Od czterech miesięcy formalnie… nie żyje. Mężczyzna nie może normalnie pracować
Niecałe cztery miesiące temu w "Interwencji" przedstawiono historię pana Zbigniewa, który wskutek pomyłki został uznany za zmarłego. Wystawiony akt zgonu unieważnić może jedynie sąd, a ten nie wyznaczył nawet terminu rozprawy. Pan Zbigniew formalnie wciąż nie żyje. Nie może korzystać ze świadczeń ani normalnie pracować. Materiał "Interwencji".
24 listopada Dorota Mulawka z Jeleniej Góry otrzymała wiadomość z MOPS-u o śmierci brata Zbigniewa Alencynowicza. Rodziny nie proszono o identyfikację ciała, bo zmarły zakażony był koronawirusem.
- Tknęło mnie coś po prostu. Weszłam w piątek wieczorem na profil mojego brata na Facebooku, ubolewałam nad jego losem. Miał jeden, jedyny wpis, gdzie widniało wyłącznie nazwisko jego przyjaciela. I tak drogą dedukcji znalazłam panią Karolinę o tym samym nazwisku i skojarzyłam sobie z opowieści brata, że to może być córka tego przyjaciela. Natchnęło mnie, żeby do niej napisać – opowiadała "Interwencji" wówczas Dorota Mulawka, siostra Zbigniewa Alencynowicza.
ZOBACZ: Rodzinna karczma odcięta od drogi. "Same fast foody przy autostradach"
- Zadzwoniła do mnie córka. No i do mnie mówi: tato, wiesz, że Zbyszek nie żyje? Ja mówię: jak nie żyje, jak siedzi koło mnie? Co ty gadasz? No i dałem mu telefon – relacjonuje Andrzej Kłosowski, przyjaciel Zbigniewa Alencynowicza.
Dorota Mulawka poznała prawdę jeszcze w piątek wieczorem.
- To była wiadomość o treści: dobry wieczór, chyba musiała zaistnieć jakaś pomyłka, ponieważ Zbyszek żyje. Więc proszę sobie wyobrazić moją reakcję, prawie zemdlałam – wspominała.
Mandat w kieszeni zmarłego
Jak dokładnie doszło do pomyłki, to wyjaśnia teraz prokurator. Wiadomo jedynie, iż pana Zbigniewa uznano za zmarłego, ponieważ w kieszeni przywiezionego do szpitala niezidentyfikowanego mężczyzny znaleziono mandat wystawiony na nazwisko właśnie pana Zbigniewa. Ekipa "Interwencji" zapytałamężczyznę, czy wie, kim jest zmarły.
- Naturalnie! I ja wiedziałem, straż miejska wiedziała, i policja wiedziała, bo ten człowiek mieszkał na jednej ławce przy pl. Szczepańskim.
ZOBACZ: Maszyna zerwała skórę z jej głowy. "Nie do końca widzę na jedno oko"
On tam spał, on tam żył. To był bezdomny i wszyscy go znali. Po prostu dziesiątki razy był dziennie spisywany. Według mnie pomylił się szpital. Choć szpital z mandatu nie byłby w stanie moich pełnych danych uzyskać. Potrzebna jest do aktu zgonu data urodzenia, imię ojca, imię matki. Teraz przerzuca szpital na policję, policja na szpital. No to niech oni się przerzucają, ale ja bym nie chciał z tego powodu dalej tak wegetować – mówi.
WIDEO: Od czterech miesięcy formalnie… nie żyje
"To powinna być sprawa priorytetowa"
Omyłkowo wystawiony akt zgonu okazał się być niełatwy do unieważnienia. W związku z tym formalnie Zbigniew Alencynowicz wciąż nie żyje. Akt zgonu może zostać unieważniony jedynie przez sąd, a ten jak dotąd nie wyznaczył nawet terminu posiedzenia. To stawia pana Zbigniewa w niełatwej sytuacji.
- Nie mogę ani wyjechać, ani w jakimkolwiek urzędzie załatwić sprawy. Pracowałem w budowlance za granicą. Przez ostatnie trzy miesiące mogłem zarobić. Tym bardziej, że już miałem wyjazd, bo przyjechał kolega, żeby mnie zabrać. Mieliśmy już jechać, zapożyczyłem 200 euro na drogę, żeby mieć i nie dało się, bo dowiedziałem się, że nie żyję To powinna być sprawa priorytetowa, bo komuś to się ten kawałeczek życia marnuje przez te miesiące – podsumowuje Zbigniew Alencynowicz.
Czytaj więcej