Bunt włoskich restauratorów. Nie obsługują polityków
"Polityków nie obsługujemy; ani przy stoliku, ani nie sprzedamy im nic na wynos" - ogłosiła znana restauracja we Florencji, często dotąd przez nich uczęszczana. Właściciele zarzucają politykom, że zapomnieli o branży gastronomicznej.
Toskania znalazła się ostatnio po raz kolejny w tzw. pomarańczowej strefie wyższego ryzyka zakażeń, w której obsługa przy stolikach została zabroniona. Możliwa jest tylko sprzedaż na wynos i dostawy do domów. Region ten często zmienia kolor na pandemicznej mapie Włoch.
Stoliki zajęte, nie ma nic na wynos
Jak podkreślił jeden z restauratorów Andrea Gori, każdy polityk, który przyjdzie do jego lokalu, gdy będzie już normalnie otwarty, dowie się, że wszystkie stoliki są zajęte i nie ma nic do zaoferowania na wynos.
ZOBACZ: Włochy. Pierwszy weekend otwarcia restauracji. Rekordowe zyski branży
W ten sposób, wraz z bratem Paolo, postanowił zaprotestować przeciwko temu, że branża gastronomiczna, pogrążona w głębokim kryzysie z powodu pandemii, została zapomniana przez polityków, którzy chętnie chodzili do restauracji.
Z inicjatywą wystąpiła znana trattoria, serwująca jedne z najlepszych befsztyków po florencku i inne typowe dania kuchni Toskanii.
"U nas politycy już nic nie zjedzą"
Lokalny dziennik "La Nazione" zaznaczył, restaurację tę odwiedzają między innymi byli premierzy Matteo Renzi i Pier Luigi Bersani oraz gubernator Toskanii Eugenio Giani.
- Nie mogę się doczekać, kiedy przyjdzie jakiś polityk i zapyta, czy jest wolny stolik - podkreślił Andrea Gori.
Następnie dodał: "Politycy często wybierali nasz lokal, by organizować tu spotkania, także zamknięte. Przyjmowaliśmy ich z otwartymi rękoma i im pomagaliśmy".
- Teraz wydaje się, że dla całego świata politycznego jesteśmy całkowicie niepotrzebni i że można otwierać lokal i zamykać z dnia na dzień. Dlatego u nas politycy już nic nie zjedzą - oświadczył restaurator z Florencji.
- Tak długo, jak nie będą nas słuchać, nie będziemy ich obsługiwać - zapowiedział Paolo Gori. Następnie wyjaśnił przyczyny protestu: - Zainwestowaliśmy pieniądze, by zapewnić całkowite bezpieczeństwo w lokalu a z powodu powtarzających się nakazów zamykania straciliśmy 80 procent obrotów - wyjaśnił.