Karetki polskim hitem eksportowym. "Raport" z fabryki w Kutnie
Legendarne Syrenki, potężne wojskowe Rosomaki, a obok nich... karetki pogotowia, które wyrastają na polski hit eksportowy. Wszystkie te pojazdy powstają w kutnowskiej fabryce. Jak wygląda produkcja "eRki" i kiedy zobaczymy nową polską Syrenkę na ulicach – o tym w reportażu Marcina Piotra Wrony.
W samym centrum Polski działa prężnie rozwijająca się firma, której pojazdy znane są na całym świecie.
- Firma rodzinna i przyjacielska bym powiedział. Taka nasza lokalna tutaj przyjacielska organizacja, tym bardziej, że jesteśmy firmą polską, z polskim kapitałem - mówi Dariusz Fabisiak, prezes zarządu AMZ-Kutno S.A.
ZOBACZ: Wiemy, gdzie i kiedy rozpocznie się produkcja Izery, pierwszego polskiego elektryka
- W rok produkujemy około 200-300 karetek, więc myślę, że na przełomie tych 20 lat już kilka tysięcy karetek już jeździ na pewno - dodaje Bogumił Kieruńczak kierownik sekcji pojazdów sanitarnych w AMZ-Kutno S.A.
21 lat historii
Fabryka rozpoczęła działalność dwadzieścia jeden lat temu. Początkowo taśma produkcyjna znajdowała się w niewielkiej wynajętej hali. Pracowało w niej tylko kilkanaście osób. To były początki sukcesu, bo w zaledwie pół roku z linii produkcyjnej zjechało 50 pierwszych ambulansów.
Trzy lata później pojawiają się zagraniczni klienci. Karetki z Polski trafiają m.in. do Niemiec, Danii, na Białoruś oraz Ukrainę.
- I step by step rozwijaliśmy, inwestowaliśmy własne środki w rozwój produkcyjny, jak i naszych technologii i można powiedzieć, że dzisiaj z tych parunastu osób mamy około 200 osób, około 20 tysięcy metrów kwadratowych hal produkcyjnych, a cała siedziba to około 100 tysięcy metrów powierzchni - tłumaczy prezes zarządu.
- Same litery są skrótem od imion założycieli firmy, natomiast w naszym żargonie tłumaczymy nazwę firmy jako auto-moto-zabudowy - wyjaśnia Mariusz Wojciechowski, dyrektor ds. handlu w AMZ-Kutno S.A.
Fabryka nie buduje karetek od podstaw, tylko przerabia gotowe samochody dostawcze popularnych producentów furgonetek i tworzy z nich tak zwane zabudowy specjalne.
- Na pierwszym etapie zamawiamy pojazdy bazowe, to są tak zwane blaszaki, furgony. Pojazdy są wprowadzane na linie produkcyjną, na linii produkcyjnej rozbieramy samochód łącznie z fotelami i instalacją elektryczną - tłumaczy Bogumił Kieruńczak.
- Instalujemy nasze wiązki elektryczne, wzmocnienia, na których potem finalnie instalowany jest sprzęt medyczny i już na kolejnych etapach jest tak naprawdę zabudowa wewnętrzna kontynuowana czyli fotele, podstawa noszy, nosze i inny niezbędny sprzęt do obsługi pacjenta typu respirator, jak również defibrylator - dodaje Mariusz Wojciechowski.
WIDEO: zobacz materiał Marcina Piotra Wrony
Pozostaje już tylko wykończenie - montaż świateł ,oklejenie ambulansu oraz dokładne mycie i czyszczenie pojazdu. Taka gotowa karetka może trafić już bezpośrednio do klienta. W tym przypadku do norweskiego pogotowia ratunkowego.
Różnica w cenie
Na stworzenie ambulansu potrzeba od dwóch tygodni do nawet miesiąca. Czas produkcji zależy od rodzaju montowanego sprzęt i typu zamówionego samochodu, a także od kraju docelowego.
- Najszybciej produkujemy te karetki najprostsze, czyli typu A, transportowego. Najdłużej schodzi produkcja pojazdu typu C, czyli są to najbardziej zaawansowane pojazdy, które posiadają najwięcej sprzętu medycznego - tłumaczy Mariusz Wojciechowski.
Polskie karetki, pod względem technicznym, nie różnią się tak bardzo od swoich europejskich odpowiedników. Reguluje to norma unijna. Inny jest osprzęt, a także forma i rodzaj zabudowy.
- Każdy kraj też ma inne parametry oświetlenia sygnalizacji zewnętrznej. Niektóre kraje wprowadzają kolor czerwony, niektóre kraje mają pomarańczowy kolor ostrzegawczy. U nas w Polsce jest to tylko i wyłącznie kolor niebieski. W Niemczech też jest kolor niebieski, ale już Hiszpanii jest już kolor pomarańczowy - wyjaśnia Bogumił Kieruńczak.
Różnicę widać też w cenie.
- Ciężko jest doprecyzować, że karetka norweska będzie kosztowała 40 tysięcy euro, a polska będzie kosztowała 20-25 tysięcy Euro. Nie można ująć, że karetki Polskie są gorsze od innych. Nie, to jest kwestia specyfiki danego kraju - mówi Dariusz Fabisiak.
- Karetka typu B, C, to jest koszt, w zależności od konfiguracji, rzędu 270-300 tysięcy (zł), jest to ten pierwszy pułap. Gdy mówimy o karetkach wysokospecjalistycznych, bo i takie w firmie budujemy, to kwota może sięgać do 2 milionów złotych - są to już wtedy karetki bardzo zaawansowane, które mogą pracować razem z inkubatorem, czy też nawet z łóżkiem szpitalnym - dodaje Mariusz Wojciechowski.
"Zupełnie inny komfort pracy"
Pojazdy tu wyprodukowane trafiają na ulice Wielkiej Brytanii, Austrii, Niemiec, Słowacji, Czech, a nawet do Arabii Saudyjskiej czy Omanu. Ale głównie zdominowały rynek skandynawski.
Jak wyliczają rozmówcy, na rynek norweski rocznie produkowanych jest od 50 do 70 pojazdów. "Rynek ten mamy opanowany w 75 proc., co drugi samochód sprzedawany jako ambulans w Norwegii wyjeżdża właśnie z Kutna" - szacują.
- Tak, to już jesteśmy tam od ładnych kilkunastu lat i staramy się rzeczywiście jednokrotnie dbać o tego klienta, natomiast sporo się też uczymy od nich - dodaje Bogumił Kieruńczak.
- W rok produkujemy około 250-300 karetek wszystkich, natomiast jeżeli chodzi o rynek polski, w zależności od zapotrzebowania, jest to od 60 do 80, a nawet 100 karetek rocznie - tłumaczy.
W czasie pandemii koronawirusa tylko warszawskie pogotowie kupiło dziesięć kutnowskich karetek o łącznej wartości niemal 6 milionów złotych.
- Jeżeli mamy pracownika, który jeździł kiedyś w Polonezie czy w Nysce, a są jeszcze tacy pracownicy w warszawskim pogotowiu i ta osoba ma do dyspozycji takie narzędzie pracy jak w pełni wyposażony ambulans, który został wyprodukowany na nasze zamówienie, to ma zupełnie inny komfort pracy - mówi dr Karol Bielskich, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans".
Firma produkuje już nie tylko karetki, ale również bankowozy, pojazdy dla Służby Więziennej, Policji, Inspektoratu Transportu Drogowego, Straży Miejskiej czy służb energetycznych i wodociągowych.
W 2005 roku zakład opuszcza ponad 600 maszyn, cztery lata później powstaje ich już blisko 1000. Podczas mistrzostw w piłce nożnej "Euro 2012" zakłady produkują 600 furgonów dla polskiej policji.
Przedsiębiorstwo miało też epizod z autobusami miejskimi. Rozwija się również w zbrojeniówce. W 2016 roku zaczyna produkcję dla polskiego wojska.
- W większości są to pojazdy opancerzone, są to pojazdy patrolowo-interwencyjne i są to pojazdy wyspecjalizowane do odpowiednich grup w wojsku - tłumaczy Dariusz Fabisiak.
Od niedawna śląscy kontrterroryści korzystają z Tura - czyli transportera opancerzonego do zadań specjalnych. Jest to kolejny flagowy pojazd zakładów produkcyjnych w Kutnie.
Reaktywacja Syrenki?
Wyobraźnię fanów motoryzacji rozpaliła informacja o reaktywacji Syrenki czyli "królowej polskich szos z czasów PRL-u". Miała tu zostać uruchomiona linia produkcyjna, dofinansowana z Unii Europejskiej. Powstał nawet jej jeżdżący prototyp, a samochód otrzymał homologację.
- Przeciwieństwa losu i komunikacja z niektórymi firmami, które dostarczały nam podzespoły pokazała, że na tym etapie niestety musieliśmy to chwilowo zatrzymać - mówi prezes zarządu w AMZ-Kutno S.A.
Projekt storpedowały problemy z pozyskaniem większej liczby silników. Zmieniły się też normy emisji spalin. Produkcja własnej jednostki napędowej nie wchodziła w grę, bo była zbyt droga. Dariusz Fabisiak nie wyklucza, że w przyszłości Syrenka może stać się... autem elektrycznym.
- Mamy dokumentacje całego tego pojazdu. Zobaczymy co przyniesie przyszłość w tym zakresie produkcji pojazdów osobowych - mówi.
Zatem te plany muszą być odłożone na później, po pandemii.
Czytaj więcej