Pogrzeb Krzysztofa Kowalewskiego. Artysta spocznie na Starych Powązkach
Był wybitnym aktorem obdarzonym niesłychaną siłą intensywności przekazu, niesłychaną wszechstronnością, niezwykłym talentem. I przy tej swojej wielkości był niesłychanie koleżeński - mówił aktor Wiktor Zborowski podczas piątkowych uroczystości pogrzebowych Krzysztofa Kowalewskiego.
W trakcie uroczystości pogrzebowych, które odbyły się w Kościele Środowisk Twórczych w Warszawie, Zborowski wspominał m.in. pierwsze spotkanie z Krzysztofem Kowalewskim, do którego doszło w 1969 r. w warszawskiej PWST podczas zajęć szermierki.
ZOBACZ: Nie żyje Krzysztof Kowalewski. Wybitny aktor miał 83 lata
- Zajęcia prowadził pan prof. Sławomir Lindner, a jego asystentem był Krzysztof Kowalewski. Po zajęciach poprosił nas, abyśmy chwilkę zostali. Krzysiek do każdego podszedł, wyciągnął grabulę ze słowami: "Krzysiek jestem". Nawet nie wyobrażacie sobie, jak pękaliśmy z dumy, że ten oto nasz wykładowca przechodzi z nami, pierwszoroczniakami, na "ty" (...). Krzysiek był po imieniu ze wszystkimi studentami w Szkole Teatralnej, bo miał taki obyczaj. Tym pięknym obyczajem osiągnął nie tylko naszą miłość, ale także to, że wszystkie egzaminy z tejże szermierki to były maleńkie arcydzieła naszej sprawności, bo nie chcieliśmy w żadnym stopniu zawieść - powiedział.
"To były dla mnie bardzo ważne słowa"
Aktor podkreślił także, że od Krzysztofa Kowalewskiego usłyszał kiedyś, że szkoła nie nauczy nikogo zawodu, ale jeśli potraktuje się ją poważnie, przygotuje studentów do uprawiania zawodu, którego będą uczyć się całe życie. - To były dla mnie bardzo ważne słowa, a szczególnie istotne, że powiedział to nie ten wielki Krzysztof Kowalewski tylko trochę starszy od nas kolega z 10-letnim stażem, ale wtedy jego kariera dopiero raczkowała - zaznaczył.
ZOBACZ: Nie żyje aktor Michał Szewczyk. "Kochał życie, kochał ludzi i teatr"
Zborowski podkreślił, że Krzysztof Kowalewski był "wybitnym aktorem obdarzonym niesłychaną siłą intensywności przekazu, niesłychaną wszechstronnością, niezwykłym zupełnie talentem", a "przy tej swojej wielkości, wybitności był niesłychanie koleżeński" i "miał ogromny autorytet". - Zostaniesz na zawsze w naszych sercach, pamięci, w uśmiechu, jaki będzie się zawsze pojawiał na wspomnienie Ciebie. Pozostaniesz jako przecudowny kumpel, fenomenalny aktor i dobry, mądry człowiek - podsumował.
"Krzysieńku, tak zawsze zwracałam się do Ciebie"
- Krzysieńku, tak zawsze zwracałam się do Ciebie. Przez ponad 40 lat spotykaliśmy się przy pracy na wszystkich możliwych polach naszego zawodu, przede wszystkim w teatrze, w radio, w filmie, w telewizji i przy nagraniach. Oczywiście teatr był najważniejszy. Ten nasz nie za duży Teatr Współczesny na Mokotowskiej 13 był kuźnią Twoich wspaniałych ról. Właściwie nie ról a kreacji, ponieważ w tym teatrze miałeś możliwość przebywania w najlepszym towarzystwie, najwspanialszych autorów. Począwszy od Szekspira, a skończywszy na naszym uwielbianym przez nas Mrożku - mówiła Marta Lipińska, aktorka, jego wieloletnia partnerka sceniczna, radiowa i filmowa.
Podkreśliła, że praca z Kowalewskim była "czymś wyjątkowym, czymś niepowtarzalnym". - Wiem, że to się już nigdy nie zdarzy - przyznała. - Po prostu Twoja lojalność w stosunku do autora, w stosunku do kolegów, budowanie przedstawienia na najbardziej uczciwym poziomie po prostu jest czymś wyjątkowym - oceniła aktorka.
Nawiązując do roli Sułka, w którą Kowalewski wcielał się w słuchowisku radiowym "Kocham pana, panie Sułku" autorstwa Jacka Janczarskiego, powiedziała, że "stworzenie roli takiej jak Sułek, przy pomocy tylko głosu, to było coś nadzwyczajnego". - To była kreacja stworzona przy pomocy głosu taka, że ludzie wiedzieli, jak Sułek wygląda, gdzie jest w danej chwili, czy kocha czy nie kocha, co porabia, jakie ma myśli, jakie ma poglądy - powiedziała Lipińska.
"To była niebanalna przyjaźń"
Wzruszona dodała, że powinna się pożegnać, ale "nie potrafi". - Paradoksalnie ta pandemia cholerna przychodzi mi z pomocą, ponieważ nie chodzimy do teatru, teatr jest zamknięty, a tam bym chciała Go spotykać i spotykałabym Go co chwilę. Widziałabym Go, jak idzie przez parking, zawsze lekko spóźniony, ale pewnym krokiem, z rozbrajającym uśmiechem na twarzy, z błyskiem w cudownych, niebieskich oczach, które masz po nim Gabrysiu (córka Kowalewskiego - przyp. red.), i mówi: "sorry, korki". Nie mogę się z Tobą pożegnać, jeszcze długo mi będziesz towarzyszył właściwie codziennie w tym wszystkim, co nas łączyło - mówiła Lipińska.
Oceniła, że "to była niebanalna przyjaźń". - To była przyjaźń, która nie potrzebowała naszych kontaktów co chwilę, co tydzień, dziesiątki telefonów. Nic takiego nie było między nami, ale jak już był telefon, to był na pewno niekonwencjonalny i niezdawkowy - nie takie zwykłe "co słychać", albo "jak się czujesz - zdradziła Lipińska.
Dodała, że łączyły ich "poglądy". - Nasze poglądy na otaczający nas świat, na naszą Polskę kochaną, gdzie wkurzały nas podobne rzeczy. On wtedy potrafił puścić soczystą wiązankę, ja troszkę się podciągnęłam ostatnio, ale nie jestem w stanie Mu sprostać. W każdym razie bardziej wolę to, niż rzucać kapciem w telewizor. Tak tego robić, jak Krzyś, nikt nie potrafi i nie będzie potrafił. Krzysieńku kochany, nie umiem Cię pożegnać. Mówię do zobaczenia - powiedziała.
Kowalewski był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, odtwórcą słynnych komediowych ról w "Nie ma róży bez ognia" i "Brunet wieczorową porą", a także tytułowym bohaterem radiowej audycji "Kocham Pana, Panie Sułku".
ZOBACZ: Nie żyje Krzysztof Kowalewski. Aktor miał 83 lata
Na antenie Polsat News zmarłego aktora wspominali koledzy i koleżanki po fachu.
- Był wzorem dla nas wszystkich, gdy zaczynałem studia, patrzyliśmy na niego jak w obrazek. (…) Dramatyczna wiadomość. (…) Jego talent komediowy jest wielkim wzorem dla wszystkich aktorów ten gatunku w Polsce - mówił Andrzej Nejman, dyrektor Teatru Kwadrat.
Wideo: "Zapamiętam go jako chodzącego anioła". Aktorzy o Krzysztofie Kowalewskim
"Miał wielką klasę aktorską"
- Krzyśka znałem od 1 roku szkoły teatralnej. (…) Przeuroczy człowiek, wybitny aktor, fantastyczny kolega. Ogromna strata, to strasznie bolesne, bo w ostatnim czasie odeszli również Andrzej Strzelecki, Wojciech Pszoniak, Piotruś Machalica. (…) Z Krzysztofem grałem wiele razy. Zawsze to była wielka frajda. Z jego strony płynęła niesłychana życzliwość. Nigdy nie grał pod siebie, zawsze kombinował, żeby partnerowi na scenie było wygodnie. Miał wielką klasę aktorską. Role u Barei przyniosły mi ogromną popularność i sławę, ale on był fantastycznym aktorem teatralnym. (…) Posiadał genialne warunki, był ceniony. Jako jeden z nielicznych potrafił rozśmieszać mnie do łez. (…) Miałem to szczęście, że darzył mnie dużą sympatią, z wzajemnością - wymieniał Wiktor Zborowski.
Emilian Kamiński, dyrektor Teatru Kamienica, Kowalewskiego poznał w szkole teatralnej.
- To był bardzo ciepły człowiek, o ciepłym sercu. Dobra dusza. Wspaniały aktor, zostaną po nim role, ale odczuć ciepło tego człowieka mogli tylko ci, którzy się z nim znali. (…) Rzadko zdarzają się ludzie mający tyle serca i ciepła. Ta dobroduszność przebijała w jego rolach. Naprawdę lubił swój zawód - podkreślał.
"Umiał się zmienić w ciągu sekundy"
- Tracimy wspaniałego człowieka, artystę, epokę. Krzysztofa zapamiętam jako chodzącego anioła, który swoimi serdecznością, ciepłem, mistrzostwem był przykładem dla każdego. Umarł prawdziwy nestor, wielki mistrz. (…) Był mistrzem słowa, wiele lat występował w Teatrze Polskiego Radia. (…) Widziałem, jak w ciągu sekundy umiał się zmienić i być postacią, którą grał - opowiadał Michał Żebrowski, dyrektor Teatru 6. piętro.
- Miałem zaszczyt grać z nim w filmie i również reżyserować. Jako ówczesny dyrektor Teatru "Syrena" zrobiłem "Łup", w którym Krzyś zagrał główną rolę. Niczego nie robił na pół gwizdka, zawsze pracował z oddaniem - wspominał Wojciech Malajkat, rektor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.
- Krzysztof, dzięki swoim rolom, pozostanie z nami na zawsze. Poznałam go bardzo wcześnie, kończąc szkołę teatralną. (…) Był wybitnym aktorem, niezwykle inteligentnym. Piękna osobowość. Role komediowe - nikt tego nie grał tak, jak on - mówiła Katarzyna Figura.
Krzysztof Kowalewski karierę rozpoczął od niewielkiej roli w "Krzyżakach". Znany był z ról komediowych, m.in. w "Misiu", "Brunecie wieczorową porą" albo w serialu "Daleko od noszy". Przez 15 lat wcielał się w rolę Świętego Mikołaja podczas przygotowywanego przez Fundację Polsat "Mikołajkowego Bloku Reklamowego".
Czytaj więcej