Bijatyka przed klubem w Rybniku. "Policja użyła gazu, mamy mnóstwo nagrań"
Oprócz restauracji czy stoków narciarskich, wbrew zakazom otwarte zostały niektóre dyskoteki i kluby nocne. Tak było między innymi w Rybniku. W nocy z soboty na niedzielę w jednym z klubów interweniowała policja. Doszło tam do przepychanek. Funkcjonariusze użyli broni gładkolufowej i granatów hukowych. W niedzielę przed tamtejszą komendą protestowało kilkadziesiąt osób.
- Policja sprowokowała, wtargnęła nielegalnie do klubu, użyła gazu, pani rzecznik policji kłamie, mamy mnóstwo nagrań i oświadczam, że wszelkie próby, które już wielokrotnie były, nagabywania uczestników, zabierania telefonów komórkowych są bezprawne - mówił lider strajku przedsiębiorców Michał Wojciechowski.
Zapewniał, że "wszystkie filmy mamy zgrane i je w odpowiednim momencie pokażemy, więc niech się policja nie kompromituje i nie mówi, że nie użyła gazu w zamkniętym pomieszczeniu".
ZOBACZ: Horała: łamiący restrykcje przedsiębiorcy mogą głównie liczyć na ich przedłużenie
To odpowiedź na słowa policji, która twierdzi, że wewnątrz klubu nie stosowała gazu. - Na miejsce weszli policjanci z sanepidem. Niestety właściciel unikał kontaktu z nami w związku z tym ta decyzja została ogłoszona zarówno pracownikom, właścicielowi jak i tym osobom, które się tam bawiły - relacjonowała Aleksandra Nowara z katowickiej policji.
WIDEO: Bijatyka przed klubem w Rybniku. "Policja użyła gazu, mamy mnóstwo nagrań"
Tłumaczyła, że "proszono ich o wyjście z lokalu". - Z tego lokalu część wyszła dobrowolnie, część nie chciała, wywiązała się pyskówka. Absolutnie zaprzeczam, bo takie komentarze się pojawiły, że w środku używaliśmy siły fizycznej czy też gazu, takich środków absolutnie nie używaliśmy. W końcu te osoby wyszły na zewnątrz, tam zgromadziło się kilkaset osób - przekazała Nowara.
"Policja przyszła nas prowokować"
Współwłaściciele klubu - Marcin Koza i Sandra Konieczny - oceniali, że policja weszła do lokalu bez podstaw prawnych, a proszeni o przedstawienie się funkcjonariusze używali filmowych nazwisk: James Bond i Grzegorz Brzęczyszczykiewicz.
ZOBACZ: Salon otwarty mimo restrykcji. Klienci uciekli wyjściem ewakuacyjnym
- Myślałam, że w tym trudnym czasie, kiedy jest pandemia, policja chce chronić ludzi przed pandemią. Jak się jednak okazuje, policja atakuje ludzi, żeby chronić pandemię - powiedziała Sandra Konieczny.
- Weszli na lokal bez żadnej zgody, siłą, zaatakowali klientów. Gazowali nas w lokalu, przez co jedna z naszych klientek miała problemy z oddychaniem w górnej strefie lokalu; nie pozwolili nam jej sprowadzić na dół – relacjonowała.
Wylegitymowano 213 osób
Część uczestników - jak informują policjanci - dobrowolnie opuściła lokal, zaś pozostali nie chcieli dostosować się do poleceń.
Na zewnątrz zebrała się grupa kilkuset osób, wśród których – jak głosi policyjny komunikat - "większość była nietrzeźwa i agresywna w stosunku do policjantów"; niektórzy nie mieli na twarzach maseczek, pili alkohol i podawali policjantom fałszywe dane personalne - informuje policja.
Czytaj więcej