Uszkodzony zamek, krzyki i nerwy. Bój o mieszkania po zmarłym
Nerwy, krzyki, próby wejścia do mieszkania i kolejne interwencje policji - takie sceny przez trzy dni rozgrywały się na parterze jednego z bloków w Płocku. Spór dotyczy dwóch mieszkań wartych około pół miliona złotych. Ich właściciel w listopadzie zmarł na Covid-19. Materiał "Interwencji".
Pan Krzysztof nie miał żony ani dzieci. Jego ustawowi spadkobiercy to matka i siostra. Kobiety po jego śmierci zgłosiły się do notariusza i uzyskały akty notarialne potwierdzające dziedziczenie. Pani Żaneta, partnerka pana Krzysztofa, usłyszała, że musi zabrać swoje rzeczy i wyprowadzić się z niespełna 40-metrowego mieszkania. Mieszkała w nim od dziesięciu lat.
- Żyliśmy jak mąż z żoną. Mieliśmy do siebie duże zaufanie. Ja cały czas informowałam ich o testamencie Krzysztofa – wspomina w rozmowie z "Interwencją" pani Żaneta.
ZOBACZ: Wyrosły mu tony krzywych buraków, których nikt nie chciał kupić. Pomogła "Interwencja"
- Ja tu mieszkam od 35 lat i z sąsiadem żyłem bardzo dobrze. Kilka lat temu przychodził i mówił, że musi to mieszkanie przepisać Żanecie, bo gdybym umarł, to rodzina ją wyrzuci z tego mieszkania. I z tydzień później przyszedł i powiedział, że przepisał – dodaje pan Stanisław, sąsiad pani Żanety.
WIDEO: Bój o mieszkania po zmarłym - materiał "Interwencji"
"Bo to jest nasza własność"
- Spadkobiercy ustawowi zakwestionowali autentyczność tego testamentu sporządzonego notarialnie, dlatego sąd dopuścił dowód w postaci opinii biegłego w zakresie badania dokumentów – informuje Iwona Wiśniewska-Bartoszewska z Sądu Okręgowego w Płocku.
Rodzina pana Krzysztofa początkowo zgodziła się na rozmowę przed kamerą. Później decyzję zmieniła. Sprawa wywołuje u nich ogromne emocje.
- Państwo jako rodzina nie akceptowaliście tego związku?
- Akceptowaliśmy.
- To dlaczego teraz nie można się kulturalnie dogadać?
ZOBACZ: Łapał szczygły i czyżyki. Grozi mu więzienie
- Ona nie chce się dogadać.
- Ale to pani Żaneta mieszka od wczoraj u sąsiadów, a nie w mieszkaniu, w którym mieszkała z pani wujkiem.
- Bo chcieliśmy wczoraj rozwiercić zamki, aby wejść do mieszkania, ale oni wylecieli powiedzieli, że nie. W zamku były szpilki.
- Ale dlaczego państwo się tam chcieliście dostać?
- Bo to jest nasza własność.
"Sytuacja jest trudna"
Według pani Żanety ktoś celowo uszkodził zamek. Kobieta spędziła noc u sąsiadów. W mieszkaniu zostały węże, jaszczurka i myszy, które hodowali wspólnie z panem Krzysztofem. Rodzina zmarłego wynajęła nawet negocjatora.
- Chcą, żebym weszła normalnie i oni też chcą wejść. Jak weszliby, to automatycznie już jestem skończona. Oto im chodzi. Tak zrobili z pierwszym mieszkaniem i tak chcą zrobić z tym – uważa pani Żaneta.
ZOBACZ: Rodzinna karczma odcięta od drogi. "Same fast foody przy autostradach"
- Wie pani przedwczoraj tu byli od godz. 14:30. Ja byłem do 1 w nocy. Sąsiedzi się skarżyli. Do nas tutaj na siłę pukają, panią Żanetę, żeby wyszła, a jak wyszła, to zaczęli ją straszyć. Sytuacja jest naprawdę trudna – opowiada pan Stanisław, sąsiad pani Żanety.
- Te mieszkania są, nie uciekną. W sprawie sąd wydał nakaz o zabezpieczeniu poprzez zakaz zbywania tych mieszkań, czy też obciążania ich jakimiś obciążeniami – zaznacza Andrzej Krysiuk, radca prawny, pełnomocnik pani Żanety.
47-letnia pani Żaneta jest na rencie. Zmaga się z nawracającą depresją. Bardzo przeżyła nagłą śmierć partnera. I choć udało się jej wrócić do mieszkania, teraz boi się z niego wychodzić.
Czytaj więcej