"Ojców nastolatków nazywam bokserami - każdy musi wziąć kilka ciosów na klatę"

Polska Karolina Olejak
"Ojców nastolatków nazywam bokserami - każdy musi wziąć kilka ciosów na klatę"
Pixabaycom/freestocks-photos/Zdj. ilustracyjne
"Zjawisko nieobecnego ojca to nie tylko Polska rzeczywistość" - mówi dr Cupiał

Statystyczny ojciec spędza z dzieckiem około 20 minut dziennie, a fizyczna obecność to dopiero pierwszy krok, który trzeba zrobić, aby nie przegrać ojcostwa. O polskich ojcach opowiada dr Dariusz Cupiał koordynator programu Inicjatywa Tato.Net.

Karolina Olejak: Polskiego ojca nie ma w domu?


Dariusz Cupiał: Zjawisko nieobecnego ojca to nie tylko Polska rzeczywistość. W Niemczech nazwano je Vaterlosigkeit, a w Stanach Zjednoczonych Fatherlessness. Historycznie wynikało z utraty ojców w różnych konfliktach zbrojnych, a później przemian ustrojowo-gospodarczych. W Państwach Europy Wschodniej często łączyło się z emigracją na tle zarobkowym i koniecznością pracy w kraju z dala od rodziny. Ta nieobecność nie musiała jednak być aż tak dosłowna. W Polsce lata 90. i transformacja przyniosły po prostu wzmożoną aktywność zawodową. Ojciec nie musiał być w innym państwie, żeby prawie wcale nie było go w domu.


Czasem tata jest w domu, ale wciąż nieobecny.


W ramach Inicjatywy Tato.Net prowadzimy badania. Wyszczególniliśmy w nich cztery formy nieobecności. Pierwsza faktycznie jest tą najbardziej intuicyjną, czyli nieobecnością fizyczną, gdzie ojciec nie uwzględnia w strukturze dnia konieczności przebywania z dzieckiem. Tu obserwujemy pozytywny trend, ale nie startowaliśmy też z wysokiego pułapu. Dwie dekady temu w Wielkiej Brytanii ukazała się książka "Siedmiominutowy tata". Powstała na podstawie pomiarów tego, ile statystycznie czasu ojcowie poświęcają swojej rodzinie. Wyszło na to, że jest to około 7 minut dziennie, czyli tyle, ile zajmuje wypalenie jednego papierosa. Niedawno w Polskich badaniach przeprowadzano podobne pomiary - wyszło około 20 minut. Drugi rodzaj nieobecności to nieobecność psychiczna. Mężczyzna może wtedy znajdować się w jednym pomieszczeniu z dzieckiem, ale bez koncentracji uwagi, budowania relacji czy nawet wchodzenia w proste interakcje.


Czyli obraz "tata z piwem na kanapie".


Tak, żona jednego z uczestników nazwała to Trójkątem Bermudzkim. W tym modelu ojciec po pracy funkcjonuje między kanapą, lodówką i telewizorem. To cały jego świat. Radary nie namierzają domowników.


Trzeci model to?


Nieobecność emocjonalna. Nasze badania pokazują, że o ile w pozostałych obszarach następuje poprawa, to tu notujemy spadek. Tu chodzi nie tylko o podstawową interakcję, ale o wchodzenie w głębszą relację - o to, czy mężczyzna potrafi wyrażać i odbierać emocje i uczucia. Wyrazić miłość, troskę czy dumę. Czwarta nieobecność dotyczy sfery duchowej. Chodzi o płaszczyznę przekazywania niematerialnych dóbr-wartości. Przede wszystkim poprzez zaangażowanie w kształtowanie postaw i wartości takich, jak patriotyzm, religia czy światopogląd. To najbardziej nieoczywista przestrzeń.


Jakie są konsekwencje wychowania bez ojca?


Badania pokazują, że dzieci wychowywane bez ojców są bardziej skłonne do uzależnień i podejmowania innych ryzykownych zachowań. Mowa tu nie tylko o alkoholu czy narkotykach, ale np. o coraz bardziej powszechnych uzależnieniach od gier komputerowych czy Internetu. Taka młodzież zwykle wcześniej przechodzi inicjację seksualną. Dziecko szuka substytutu nieobecnego rodzica. Pewną korelację widać też w policyjnych statystykach. Oczywiście, nie każde dziecko bez ojca zostanie kryminalistą, ale widać tu zależności.


To co daje zaangażowany ojciec?


Wcześniej badania skupiały się raczej na rodzinie jako całości. Dopiero od trzech dekad bada się konkretny wpływ ojca na postawy dzieci. W Kanadzie takiej obserwacji poddano uczniów szkół średnich. Okazało się, że dzieci, które wychowywały się w rodzinach z zaangażowanym ojcem miały wyższą samoocenę, pewność siebie i wykazywały się większą empatią. Niezwykle istotne jest też to, że były bardziej odporne na presję rówieśników i trudniej było przekonać je do podjęcia ryzykownych zachowań. Dzięki tym miękkim kompetencjom lepiej radziły sobie w szkole, a później na rynku pracy. Niezależnie od tego, czy ich ojciec miał wyższe wykształcenie, czy był pracownikiem fizycznym.


Każda inicjatywa powstaje w wyniku jakiegoś deficytu, bo coś nie działa. Czego Wam brakowało?


Kilkanaście lat temu w debacie publicznej coraz częściej słyszeliśmy o kryzysie męskości, ale w charakterze czysto akademickim. Nikt do końca nie definiował, na czym on właściwie polega. Uznałem, że warto przyjrzeć się inicjatywom i organizacjom, które zrzeszają mężczyzn i zobaczyć, z jakimi problemami się mierzą. Na ponad 100 000 podmiotów, które znalazłem, około 60 proc. zostało powołanych do pomocy dzieciom. Kilka tysięcy organizacji było dedykowanych kobietom. Temat męskości przewijał się w celach statutowych kilkudziesięciu kolejnych. Dotykających tematu ojcostwa znalazłem dwie. Ich działalność dotyczyła wsparcia ojców w odzyskiwaniu praw do dziecka. Temat zaangażowanego ojcostwa okazał się wielką białą plamą, o której nikt nie mówił.


Jaka jest skala waszego działania?


Zaczynaliśmy od grupy 6 osób, w 2004 roku było nas 60 i udało nam się zorganizować dwa wydarzenia. Chwilę przed pandemią prowadziliśmy ich ponad 100 rocznie. Dla nas bardzo ważne jest to, by nie działać tylko akcyjnie, czyli nie poprzestawać na warsztacie czy konferencji. Idea jest taka, żeby w różnych miastach powstawały społeczności, które prowadzą cykliczne spotkania. Nazywamy to Ojcowskimi Klubami.


Jak wyglądają takie spotkania?


Tak jak wspomniałem, nie chodzi o to, żeby wszyscy usiedli na sali i wysłuchali, co ma do powiedzenia mądry prelegent. Staramy się organizować warsztaty tak, żeby wymieniać się konkretnymi umiejętnościami i budować kompetencje. Na spotkania przychodzą ojcowie, którzy indywidualnie uznają, że mają jakiś problem, z czymś sobie nie radzą, ale dają radę na innym odcinku. Wymieniamy się tym - wiedzą i doświadczeniem. Grupa daje motywację i pomaga przełamać wstyd.


Mam tu pewną anegdotę. Jeden z takich klubów działał przy szkole w województwie śląskim. Ojcowie wyznaczyli sobie zadanie, żeby na zmianę każdy z nich przyszedł do szkoły i opowiedział dzieciom o tym, co robi w pracy. Jeden z tych mężczyzn nie miał w ogóle poczucia, że wykonuje jakiś atrakcyjny zawód i jest jakimś super ojcem. Zobowiązał się jednak, więc poszedł zaprezentować się w szkole. Pokazał narzędzia, którymi wykonuje pomiary na drogach. W kilku syntetycznych zdaniach opowiedział o tym, co robi. Po prezentacji podbiegł do niego jego syn, rzucił mu się na szyję i z dumą powiedział, że to najpiękniejszy dzień w jego życiu. Takie sytuacje dają siłę.


Głównie młodzi ojcowie do Was przychodzą?


Do społeczności Tato.Net należą mężczyźni z różnym stażem ojcowskim i w różnej sytuacji życiowej. U nas kluczem jest tylko niezgoda na nieobecność i chęć, by nie przegrać ojcostwa. Znam różne inicjatywy, które koncentrują się na jednym wycinku tej rzeczywistości, np. szkoły rodzenia czy grupy przedszkolne. My dziś staramy się nie ograniczać tylko do jednej kategorii, bo dzięki temu doświadczeni ojcowie mogą służyć radą tym młodszym. No i odwrotnie - ci, którzy dopiero zaczynają tę drogę, wnoszą wiele energii. Wiadomo, potrzeby są różne. Niektórzy mają maluchów w pieluszkach i potrzebują rady, jak uśpić takiego niemowlaka. Inni zaś są już dziadkami - ojcami ojców i matek. Jeszcze inni mierzą się z problemami nastolatków.


Którzy nie chcą słuchać taty?


To w ogóle oddzielna kategoria i bywa chwilami niewdzięczna. Ojców nastolatków nazywam bokserami - każdy musi otrzymać kilka ciosów. Wziąć je na klatę i się nie obrażać.


Pandemia zmieniła coś w tym temacie?


Covid w pewnym sensie wymógł obecność ojca w rodzinie. Z naszych badań wynika, że ponad 60 proc. ojców deklaruje, że w czasie trwania obostrzeń spędza więcej czasu z dzieckiem. Z drugiej strony blisko 30 proc. deklaruje, że pogorszył się ich stan fizyczny i psychiczny. Połączenie tego jest ogromnym wyzwaniem. Kiedy sami jesteśmy w słabej kondycji, trudno dbać o relacje i podejmować wartościowe aktywności.


Coraz częściej pojawia się temat dyskryminacji ojców. Tego, że nawet jeśli chcą angażować się w opiekę i wychowanie, to podważane są ich kompetencje.


Często mówi się o instynkcie macierzyńskim, a zdecydowanie rzadziej o ojcowskim. Nie oznacza to, że go nie ma. Największym wyzwaniem jest ustalenie tego, co naprawdę wiemy, potrafimy, a czego musimy się jeszcze nauczyć. Obserwujemy naprawdę dużą zmianę kulturową w postrzeganiu istoty roli ojca. Wiele się tu zmieniło, bo ojcowie mogą uczestniczyć w porodach, powstają różne inicjatywy im dedykowane, ale wciąż współczesność przynosi wiele wyzwań. Z ankiet, które robimy, jednoznacznie wynika: mężczyźni oceniają, że dziś ta rola jest znacznie trudniejsza niż w przeszłości. Mówią też tak ci, którzy mają już za sobą to doświadczenie ze starszymi dziećmi. Poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko.


Dziś nie tylko kobiety mierzą się z próbą pogodzenia ojcostwa z pracą zawodową. Ważną misję ma tu nie tylko państwo regulujące te kwestie, ale także sektor prywatny. Musimy wspólnie tworzyć kulturę przyjazną rodzinom.

Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie