"Dla klientów trzeba mieć czas. Jak się chce tylko sprzedawać i szybko, to daleko się nie zajdzie"
- Dla klientów trzeba mieć czas. Jak się chce tylko sprzedawać i szybko, to daleko się nie zajdzie - podkreśla Maria Lipka, właścicielka słynnego sklepiku z kapeluszami przy ul. Floriańskiej w Krakowie. Polsatnews.pl modystka opowiada o pasji, którą z sukcesem rozwija od ponad 50 lat. Wszystko zmieniła pandemia koronawirusa, ale dzięki zaangażowaniu internautów, biznes udało się uratować.
Sklep Marii Lipki stał się kilka tygodni temu znany w całej Polsce, dzięki wnuczce Joannie Lis, która za pośrednictwem mediów społecznościowych zaapelowała o pomoc. Z powodu pandemii koronawirusa dalsze funkcjonowanie obiektu było zagrożone.
Edit2: Jakby ktoś jeszcze nie wiedział - założyłam i prowadzę funpage'a Babci Marysi. Można tam pisać w sprawie...
Opublikowany przez Joannę Lis Środa, 18 listopada 2020
Na prośbę hojnie odpowiedzieli użytkownicy internetu. Post udostępniło 14 tys. osób, zaś do sklepu natychmiast zaczęły ustawiać się ogromne kolejki. Odzew zaskoczył zarówno autorkę posta, jak i jego bohaterkę, która w rozmowie z polsatnews.pl opowiedziała o swej miłości do kapeluszy i klientów.
Lokal po wujku szklarzu
Maria Lipka w lutym skończy 80 lat. Gdy miała 28, wspólnie z siostrą, na ul. św. Filipa w Krakowie otworzyła pierwszy zakład z kapeluszami. Aby prowadzić taki biznes, należało zdać egzamin czeladniczy, a następnie mistrzowski oraz przejść kilkuletnią praktykę.
Miłością do kapeluszy panią Marię zaraził jeden z profesorów technikum handlowego. - Bardzo mnie lubił. Po tej szkole zaproponował mi, żebym się nauczyła robić kapelusze. To był profesor z prawdziwego zdarzenia, on wszystkim pomagał - stwierdza.
Dość ciężko było wynająć lokal. Paniom się jednak udało, bo odstąpił go krewny, którzy wcześniej prowadził tam szklarnię.
ZOBACZ: "Pandemia jest moim pracodawcą". Gdy inni tracili zarobek, oni rozkręcili biznesy
Młode krakowianki nie miały dużych oszczędności na rozkręcenie interesu, jednak z czasem udało się go na tyle rozwinąć, że zatrudniły czeladniczkę i dwie praktykantki. - Nie było źle, bo czynsze były dość niskie - podsumowuje modystka.
- Dużo kapeluszy robiłyśmy z materiałów, które przynosili klienci. Ja robiłam kapelusze filcowe, a moja siostra szyte, bo była świetną krawcową - opowiada pani Maria.
Po kilku latach firma przeniosła się na ul. Floriańską 24, gdzie funkcjonuje do dziś. Obecnie Maria Lipka prowadzi ją sama, pomagają córka i wnuczka.
Dla klientów trzeba mieć czas
- Miałam szczęście do ludzi, klienci mnie lubili. Do tej pory nie narzekam na klientów - przyznaje. - Przychodzili adwokaci, lekarze, aktorzy, profesorowie z uczelni, ministrowie z Warszawy. Bywały tu Anna Polony i Hanka Bielicka. Wielu turystów zagranicznych zatrzymywało się w drodze do Zakopanego. Kraków wszyscy bardzo lubią - podsumowuje.
- Wiedziałam, gdzie kto mieszkał, to mnie się wypytywali ci zagraniczni. Potem, nawet jak nie potrzebowali, zawsze coś tam u mnie kupili - dodaje kobieta.
- Dla klientów trzeba mieć czas - podkreśla pani Maria. - A jak się chce tylko sprzedawać i szybko, to daleko się nie zajdzie.
ZOBACZ: Pandemia, relacje i aplikacje
Dawniej sezon na kapelusze trwał od września do stycznia. - Potem się zamykało sklepy i jechało się na urlop z dziećmi. Były inne czasy - i na wypoczynek był czas, i na pracę. Teraz się cały czas pracuje, tylko nie ma tych pieniędzy - uważa rozmówczyni polsatnews.pl.
Maria Lipka: jak kupiłam ubranie, czy buta u Chełmka, to wszystko było bardzo dobrze zrobione. Krawcowe jak szyły, to nie patrzyło się na ilość, tylko na jakość. Całe ulice - Grodzka, Floriańska, Szewska to były piękne rzeczy… Dom towarowy na św. Anny. Teraz już nie ma takich.
W PRL-u, kiedy produkty w sklepach wydawano na kartki, by nie stać z siatkami w kolejkach, klienci zostawiali zakupy pod ladą. - To herbatę im się zrobiło. Jedna pani myślała, że u mnie jest magazyn - wspomina z rozbawieniem pani Marysia.
Właścicielka sklepu od lat nie produkuje już kapeluszy, ale sprowadza je z - jak podkreśla - najlepszych polskich firm o wieloletniej tradycji. To m.in.: Skoczów Polkap, Kaszkiet, Margaret Brand czy Evita. - Jak dorabiać, to Polaków - podkreśla.
"Ludzie już nie chcą smutnie wyglądać"
Młode kobiety lubią kapelusze z dużymi rondami oraz sportowe, często także wybierają modele męskie. Licznych nabywców mają kaszkiety, maciejówki oraz berety we wszystkich barwach tęczy. - Musi być wybór. I z kwiatkami mam - zaznacza Maria Lipka.
Dawniej mężczyźni nosili tylko czarne nakrycia głowy, obecnie, przychodzą, by uzupełnić kolorową kolekcję.
- Ludzie nie chcą już smutnie wyglądać. Wystarczy, że wirus nas załatwił - żartuje modystka.
ZOBACZ: Pandemia sprawiła, że bardziej ufamy nauce. Jednak na szkoły spadła krytyka
Najtańszy kapelusz w butiku przy Floriańskiej można kupić już za 50-80 zł. - Ale ładny kapelusz kosztuje od 150 zł - wtrąca sprzedawczyni.
Pani Maria jest na emeryturze (podobniej jak jej mąż, z zawodu budowlaniec), więc pracuje głównie dlatego, że sprawia jej to przyjemność.
- Jak coś się kocha, to się idzie z radością do pracy. Co ja bym w domu robiła? Mój mąż uwielbia przebywać w domu - czyta gazety, ogląda telewizję. A ja bym nie wytrzymała cały dzień w domu. Bo dla mnie życie, to jest ruch - wyznaje. - Dawniej jak jeździłam na wczasy, to musiałam jeździć tam, gdzie byli ludzie.
Pomogli internauci
Pandemia koronawirusa spowodowała, że do małego butiku przy rynku zaglądało coraz mniej osób.
- Po pierwszej fali może troszkę szło, ale po drugiej było fatalnie. A potem, jak ta wnuczka moja zrobiła mi reklamę, to kolejka przez całe dwa tygodnie stała od początku Floriańskiej. Ludzie brali po trzy, cztery sztuki. Dla mnie to było niebywałe. Ten tydzień też nie jest zły, ale przychodzą pojedynczo. Wolę to, bo dokładniej obsłużę. Do południa sprzedałyśmy już 100 kapeluszy - podsumowuje pani Maria.
- Jak teraz zarobiłam, to znowu wzięłam nowy towar. Bo ja nie lubię składać pieniędzy, a lubię mieć towar - zaznacza. - Pieniędzmi lubię się dzielić. Nas było dużo w domu, to do tej pory pomagam. A jakby mi coś zostało, to zaraz bym oddała na dom dziecka.
Klienci mogą liczyć na fachową poradę w doborze nakrycia głowy.
ZOBACZ: Firmy w pandemii. Czy planują obniżki pensji lub zwolnienia?
- Zawsze patrzę, jak klient wygląda. Żeby klient był zadowolony. I są zadowoleni, bo wracają i często mi coś przyniosą. Zakochani są we mnie, a ja w nich. Ale wiedzą, że ja ich nie oszukam, że dobre rzeczy sprzedam - zapewnia nasza rozmówczyni.
Jeśli kapelusz czy kaszkiet ma być prezentem dla bliskiej osoby, właścicielka sklepiku bez problemu wymieni na inny lub zwróci pieniądze za zakup. - Jak ktoś może chodzić w kapeluszu, jeśli obwód jest za mały? Przede wszystkim obwód się liczy - stwierdza ekspertka.
Rękawiczki, płaszczyki, szaliczki, a do tego - kapelusz w takim samym kolorze
Jak kiedyś ubierały się kobiety?
- Eleganckie były, bardzo. Nie pracowały, bo miały mężów na stanowiskach. Wszystko musiały mieć pod kolor: rękawiczki, płaszczyki, szaliczki, a do tego - kapelusz. Przychodziły z kłębkami materiałów - wspomina rozmówczyni portalu. - Ale te panie miały czas. A dzisiaj kobiety nie mają tyle czasu. Chociaż Polki i tak są niezwykle zadbane - stwierdza.
- Za moich młodych lat robiło się takie malutkie kapelusiki. Wszystkie które mam, można nosić nawet 50 lat, bo w tych męskich, w których dziadkowie chodzili, wnuki teraz chodzą - zauważa krakowianka.
Jednak sama, często zakłada czapki. - Bo jestem ciągle w biegu. Zawsze się spieszyłam, żeby ugotować, zrobić co trzeba w domu i do pracy iść. A do kapelusza też trzeba jakoś wyglądać - uważa pani Marysia. - Ostatnio trochę mnie kręgosłup bolał, chyba za dużo się schylałam, to wzięłam taksówkę. Jak rozmawiam z ludźmi, wszystko mnie przestaje boleć - podsumowuje przedsiębiorcza 79-latka.
Czytaj więcej