie walczyła o zwycięstwo w wyborach. Jestem za tym, żeby to rozwijać. Dodam jeszcze jedno: patrzę na prezydentów miast i marszałków, szerzej, na samorząd – i już jestem pewien, że konstytucja powinna być zmieniona w taki sposób, by przedstawiciele samorządu stanowili połowę Senatu, a minimum jedną trzecią. To są często politycy przez wielkie P, w takim tradycyjnym, najlepszym rozumieniu tego słowa. Znam dobrze kilkoro prezydentek, prezydentów i marszałków, i wiem jak wiele by wnieśli do prac parlamentu. Powstałaby pewna spójność pomiędzy administracją centralną a samorządami już na etapie tworzenia prawa. Czas raz na zawsze przełamać ten podział na samorząd i rzekomo poważniejszą "warszawską politykę".
Chciałbym pan się włączyć w ten ruch?
Jeśli będzie taka możliwość to tak. Ale to nie o mnie chodzi. Jest dużo ludzi, którzy nie chcą należeć do Platformy Obywatelskiej, nie chcą należeć do żadnej partii, ale czują się np. samorządowcami, zależy im na pracy organicznej i szukają dla siebie miejsca w polityce. To, co proponuje Trzaskowski, jest właśnie dla nich.
Kogo widziałby pan w fotelu premiera po wygranych wyborach przez opozycję – Trzaskowskiego czy Budkę?
Premierem będzie lider zwycięskiego ugrupowania albo inna osoba, którą wskażą zwycięzcy.
A kto jest liderem opozycji?
(Po chwili namysłu) Jest kilkoro potencjalnych liderek i liderów. Dzisiaj dużo się zmienia, ludzie przyglądają się, zastanawiają. Rodzą się też nowe talenty. Pięć lat temu w badaniach ludzie wskazywali, że przywódca musi być silny, twardy, a dziś, że powinien być empatyczny. Nie myślmy schematami.
Spodziewa się pan przedterminowych wyborów?
Tak.
Wystartujecie w szerokiej koalicji?
Ta koalicja będzie bardzo skomplikowana. Będzie się składała z Koalicji Obywatelskiej, która nie jest przecież samą Platformą, ale właśnie koalicją z mniejszymi partiami, do tego trzeba będzie zbudować mosty z Hołownią, z PSL-em, z Lewicą, z Ruchem Wspólna Polska, z samorządowcami. Trzeba będzie myśleć po nowemu. Ludzie uważają, że będzie tak jak kiedyś, że wystarczy wyciągnąć z szafy te stare garsonki i garnitury z poprzednich rządów i będzie rząd PO-PSL, Tusk konta Kaczyński. Tym razem będzie inaczej. Są nowe czasy, dużo się zmieniło w czasie rządów PiS-u, oni zrujnowali państwo, wiele zmieniła pandemia. Jesteśmy jednym narodem, ale ludzie są różni, stąd potrzeba bardzo szerokiej koalicji.
Chciał pan wystartować na prezydenta Rzeszowa, ostatecznie opozycja postawiła na lokalnego kandydata. Jak ocenia pan szanse Konrada Fijołka?
Miałem inny pomysł, jak należy podejść do wyborów w Rzeszowie, zwyciężyła nieco inna wizja. Zakładam, że jest on w stanie zbudować wokół siebie szeroką koalicję. To doświadczony człowiek, jeżeli popracuje, ma szansę na zwycięstwo, wskazują na to badania opinii publicznej i tego mu życzę.
Kto jest dla niego groźniejszym przeciwnikiem – wojewoda podkarpacka Ewa Leniart, którą popiera PiS czy Marcin Warchoł, kandydat Solidarnej Polski z poparciem Tadeusza Ferenca, byłego prezydent Rzeszowa?
Trzeba o Rzeszowie myśleć bardziej do przodu, mówiłem o tym wiele razy. Myślenie o moim kochanym rodzinnym mieście jak o cesarstwie, w którym szukamy nie nowego pomysłu i głosów wyborców, ale namaszczenia od poprzednika to naprawdę jak za króla Ćwieczka. Kandydaci władzy niech robią, co chcą. Moja wizja jest taka: zaryzykować i odważnie na nowo określić plan rozwoju Rzeszowa, a nie szukać jak się podpiąć pod odchodzącego ze stanowiska prezydenta. Tadeuszowi Ferencowi trzeba podziękować za zasługi, on wejdzie do historii miasta. Ferenc kierował spółdzielnia mieszkaniową, w której się wychowałem, znam go ze 40 lat. Trzeba kontynuować dobre rzeczy. Ale mieć wielką wizję przyszłości miasta także w sferze nauki, technologii, otwarcia na Wschód. Ja to nazywam wizją nowego Lwowa.
Od kilku dni płyną do nas niepokojące wieści z Białorusi, tamtejsze służby zatrzymały m.in. Andrzeja Poczobuta, szefowa Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys trafiła na dwa tygodnie do aresztu. Dlaczego właśnie teraz białoruskie władze zdecydowały się na represje wobec tych osób?
Pewnie także dlatego, że w czwartek był Dzień Wolności na Białorusi, święto nieuznawane przez rząd Łukaszenki. Uderzenie w Polaków na Wschodzie jest oczywiste – to ostatni kawałek społeczeństwa obywatelskiego, niezależnego od władzy. Władza autorytarna chce nad wszystkim panować. To powinien być nasz argument w rozmowach z dyplomatami zachodnimi, powinniśmy ich wszystkich „uruchomić” i pokazać, że są łamane podstawowe prawa człowieka, prawa mniejszości narodowych. Polscy dyplomaci powinni w piątek rano być we wszystkich gabinetach wiceministrów, ministrów spraw zagranicznych państw UE i USA i przedstawiać sytuację właśnie z tego punktu widzenia. Tu nie chodzi o partykularną, polską sprawę, o nasze emocje. Chodzi o bardzo poważne złamanie elementarnych zasad. To, co się dzieje na Białorusi, dotyczy dokładnie naszego bezpieczeństwa.
Czytaj więcej