Poseł Solidarnej Polski chce usunięcia niemieckich nazw stacji PKP
Opolski poseł na Sejm Janusz Kowalski (Solidarna Polska) domaga się usunięcia niemieckich nazw miejscowości na stacjach PKP w województwie opolskim. Zdaniem lidera opolskiej mniejszości niemieckiej Rafała Bartka, do takiego działania nie ma podstaw prawnych.
Wiceminister aktywów państwowych i poseł na Sejm Janusz Kowalski w sobotę zamieścił na twitterze wpis, w którym domaga się usunięcia niemieckojęzycznych nazw stacji kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni (woj. opolskie).
"Tu jest Polska! 6 lat temu bezprawnie na skutek nacisków PO i Mniejszość Niemiecka w Opolu / Deutsche Minderheit in Oppeln zamontowano niemieckie nazwy stacji kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni w Opolskiem. To jedyne przypadki w Polsce zmiany polskich oznaczeń stacji kolejowych - bezprawne. 3 lutego 2021 r., z uwagi na przejęcie przez Ministerstwo Infrastruktury nadzoru nad PKP PLK S.A., złożyłem w sprawie bezprawnych niemieckich nazw stacji kolejowych interpelację do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. To bardzo niebezpieczny precedens - niezgodny z polskim prawem" - napisał Kowalski.
🇵🇱 Tu jest Polska! 6 lat temu na skutek nacisków PO i @NiemcywPolsce zamontowano niemieckie nazwy stacji kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni w Opolskiem. To niebezpieczny i bezprawny precedens w Polsce!
— Janusz Kowalski (@JKowalski_posel) February 6, 2021
Więcej: https://t.co/bDkWCoh8Gs pic.twitter.com/m6bFvX4xAQ
Niezgodne z prawem?
W ocenie polityka Solidarnej Polski, umieszczenie obok polskich także niemieckich nazw miejscowości na dworcach kolejowych w województwie opolskim jest niezgodne z polskim prawem, a "stan faktyczny wywołuje liczne wyrazy niezadowolenia mieszkańców oraz prowadzi do dezorientacji podróżnych". Zdaniem wiceministra, w przypadku stacji kolejowych nie można stosować przepisów dających prawo do dwujęzycznych nazw miejscowości, które zamieszkują skupiska mniejszości narodowych, gdyż nazwa stacji nie jest tożsama z nazwą miejscowości.
ZOBACZ: Von der Leyen: w UE nie ma miejsca na "strefy wolne od LGBT"
Poseł Kowalski powołuje się przy tym na stanowisko Prezesa Urzędu Transportu Kolejowego z 27 czerwca 2014 roku, w którym napisano: "Prezes Urzędu Transportu Kolejowego przeprowadził analizę przepisów regulujących kwestię używania dodatkowych tradycyjnych nazw w języku mniejszości. W oparciu o wyniki analizy, Prezes UTK uznał wstępnie, że nie widzi podstaw prawnych dla ustalania nazw stacji i przystanków kolejowych w języku mniejszości".
"Do dzisiaj stan faktyczny pozostaje bez zmian, rodząc niebezpieczny precedens dodawania nazw stacji kolejowych w języku mniejszości np. Warschau Innenstadt czy Oppeln Western" - argumentuje polityk SP.
"Argumentacja nie jest niczym nowym"
Do wniosku wiceministra odniósł się przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, a zarazem przewodniczący sejmiku województwa opolskiego Rafał Bartek.
"Poseł i Minister w jednej osobie podjął temat tablic dwujęzycznych na stacjach kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni. Argumentacja Pana Ministra wbrew pozorom nie jest niczym nowym. Te same argumenty pojawiły się już w korespondencji pomiędzy PKP a ówczesnym Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji w maju 2014r. Ostatecznie PKP uznało argumentację Ministerstwa i tablice 11.12.2015r. wróciły na stacje. Warto przy tym wskazać, że w grudniu 2015r. mamy już rząd Prawa i Sprawiedliwości. PKP podlegające Panu Ministrowi poszło między czasie już krok dalej (o czym Pan Minister może nie wie?) i uregulowało kwestię oznakowania na terenach zamieszkiwanych przez mniejszości w swych wytycznych. Zapis mówi wprost: "9. nazw stacji/ przystanków osobowych nie tłumaczymy na języki obce, z wyjątkiem nazw lokalizacji na terenach zamieszkałych przez ustawowo uznane mniejszości narodowe (białoruską, litewską, niemiecką, ukraińską) i etniczne ..." - napisał Bartek na swoim profilu społecznościowym.
W ocenie Bartka, jeżeli dojdzie do usunięcia nazw niemieckich z dworców kolejowych w Dębskiej Kuźni i Chrząstowicach, dojdzie do tego z powodów polityczynych, a nie ze względu na uregulowania prawne.