Oskarżyła przyjaciela o gwałt, ale to ją skazano
Zgłosiła sprawę gwałtu - skończyła sama z wyrokiem więzienia. I choć wyrok jest prawomocny, to sprawa śledztwa - otwarta. Sąd w Gnieźnie, po interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich i po kasacji w Sądzie Najwyższym, nakazał prokuraturze raz jeszcze przyjrzeć się sprawie.
Mijają 4 lata od dnia, o którym rozmówczyni "Wydarzeń" chciałaby zapomnieć. Odwiedził ją w domu, wtedy nazywała go przyjacielem, znali się od 5 lat.
- Zaczęłam się z nim szarpać, mówić, że nie. Im bardziej się broniłam, tym bardziej był napalony. Straciłam przytomność - przypomniała pani Katarzyna.
Kobieta zgłosiła sprawę na policję, dopiero po paru miesiącach. Tłumaczy, że bała się, ponieważ gwałciciel mówił, że jest synem policjanta. Według pani Katarzyny mężczyzna nie odpuszczał. - Nachodził mnie pod szkołą, w mieście. Zaczęłam się go bać - powiedziała.
Dziś jej dom to monitorowana twierdza.
ZOBACZ: Łódź. Gwałt i zabójstwo nastolatki sprzed 32 lat. Sprawę rozwiązało policyjne Archiwum X
Na nagraniach z monitoringu widać jak mężczyzna dostawia drabinę do okna domu. Sprawa trafia do śledczych, a jednym z dowodów jest nagranie, na którym przyjaciel Katarzyny przeprasza ją "za ten gwałt w środę".
Ale jest tam i taki fragment:
"- Kochaliśmy się od trzeciego dnia, sto razy przez pięć lat.
- Ja się z Tobą nie kochałam ani razu."
Oskarżona ofiara
Prokuratura w Gnieźnie umorzyła postępowanie. Jak tłumaczył prokurator Łukasz Wawrzyniak "nie można było skierować wobec tego mężczyzny aktu oskarżenia". Zeznania pokrzywdzonej oceniono jako mało wiarygodne. Sytuacja pani Katarzyny zmieniła się.
- Osoba, która została skrzywdzona, stała się w pewnym momencie osobą, która zasiadała na ławie oskarżonych i musiała się bronić - powiedział Dawid Łuczak, pełnomocnik pani Katarzyny.
Śledczy uznali, że kobieta składała fałszywe zeznania.
"Zaprzeczała temu, żeby łączył ją romans z tym domniemanym sprawcą, że utrzymywali kontakty seksualne i w tym zakresie została uznana za winną i skazana" - poinformował w oświadczeniu Aleksander Brzozowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Pierwszy wyrok skazywał kobietę na 3 miesiące bezwzględnego więzienia. Sąd drugiej instancji go złagodził, wymierzając karę w zawieszeniu oraz rezygnując z publikacji wyroku w mediach.
- Czułam, że jest to atak ze strony prokuratury, bo napisałam na nią skargę - powiedziała Katarzyna.
Wideo: Oskarżyła przyjaciela o gwałt. Sąd skazał ją na trzy lata więzienia
Kasacja wyroku
Sama sprawa umorzenia gwałtu trafia do Rzecznika Praw Obywatelskich. Ten złożył wniosek o kasacją, a Sąd Najwyższy ją uwzględnił. Sprawa znów trafiła do Gniezna.
"Prokurator powinien dokonać analizy nagrania pod innym kątem, niż wcześniej" - tłumaczy Aleksander Brzozowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
ZOBACZ: Lewica chce zmian w sprawie definicji gwałtu. Chodzi o "świadomą zgodę"
Chodzi o nagranie, na którym mężczyzna przyznaje się do gwałtu. Sąd inaczej ocenił też fakt, że pani Katarzyna sprawę gwałtu zgłosiła dopiero po miesiącach. Uznał, że nie obniża to wiarygodności zgłoszenia. Maja Staśko, autorka książki "Gwałt po polsku", która jako pierwsza opisała sprawę, uważa, że pani Katarzyna padła ofiarą mitu dotyczącego gwałcicieli.
- Gwałciciel jawi się zawsze jako obcy nożownik wyskakujący zza krzaków... A tu mamy przyjaciela, z którym Katarzyna się znakomicie dogadywała. Te wszystkie mity nie działają na korzyć osób, które przeżyły gwałt - tłumaczyła Maja Staśko.
Śledczy będą raz jeszcze musieli sprawdzić wątek domniemanego gwałtu i zakłócenia miru domowego Katarzyny. Wyrok w drugiej sprawie, czyli składania fałszywych zeznań jest prawomocny.
Czytaj więcej