Ruszył proces o kanibalizm. "Raport" o jednej z najbardziej tajemniczych zbrodni w Polsce
Co wydarzyło się prawie 20 lat temu w pobliżu wsi Kołki w Zachodniopomorskiem? Według prokuratury pięciu mężczyzn miało zabrać z baru innego mężczyznę, wywieźć go nad jezioro, brutalnie zabić, rozczłonkować ciało i... zjeść. O szczegółach sprawy w programie "Raport" w Polsat News o godz. 21.
To jeden z najgłośniejszych procesów w kraju. Sąd będzie musiał rozstrzygnąć, czy podejrzani rzeczywiście mogli dopuścić się tak okrutnego czynu. A może ta historia nigdy się nie wydarzyła? Nigdy nie odnaleziono bowiem ciała ofiary, nawet nie wiadomo, kim był ten mężczyzna.
W szczecińskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się w poniedziałek proces czterech mężczyzn, którzy mieli zabić i częściowo zjeść mężczyznę we wsi pod Choszcznem (Zachodniopomorskie) w 2002 r. Nie wiadomo, kim była ofiara, nie znaleziono też szczątków.
ZOBACZ: Wysokie tętno dzień po morderstwie. Nowe dowody ws. dziennikarza Jana Kuciaka
Na ławie oskarżonych zasiadło w poniedziałek trzech z czterech oskarżonych – jeden z nich, Robert M., został doprowadzony z aresztu, w którym przebywa od 2017 r. Pozostali - Sylwester B., Rafał O. i Janusz S. - odpowiadają z wolnej stopy; Janusz S. nie pojawił się na sali rozpraw. W sprawę miał być także zamieszany piąty mężczyzna, Zbigniew B., który zmarł w 2017 r.
Motywacja "zasługująca na szczególne potępienie"
Wszyscy czterej oskarżeni są o pobicie i uwięzienie "ze szczególnym udręczeniem" mężczyzny o nieznanej dotąd tożsamości, a następnie zabicie go, przez ucięcie mu głowy "ze szczególnym okrucieństwem". Jak wskazała prokuratura, zrobili to w wyniku motywacji "zasługującej na szczególne potępienie". Mieli następnie rozczłonkować ciało, upiec je częściowo i zjeść. Miało do tego dojść w 2002 r. – między lipcem a październikiem, w okolicach wsi Łasko i w Strzelcach Krajeńskich.
Obecni na sali oskarżeni nie przyznali się do winy. Robert M. odmówił składania wyjaśnień podczas rozprawy, we wcześniejszych wyjaśnieniach wskazywał, że kontakt z pozostałymi oskarżonymi miał "znikomy".
Odnosząc się do rozmowy telefonicznej, która została mu przedstawiona, zaznaczył, że "nie brał udziału" w opisywanym w niej zdarzeniu, a to, o czym mówił w niej oskarżony Rafał O. "to jedna wielka farsa, kłamstwo".
Sylwester B. stwierdził podczas rozprawy, że "nie ma wiedzy o zdarzeniu opisanym w akcie oskarżenia". Przyznał, że zna dwóch z oskarżonych – Roberta M. i Janusza S. (ten drugi jest jego szwagrem), a z Rafałem O. "nigdy w życiu" się nie spotykał i nie miał z nim żadnych kontaktów. Zaznaczył, że nie znał też piątego z mężczyzn, Zbigniewa B., ale raz doszło między nimi sprzeczki i szarpaniny; mężczyzna miał mu ubliżać. We wcześniejszych wyjaśnieniach wskazywał, że nigdy nie był we wsi Łasko.
WIDEO: "Raport" w Polsat News od poniedziałku do piątku o godz. 21
Czytaj więcej