Przez jej działkę przechodzi rurociąg. Od pięciu lat czeka na odszkodowanie
Maria Teresa Kielak nie dostała odszkodowania za teren zabrany w 2016 r. pod budowę ropociągu PERN. Wycenienie go zajęło starostwu w Wołominie aż dwa lata. Następnie kwotę 70 tys. zł zaskarżyła spółka i znów trzeba było czekać dwa lata. Tym razem straty wyceniono na 10 tys. zł, co według pani Marii jest kwotą zbyt niską. Końca sporu nie widać. Materiał "Interwencji".
60-letnia pani Maria z Michałowa pod Warszawą zwróciła się o pomoc do redakcji "Interwencji". W 2016 rok spółka PERN z Płocka, znana do niedawna pod nazwą Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych, przeprowadziła przez jej pole ropociąg.
- Zniszczono posadzony tam owies, wycięto i zabrano drzewo. Później została zakończona budowa i miała być wypłata adekwatna do zniszczenia, a nie ma nic. Chciałabym, żeby firma PERN uregulowała odszkodowanie – mówi "Interwencji" Maria Teresa Kielak.
- W tej kwestii toczy się postępowanie prowadzone przez organy samorządowe i państwowe. PERN jest strategiczną spółką Skarbu Państwa, odpowiadającą za przesył i magazynowanie ropy naftowej oraz paliw. Sprawa dotyczy trzeciej nitki ropociągu, którego surowiec trafia ze wschodu do Polski i rafinerii niemieckich – tłumaczy Katarzyna Krasińska z PERN SA w Płocku.
Kobieta żyje bardzo skromnie
W miejscach, gdzie przez parcelę przechodzi ropociąg, pani Maria nie może nic siać, budować ani sadzić. Kobieta żyje bardzo skromnie. Utrzymuje się z niewielkiej renty. W domu, nawet kiedy napali w piecu, ma zaledwie około 10 stopni. Dorabia sobie szyciem pościeli i uprawą roślin, które sprzedaje na targu.
- Jestem po dwóch wypadkach komunikacyjnych. Raz potrącił mnie samochód na przejściu, nieprzytomna trafiałam do szpitala, a drugi raz prasa zmiażdżyła mi palce – opowiada pani Maria.
ZOBACZ: Ruszył proces ws. pielęgniarek oskarżonych o spanie podczas nocnego dyżuru
Po zakończeniu budowy ropociągu w 2016 roku, PERN zwrócił się do Starostwa Powiatowego w Wołominie o oszacowanie kwoty odszkodowania dla pani Marii. Nim starostwo wydało pierwszą decyzję, minęły dwa lata.
- Decyzję wydano w 2018 roku. Starostwo wyznaczyło odszkodowanie na 70 tysięcy złotych za zajęcie terenu – informuje Karol Szyszko ze starostwa w Wołominie.
Decyzja starostwa została oprotestowana przez PERN i trafiła do rozpoznania przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki w Warszawie. Ten stwierdził w niej błędy i jeszcze w 2018 roku przekazał do ponownego rozpatrzenia. Nie zakwestionowano kwoty, ale sposób przeprowadzenia analizy.
Wideo: przez jej działkę przechodzi rurociąg, od pięciu lat czeka na odszkodowanie
- Decyzja została uchylona, bo operat szacunkowy został sporządzony wadliwie, niezgodnie z rozporządzeniem. Powinien być określony stan nieruchomości przed wykonaniem robót i po nim. To nie zostało określone. Tam było określone tylko jednorazowe wynagrodzenie za służebność – wyjaśnia Ewa Filipowicz z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie.
- Sprawa jest w toku. My jesteśmy zainteresowani, aby jak najszybciej ją uregulować – zapewnia Katarzyna Krasińska z PERN SA w Płocku.
Zamiast 70 tys. zł - 10 tys.
Na kolejną decyzję wydaną przez wołomińskie starostwo pani Maria musiała czekać następne dwa lata. Po jej otrzymaniu, tym razem ona zaskarżyła operat szacunkowy do wojewody mazowieckiego, który aktualnie bada całą sprawę.
- Kolejna decyzja z 2020 roku ustalała wysokość odszkodowania na 10 tysięcy – mówi Karol Szyszko ze Starostwa Powiatowego w Wołominie.
Pytany, skąd tak duża różnica w wycenach, tłumaczy, że powołany rzeczoznawca majątkowy wycenia wartość nieruchomości na podstawie aktualnych stawek.
ZOBACZ: Studenci mówią o mobbingu i zastraszaniu na WUM. "Ja pier**lę, gó**o umiesz"
- Porównuje kwoty transakcji działek o zbliżonej lokalizacji. Widocznie w ciągu dwóch lat transakcje na tym terenie musiały być niższe. Rzeczywiście różnica jest znacząca – przyznaje Karol Szyszko.
Pani Maria obecnie nie tylko jest bez środków do życia, ale została bez opieki prawnika. W pierwszej dekadzie stycznia przyjechała do Warszawy odebrać akta sprawy z kancelarii. Jak twierdzi, 4 lata temu musiała się zapożyczyć, aby adwokatowi zapłacić trzy tysiące złotych. Teraz miał zażądać kolejnych pieniędzy.
- Chciał, żebym dołożyła, a sprawa stoi w miejscu, nic się nie dzieje. A ja i tak się zadłużyłam, aby te trzy tysiące zapłacić, bo jestem bardzo chora, na leki masa pieniędzy idzie. A on, że prowadzenie kancelarii kosztuje. Poprosiłam, żeby mi przygotował dokumenty do zwrotu – mówi pani Maria.
Czytaj więcej