Dzieci wydobywają kobalt gołymi rękami. Zarabiają dolara dziennie
W Demokratycznej Republice Konga (DRK) pozyskuje się niemal 70 proc. światowej produkcji kobaltu używanego w bateriach litowo-jonowych stosowanych w telefonach komórkowych, laptopach i samochodach elektrycznych. W DRK dorośli i dzieci wydobywają kobalt gołymi rękami, zarabiając dolara dziennie.
Większość kobaltu z DRK pochodzi z dużych kopalni kontrolowanych przez międzynarodowe koncerny, głównie przez szwajcarski Glencore i chińskie China Molybdenum i Huayou, w których skały wykopywane są z dna głębokich dołów przez maszyny. Jednak w związku z tym, że złoża znajdują się często tuż pod powierzchnią ziemi, coraz więcej produkcji pochodzi z około 150 tys. tzw. rzemieślniczych kopalń, w których dorośli i dzieci kopią ręcznie.
ZOBACZ: 22-letni górnik zginął w kopalni Szczygłowice
Według różnych szacunków od 25 do 40 proc. kobaltu w DRK wydobywane jest w takich nieformalnych kopalniach. Reportaż Amnesty International (AI) pokazuje jedną z nich: 60-70-metrowy tunel znajduje się pod podłogą dawnej kuchni, a schodzący w dół górnicy nie mają specjalistycznych narzędzi czy odzieży ochronnej, nie noszą również masek.
Nieletni pracują nawet dobę
Rzemieślnicze i niskoprzemysłowe kopalnie zatrudniają około 12 milionów osób, czyli ponad 13 proc. populacji kraju. Większość z nich zajmuje się pozyskiwaniem niklu i miedzi oraz będącego produktem ubocznym ich wydobycia kobaltu.
Dzieci w wieku 15 lat i starsze mogą legalnie wykonywać lekkie prace w DRK, jednak połowa tych pracujących w kopalniach wydobywających kobalt wykonuje pracę ciężką i niebezpieczną - zwraca uwagę AI. Nieletni pracują nawet 12 czy 24 godziny, nosząc worki wypełnione kruszcem i zarabiając od jednego do dwóch dolarów dziennie.
ZOBACZ: Producenci czekolady zawiedli. Dzieci wciąż pracują na plantacjach kakaowca
Według danych UNICEF w 2014 r. - ostatnich dostępnych danych na ten temat - co najmniej 40 tys. dzieci pracowało w kopalniach w DRK, z których w wielu wydobywa się kobalt. Należy pamiętać, że od tego czasu wydobycie tego drogiego metalu zwiększyło się o ponad połowę. Wcześniejsze dane UNICEF podają też, że w DRK pracowało ponad 30 proc. dzieci między 5 a 14 rokiem życia, z czego trzecia część w przemyśle wydobywczym.
Co roku odnotowywanych jest co najmniej kilkadziesiąt zgonów w kopalniach rzemieślniczych, które są niezwykle niebezpieczne i często zawalają się. Jak podkreśla AI, wiele wypadków nie jest nigdzie zgłaszanych, a ciała ofiar pozostawiane są pod ziemią.
Choroby płuc i wady płodów
Długotrwała praca przy wydobyciu kobaltu bez zabezpieczenia grozi śmiertelną chorobą płuc, kobaltozą (ang. hard metal lung disease) oraz chorobami skóry. W 2020 roku naukowcy powiązali również wysoki poziom zanieczyszczenia środowiska z wadami rozwojowymi płodów. Dzieci górników w prowincji Katanga - uznanej za jeden z 10 najbardziej zanieczyszczonych obszarów na świecie według "Guardiana" - częściej rodzą się m.in. z rozszczepem podniebienia, kręgosłupa czy wadami kończyn.
Kobalt eksportowany jest z DRK jako drobny zielony proszek i w 90 procentach trafia do Chin, gdzie jest dalej przetwarzany. Oczyszczony już metal trafia do producentów baterii litowo-jonowych takich jak południowokoreańskie LG Chem i Samsung czy japoński Panasonic, które zaopatrują producentów marek Chevrolet, Renault, Ford, Volvo czy Tesla.
ZOBACZ: Raport UNICEF: dzieciom najlepiej żyje się w Holandii, Polska bliżej końca zestawienia
Tymczasem producenci tych samochodów nie są w stanie udokumentować pochodzenia używanych przez siebie surowców. - Firmy, których globalne zyski sięgają 125 miliardów dolarów, nie mogą być wiarygodne twierdząc, że nie są w stanie sprawdzić, skąd pochodzą kluczowe minerały w ich produktach - ocenia Mark Dummett, zajmujący się biznesem i prawami człowieka w AI.
- Wydobywanie podstawowych materiałów zasilających samochód elektryczny czy smartfon powinno być źródłem dobrobytu dla górników w DRK. W rzeczywistości jest to wyczerpujące życie w nędzy - dodaje.
Wzrośnie zapotrzebowanie na kobalt
Eksperci Międzynarodowego Funduszu Walutowego prognozowali, że do 2025 r. światowa sprzedaż pojazdów elektrycznych wzrośnie do 10 mln rocznie, co potroi zapotrzebowanie na kobalt, jednak producenci dążą do ograniczenia zależności od tego metalu.
Przyczyną nie są jednak, jak się wydaje, względy humanitarne. Według analityków dostawy bardzo drogiego kobaltu mogą wkrótce nie zaspokoić popytu na ten surowiec, co jest związane ze zwiększającą się produkcją pojazdów elektrycznych, zwłaszcza w Chinach i Europie, wywołaną wprowadzeniem rygorystycznych przepisów dotyczących emisji spalin.
ZOBACZ: UNICEF: dzieci na całym świecie mają te same marzenia o bezpieczeństwie
Pierwsze generacje baterii zawierały nikiel, mangan i kobalt w równej proporcji, obecnie używane to 20 proc. kobaltu, a trwają prace nad ogniwem, które ma go zawierać zaledwie 5 proc.
Chociaż prace nad bateriami do samochodów elektrycznych będą trwały, eksperci jednoznacznie wskazują, że jest to etap przejściowy, a rozwiązaniem przyszłości są samochody napędzane wodorem.
Ponad połowa surowca trafia do baterii
Według danych amerykańskiej agencji US Geological Survey wchodzącej w skład ministerstwa zasobów wewnętrznych w 2019 roku całkowita produkcja kobaltu na świecie wyniosła 140 tys. ton, z czego 100 tys. pochodziło z DRK. Kolejne kraje na liście to Rosja z 6,1 tys. ton, Australia - 5,1 tys. i Filipiny - 4,6 tys. Światowe rezerwy kobaltu szacowane są na 7 mln ton, z czego 3,6 mln ton przypada na DRK.
Ponad 60 proc. wydobywanego na świecie kobaltu wykorzystywane jest w bateriach litowo-jonowych, z czego około jedna trzecia w samochodach elektrycznych.