Dziaduszyński: Opłaca się produkować własną energię
Dzisiaj praktycznie każde gospodarstwo domowe może sobie pozwolić na instalację fotowoltaiczną. Zwłaszcza, że na korzyść klientów zmieniają się warunki zarządzania własnym prądem. Poza tym, im droższa jest energia, tym bardziej opłaca się produkować tę własną - odnawialną - ocenia w rozmowie z Interią Krzysztof Dziaduszyński, członek zarządu Esoleo.
Interia: Polska to dobre miejsce na rozwój fotowoltaiki?
Krzysztof Dziaduszyński, członek zarządu Esoleo: - Oczywiście. Wszędzie gdzie dociera słońce można korzystać z jego nieskończonej energii. Technologia instalacji fotowoltaicznych jest na tyle zaawansowana, że pozwala w sposób opłacalny wytwarzać energię także w północnej Europie. Dzięki nowoczesnym technologiom panele fotowoltaiczne świetnie sprawdzają się w naszej strefie klimatycznej.
Czy to jest opłacalne? Czy każdy może dziś sobie pozwolić na panele?
- Może jeszcze kilka lat temu nie, ale dzisiaj tak naprawdę każde gospodarstwo domowe mogłoby sobie pozwolić na instalację. Zwłaszcza, że zmieniają się na korzyść klientów warunki zarządzania własnym prądem - dotychczas nawet 20 proc. nadwyżki prądu przekazywanej do sieci, zostawało w sieci. My jako Esoleo zostawiamy ludziom 100 proc. ich prądu.
O ile spadły koszty technologii na przestrzeni lat?
- W ciągu dziesięciu lat zmniejszyły się minimum o kilkadziesiąt procent. Nawet w ostatnich latach te spadki wynosiły 10-15 proc. rok do roku. Głównym elementem kosztowym są moduły fotowoltaiczne. Stanowią one 40-50 proc. wartości projektu. Ale nie tyko to decyduje o zasadności ekonomicznej inwestowania w przydomowe instalacje. Kolejnym niezwykle istotnym czynnikiem są rosnące ceny energii elektrycznej. Im droższy jest prąd, tym bardziej opłaca się produkować własną energię odnawialną.
ZOBACZ: Media w walce z pandemią. Grupa Polsat przekazała ponad 50 mln zł
Moc zainstalowana fotowoltaiki w grudniu 2020 r. przekroczyła 3,6 GW i to mimo kryzysu koronawirusowego. Czy pandemia miała jakikolwiek wpływ na sektor?
- W lutym-marcu zeszłego roku pojawiały się przejściowe problemy z dostawami modułów, których produkcja koncentruje się w Azji. Ale to były chwilowe zaburzenia, po dwóch miesiącach wszystko wróciło do normy. Pandemia na biznes fotowoltaiczny w Polsce w żaden sposób nie wpłynęła. Cały czas realizowane były inwestycje, nawet przy ograniczonym kontakcie z klientem. Wystarczy spojrzeć na liczby - w 2019 roku na rynku było około 150 tys. prosumentów, teraz jest ich ponad 400 tys. Czyli w rok - i to kryzysowy - udało się wybudować prawie 300 tys. mikroinstalacji!
To zasługa programu "Mój prąd"?
- Wpłynęło na to kilka czynników. Fotowoltaika na pewno stała się bardziej dostępna finansowo, dzięki czemu przestała być traktowana wyłącznie jako źródło ekologiczne. To się zwyczajnie zaczęło opłacać. Dekadę temu taka inwestycja spłacała się w 10-12 lat, przy kilkudziesięcioletniej żywotności takiej instalacji. Natomiast teraz zwrot z inwestycji wynosi zaledwie 5-6 lat. Kolejnym elementem jest wsparcie uzyskiwane w ramach programów rządowych jak "Energia Plus", ulga termomodernizacyjna, "Mój prąd". Uzasadnienie ekonomiczne inwestowania w instalacje solarne jest więc znacząco większe niż kiedyś, nic więc dziwnego, że coraz więcej klientów jest nim zainteresowanych. Powstaje też coraz więcej firm oferujących budowę instalacji.
Trudno się przebić przez konkurencję?
- Wiele firm nastawionych jest na zwyczajny handel i szybkie zyski. Tymczasem istotne jest, by taką instalację dobrze zaplanować i optymalnie zamontować. My stawiamy na dobrych specjalistów, doradców, inżynierów i rynek to docenia. Wyszliśmy też z nową ofertą, która obejmuje budowę instalacji w połączeniem z magazynowaniem energii z fotowoltaiki. Dziś prosument zużywa energię ze słońca, a jej nadwyżka kierowana jest do sieci, która pełni funkcję swego rodzaju magazynu. Może ją odebrać wtedy, gdy będzie tego potrzebował, z tym, że za 1 kWh oddaną do sieci odbiera 0,8 kWh. Różnicę na poziomie 20 proc. zatrzymuje sobie zakład energetyczny. Dzięki ofercie Esoleo i Plusa do klienta będzie natomiast mogło wrócić 100 proc. energii wprowadzonej do sieci, właśnie dzięki usłudze magazynowania energii.
Będzie to dla klienta korzystniejsze rozwiązanie?
- Przede wszystkim będzie on mógł kupić mniejszą i tańszą instalację. Przeciętne roczne zużycie energii w gospodarstwach domowych w domach jednorodzinnych wynosi ok. 3,5-4 MWh. Przy takim zużyciu stawia się instalację 4,5-5 kW za ok. 25 tys. zł. Zwrot z inwestycji w tym przypadku następuje w ciągu sześciu lat. W przypadku naszej oferty, przy zużyciu 3,5-4 MWh wystarczy instalacja 4 kW, kosztująca ok. 20 tys. zł. A konsument będzie miał tyle samo energii do swojej dyspozycji. To oznaczać będzie szybszy zwrot zainwestowanego kapitału. Przy czym koszt inwestycji może być oczywiście niższy przy skorzystaniu z rządowych programów wsparcia.
Po dynamicznym rozwoju mikroinstalacji przyszedł czas na projekty wielkoskalowe. Widać zwiększone zainteresowanie odnawialnymi źródłami ze strony przemysłu?
- Zdecydowanie tak. Argumentem za rozwijaniem odnawialnych źródeł są ceny prądu. Dziś biznes jest obciążony opłatą mocową na poziomie 76 zł za każdą MWh zużywaną między godziną 7.00 a 21.00. W tej sytuacji elektrownia fotowoltaiczna w biznesie zwraca się o rok szybciej niż dotychczas, słońce operuje bowiem akurat właśnie w tych godzinach, kiedy opłata mocowa jest naliczana. Dodając do tego cenę energii na poziomie ok. 300-320 zł oraz opłaty dystrybucyjne mamy stawkę 500 zł za MWh. Zakładając, że instalacja kosztuje ok. 100 tys. zł, zwrot następuje w ciągu pięciu lat bez żadnych dotacji i programów wsparcia.
- Przygotowujemy w tej chwili wraz z Plusem i PAK Volt kontrakty PPA, opierające się na zarządzaniu energią wygenerowaną z zielonego źródła. Wiele firm chce wybudować sobie farmę fotowoltaiczną. Nie zawsze będzie ona umiejscowiona za płotem, czasem może być zlokalizowana w zupełnie innym miejscu. Taka energia będzie zarządzana przez spółkę obrotu. Ruch na rynku w tym zakresie jest bardzo duży.
Był czas, że brakowało ekip montujących. Czy ten problem nadal istnieje?
- Wciąż utrzymuje się deficyt pracowników - rynek rozwija się i wciąż potrzebuje nowych rąk do pracy. To nie jest oczywiście lekka praca, montuje się instalacje na dachach, także przy niekorzystnej pogodzie, w różnych miejscach kraju. Stąd takie inicjatywy jak ZE PAK i Esoleo, które przy współudziale Agencji Rozwoju Regionalnego wybudowały centrum szkoleniowe dla instalatorów OZE w Koninie. Przeszkoliliśmy tam już kilkudziesięciu górników zwolnionych z kopalni. Spośród tej grupy zgłosiło się do nas dwadzieścia osób, część z nich już zatrudniliśmy jako instalatorów, część będziemy zatrudniać na farmie o mocy 70 MW, którą budujemy dla ZE PAK na rekultywowanych terenach Kopalni Adamów w gminie Brudzew.
Centrum działa wyłącznie z myślą o górnikach z grupy, czy szkolić się mogą również ludzie z zewnątrz?
- To centrum jest jednym z najlepiej wyposażonych w Polsce gdzie wszyscy chętni mogą przejść szkolenie - osoby poszukujące pracy, czy zainteresowane przebranżowieniem. Trwają na ten temat rozmowy z Urzędem Pracy w Turku, a za chwilę rozpoczną się z Urzędem Pracy w Koninie. OZE, w tym fotowoltaika, to perspektywiczny biznes, tym bardziej, że przed Polską stoją wyzwania związane z transformacją. Z pewnością będziemy potrzebować coraz więcej instalatorów.
Czytaj więcej