Szczepionki przeciw koronawirusowi. Prof. Horban: nie otrzymają ich dzieci
- Nie będziemy szczepić dzieci, przynajmniej w pierwszej kolejności. Czekamy na badania, które potwierdzą u nich efektywność i bezpieczeństwo szczepionki. Wiemy, że u dzieci ryzyko ciężkiego przebiegu jest minimalne, dlatego ustawiamy je na końcu kolejki. Najważniejsi są teraz najstarsi, medycy i kolejne grupy ryzyka - powiedział Interii prof. Andrzej Horban, główny doradca premiera ds. COVID-19.
Łukasz Szpyrka, Interia: Na jakim etapie walki z epidemią jesteśmy?
Prof. Andrzej Horban: - Jesteśmy w połowie drogi.
Kiedy przekroczymy połowę?
- Jak tylko szczepionka zacznie działać i uda nam się zaszczepić przynajmniej najstarszych.
ZOBACZ: Rosyjska szczepionka przeciwko Covid-19. Ma 91,4 proc. skuteczności
Rząd wszystkie siły przerzuca na wdrożenie strategii szczepień. Dlaczego jest to tak istotne?
- Bo dopiero wtedy będziemy mogli oddalić od siebie widmo ewentualnej trzeciej fali. Kluczowe, by ta szczepionka u nas była w dużych ilościach. Jeśli tak będzie, to zaczniemy szczepienia, mam nadzieję, że już w styczniu. Ochroną trzeba objąć najpierw ludzi starszych, potem służbę medyczną i kolejne grupy ryzyka. Jeśli uda nam się zaszczepić połowę populacji dorosłych, to będziemy mogli mówić o szansie na powrót do normalności. A jak zaszczepimy 70-80 proc, to już o powrocie do normalności. Pierwszeństwo będą mieli ludzie starsi, bo najtrudniej przechodzą tę chorobę, a śmiertelność zależy wprost od wieku pacjenta - im starszy, tym częściej umiera.
Minister Michał Dworczyk mówił, że będziemy mogli zaszczepić trzy miliony ludzi miesięcznie.
- To możliwe.
W takim tempie 70-80 proc. populacji zaszczepimy do listopada przyszłego roku.
- Szybciej, bo od tej liczby musi pan odjąć dziatki.
To znaczy?
- Nie będziemy szczepić dzieci. Przynajmniej w pierwszej kolejności. Czekamy na badania, które potwierdzą efektywność i bezpieczeństwo szczepionki u dzieci. Na razie takich badań nie ma. Wiemy za to, że dzieci są skąpoobjawowe lub bezobjawowe, a ryzyko ciężkiego przebiegu jest minimalne. Dlatego też ustawiamy je na końcu kolejki. A to duża grupa, która w pierwszej fazie będzie wyłączona z programu. Najważniejsi są teraz najstarsi, personel medyczny i kolejne grupy ryzyka.
I dlatego rząd przymierza się do otwarcia szkół dla najmłodszych już po feriach?
- Między innymi. W pierwszej kolejności do szkół wrócą dzieci z klas 1-3. Uważam to za słuszną strategię. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że już wcześniej dzieci nabyły naturalną odporność.
Minister zdrowia Adam Niedzielski mówił, że "rozsadnikiem wirusa są szkoły". Ich otwarcie nie rozniesie wirusa na nowo?
- Oczywiście nie można wszystkiego robić na hura, dlatego przymierzamy się do stopniowego otwarcia szkół. Mówiąc o drugiej fali epidemii, to pierwsze wyraźne wzrosty liczby zakażonych zaobserwowaliśmy w okolicach 15 września, czyli dwa tygodnie po otwarciu szkół. A znaczny wzrost w okolicach 15 października, czyli dwa tygodnie po tym, jak na uczelnie wrócili studenci. Uczniowie szkół mają młodszych rodziców - 30- lub 40-latków. Widać więc było wyraźną liczbę zakażonych, ale nie przekuwało się to na zgony. Inaczej było w przypadku studentów, którzy zarażali swoich rodziców - często 50-, 60-latków. Trzeba było działać szybko i zamknęliśmy zarówno szkoły, jak i uniwersytety. Udało się powstrzymać transmisję, choć pewnie jeszcze nie do takiego poziomu, jakiego byśmy sobie życzyli.
Jeśli chcemy na nowo otworzyć szkoły, to nie obawia się pan powtórki?
- Chcemy to robić rozsądnie, dlatego najpierw pójdą do nich najmłodsi. W dodatku liczymy, że sprawnie rozpoczniemy akcję szczepień. Dlatego to jest tak ważne.
A co, jeśli akcja szczepień nie pójdzie tak sprawnie?
- Ryzyko oczywiście jest zawsze, a otwarcie szkół wiąże się z ryzykiem. Trzeba je jednak podjąć, bo obie drogi muszą iść torem równoległym - mówię o szczepieniach i powrocie do normalności. W pierwszej fali epidemii mieliśmy do czynienia z kilkoma-kilkunastoma zgonami dziennie. Przyczynił się do tego na pewno lockdown. Druga fala już jest potężna. Wciąż oscylujemy wokół granicy 10 tys. nowych zakażeń na dobę, a do tego około 500 zgonów. To wciąż za dużo. Tylko stosowanie się do zaleceń może nam pomóc przetrwać ten czas w oczekiwaniu na szczepionkę.
ZOBACZ: Amerykanie rozpoczęli szczepienia przeciwko koronawirusowi
Trzecia fala może nadejść wiosną?
- To oczywiste, że wiosną wirus transmituje bardziej naturalnie. Bierze się to z kilku powodów, a jednym z nich jest np. pogoda. Należy się spodziewać, że wirus, który ciągle jest wśród nas, wiosną będzie miał lepsze warunki do transmisji. Dlatego tak ważne jest, by mieć szczepionkę, najlepiej w dużych ilościach i sprawnie rozpocząć akcję szczepień.
To, co dziś obserwujemy, jest takim wyścigiem z czasem? Mamy wybór - albo szczepionka albo trzecia fala?
- Lepiej bym tego nie ujął.
A co, jeśli rzeczywiście pojawiłaby się trzecia fala?
- Liczymy na to, że uda nam się przed nią uchronić. Raz jeszcze powiem - kluczowa jest szczepionka. Nie wyobrażam sobie, że powtórzy się sytuacja z października, kiedy nasz system ochrony zdrowia był na granicy wydolności. Gdyby doszło do sytuacji, w której mielibyśmy 30 tys. zakażonych dziennie, doszłoby do zatarcia się systemu.
Zatarcia?
- System by się zatarł, ale by nie upadł. Nie bylibyśmy po prostu w stanie pomóc każdemu. Dlatego też personelowi medycznemu należą się ogromne podziękowania, bo gdyby nie on, mogłoby być naprawdę różnie.
Niemcy i Litwa wprowadzają lockdowny, a to nasi sąsiedzi, więc zasadne wydaje się pytanie, czy mamy się czego obawiać jeszcze teraz?
- Chodzi o szkoły. Oni wcześniej nie zdecydowali się na ich zamknięcie, dlatego teraz mają taki problem. My zrobiliśmy to dużo szybciej, dlatego obserwujemy już spadek liczby nowozdiagnozowanych. Nie jest oczywiście wykluczone, że u nas taka sytuacja może się pojawić, ale nic na to, na dziś, nie wskazuje.
Zasadne wydaje się panu wprowadzenie dodatkowych obostrzeń przed Bożym Narodzeniem?
- Bardzo nie lubię słowa "obostrzenia" - lepiej stosować "zalecenia", bo jeśli nie ma ani leku, ani szczepionki, to zalecenia są jedyną możliwością walki z pandemią. To nasze jedyne realne środki do rywalizacji z tym wirusem. A czy dodatkowe zalecenia są potrzebne? Nie sądzę, bo przecież i tak różne nakazy i zakazy wyraźnie ograniczyły nasze normalne funkcjonowanie.
Akcja szczepień potrwa zapewne wiele miesięcy. Lato spędzimy normalnie?
- O wakacje, lato, jestem w zasadzie spokojny. Jeśli wystartujemy ze szczepieniami już w styczniu - a przypomnę, że trzeba przyjąć dwie dawki szczepionki w miesięcznym odstępie - to w marcu moglibyśmy bardzo powoli wracać do normalności. Najważniejsi są teraz ludzie z grupy ryzyka, którzy w pierwszej kolejności powinni przyjąć szczepionkę. Jeśli do marca-kwietnia udałoby się zaszczepić 70-80 proc. osób z tej grupy, a szczepionka zaczęłaby działać, to wiosna nie musi kreślić się w pesymistycznych barwach.
Jeśli dobrze rozumiem - ograniczamy kontakty w Boże Narodzenie, szczepimy się, a wtedy Wielkanoc (12 kwietnia), a potem wakacje możemy spędzić normalnie?
- Dokładnie tak.
Czytaj więcej