Białoruskie media: Łukaszenka dostał od Trumpa prezent na święta
Alaksandr Łukaszenka dostał od prezydenta USA Donalda Trumpa prezent na święta; ostatnie wydarzenia w Waszyngtonie są na rękę władzom białoruskim, które od pięciu miesięcy tłumią protesty w swoim kraju – pisze na portalu Naviny.by komentator Alaksandr Kłaskouski.
Na pierwsze komentarze prorządowych ekspertów po wydarzeniach w USA nie trzeba było długo czekać. - Czy zobaczymy ambasadora UE (na Białorusi) Dirka Schuebla, jak składa kwiaty przed amerykańską ambasadą, by upamiętnić czterech pokojowych demonstrantów, zamordowanych przez siły reżimu? - pytał w czwartek politolog Alaksandr Szpakouski, nawiązując do śmierci czterech osób podczas zamieszek w USA.
Władze i państwowe media białoruskie już zaczęły przeprowadzać analogie pomiędzy obroną amerykańskich instytucji przed naporem tłumu a reakcją Mińska i jego struktur siłowych na trwające od sierpnia protesty powyborcze.
ZOBACZ: Ministerstwo finansów USA rozszerzyło sankcje na Białoruś
Podczas czwartkowej wizyty w cerkwi z okazji prawosławnego Bożego Narodzenia Łukaszenka nawiązał do zamieszek w USA i ostrzegał przed powtórzeniem się podobnego scenariusza.
- Musimy się uspokoić, nie my, którzy stoimy tutaj, (ale) ta garstka ludzi, która obecnie w czasie weekendów chodzi po ulicach, a jeszcze gorzej – po podwórkach. Będzie nie do zniesienia, kiedy przyjdą do naszych domów. Do tego nie można dopuścić - mówił Łukaszenka.
Łukaszenka: jestem człowiekiem pokoju
- Dlatego proszę was tylko o jedno - byście mnie zrozumieli i od razu nie potępiali. Jestem człowiekiem pokoju, ale nie mogę dopuścić, by ktoś przyszedł i tak otwarcie zniszczył ten nasz spokój - dodał.
"Szturm na Kapitol, śmierć ludzi dadzą autorytarnemu reżimowi (Białorusi) silny impuls propagandowy i ideologiczny" - powiedział cytowany przez niezależny portal Naviny.by politolog Paweł Usau.
Jego zdaniem władze będą manipulować faktami i porównywać sytuację w USA i na Białorusi, a powołując się na twardą reakcję amerykańskich władz na atak stronników Trumpa, będą usprawiedliwiać terror wobec własnego społeczeństwa.
Na Białorusi od sierpnia trwają protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, w których według oficjalnych danych Łukaszenka miał zdobyć 80,1 proc. głosów. Uczestników protestów władze przedstawiają jako wichrzycieli, którzy próbują zdestabilizować kraj. W USA protesty były pokłosiem działań Trumpa, który nie uznał swojej porażki w prezydenckim wyścigu i promował tezę o „skradzionych wyborach”. Pomimo skierowania do sądów licznych skarg tej wersji nie udało mu się potwierdzić.
Analitycy zwracają uwagę na kilka wygodnych z punktu widzenia władz białoruskich aspektów obecnej sytuacji. Użycie siły w Waszyngtonie pozwoli im przez uproszczone i pokrętne analogie usprawiedliwiać siłowe rozwiązania na Białorusi. Uzbrojeni zwolennicy Trumpa w zależności od potrzeb narracji będą terrorystami, którzy podważają instytucje państwa, lub słusznie oburzonymi obywatelami, represjonowanymi przez Waszyngton. Ameryka - powtarzają już białoruscy eksperci w ślad za Rosjanami - nie będzie już mieć prawa do „narzucania demokratycznych standardów". Tradycyjny argument poradzieckich autokratów - "nie uczcie nas demokracji, bo u was też nie jest z nią dobrze” - na nowo nabierze mocy.
ZOBACZ: Donald Trump potępił atak na Kapitol. Zapowiada "płynne przekazanie władzy"
W końcu własne problemy USA w Waszyngtonie skutecznie zniechęcą tamtejsze władze do zajmowania się Białorusią.
"Napięcie polityczne w USA i konfrontacja w społeczeństwie amerykańskim na pewien czas odwrócą uwagę od Białorusi i tego, co dzieje się w naszym kraju. To da systemowi czas na oddech, zwarcie szyków i ostateczne rozprawienie się z protestami" - powiedział Usau, przewidując, że w najbliższym czasie represje mogą się jeszcze nasilić.
Według centrum praw człowieka Wiasna w ramach bezprecedensowej kampanii represji od maja zatrzymano ponad 32 tys. ludzi, wszczęto ponad 900 spraw karnych, w więzieniach siedzi co najmniej 169 więźniów politycznych. W czasie protestów zginęło pięć osób. Nie wszczęto ani jednej sprawy karnej za przemoc ze strony milicji i innych struktur siłowych.
"Funkcjonariusz, który zastrzelił kobietę szturmującą Kapitol, został odsunięty od służby, wszczęto śledztwo. U nas szturmu nie było, ale ludzie zginęli, jednak żadnego dochodzenia nie wszczęto" - napisał na Facebooku polonijny dziennikarz Andrzej Poczobut.
Przy minimalnym wysiłku propagandowe tezy można łatwo obalić. System wyborczy na Białorusi jest zamknięty dla obserwatorów, procedur kontroli ze strony obywateli czy sądów i kompletnie podporządkowany państwu. Władze mogą dowolnie dobierać kandydatów, a każdemu przypisać dowolny wynik i nie istnieją mechanizmy, które pozwalałyby to potwierdzić lub zweryfikować.
Struktury siłowe, jak przekonują obrońcy praw człowieka, już od dawna działają poza prawem i również znajdują się poza społeczną kontrolą. W USA, nawet przy wątpliwościach co do funkcjonowania szeregu obowiązujących procedur, istnieją sądowe metody weryfikacji ewentualnych naruszeń.
"Ale takie drobiazgi propagandę mało interesują. Dostała tłusty kąsek i teraz może, krytykując własne protesty, powoływać się na przykład USA" - napisał Kłaskouski.
Czytaj więcej