Zmarła trzy dni po wyjściu ze szpitala
Anna Marzec wini szpital w Sławnie za śmierć siostry. 40-letnia pani Marta trafiła na oddział z bardzo wysokim ciśnieniem, spędziła tam trzy dni. Niestety, trzy dni po wypisie nastąpiło nagłe zatrzymanie krążenia. Pani Anna poprosiła o ocenię leczenia znajomego lekarza z Amsterdamu, który utwierdził ją w przekonaniu, by walczyć o wyjaśnienie sprawy. Materiał "Interwencji".
37-letnia Anna Marzec mieszka w Słupsku. Od ponad 10 lat jest pielęgniarką. Kilka lat temu kobieta odbyła praktyki w szpitalu w Sławnie - placówce, którą teraz wini za śmierć swojej niepełnosprawnej siostry. Pani Marta urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym, ale dzięki pomocy rodziny nigdy nie narzekała na zdrowie.
- Siostra uczęszczała na warsztaty terapii zajęciowej. Była bardzo aktywnym uczestnikiem. Miała swoje pasje, lubiła szyć, zajmowała się krawiectwem. Nigdy nie narzekała na problemy ze zdrowiem. Nigdy nie miała problemów z wysokim ciśnieniem. Miała mózgowe porażenie, ale to dotyczyło jej chodu – opowiada pani Anna.
ZOBACZ: Myśliwy zastrzelił 16-latka w sadzie. Nowe ustalenia "Interwencji"
40-letnia Marta Bork do szpitala w Sławnie trafiła 3 września. Stan zdrowia kobiety pogarszał się, a bardzo wysokie ciśnienie tętnicze było wskazaniem do hospitalizacji. Po kilku dniach lekarze postanowili wypisać ją do domu. Tam po trzech dniach zmarła.
- Miała wiele chorób współistniejących, zaczynając od zaburzeń metabolicznych, gigantycznych niedoborach bądź przekroczeniach w lipidach. Do tego była osobą otyłą i lekko upośledzoną. Jeżeli na to jeszcze nałożymy wzrost 145 cm, to mogę powiedzieć, że była osobą chorą. Została wypisana w stanie ogólnym dobrym 7 września – mówi Tomasz Walasek, dyrektor szpitala powiatowego w Sławnie.
Sprawa w prokuraturze
- Są takie współczynniki jak markery sercowe, które świadczą o niewydolności serca. Norma dla tego szpitala była 120, a siostra miała 2414 - wskazuje Anna Marzec.
- Lekarz prowadzący ma również gigantyczną wiedzę kardiologiczną. Nie jest kardiologiem, ale zainicjował proces leczenia - odpowiada dyrektor Tomasz Walasek.
ZOBACZ: Wyburzą kilkanaście domów pod budowę drogi. Istnieje inny wariant, ale droższy
Pani Anna wini szpital za zaniedbania, które jej zdaniem doprowadziły do śmierci siostry. Pielęgniarka twierdzi, że personel nie wykonał podstawowych badań i nie postawił diagnozy. Anna Marzec skierowała już sprawę do prokuratury. Poprosiła o opinię także znajomego lekarza, który od lat praktykuje w jednym z największych szpitali w Amsterdamie.
WIDEO: zobacz reportaż "Interwencji"
- Problem polega na tym, że chora została przyjęta w piątek po południu. W sobotę i niedzielę nie ma diagnostyki. W poniedziałek chora została wypisana. Nie zrobiono jej podstawowych badań typu USG czy echo serca, a są podstawy do tego, nie zrobiono USG brzucha. To są badania, które trwają 10-15 minut - mówi Włodzimierz Kopeć, anestezjolog, internista.
Reporter: Czy ciśnienie pani Marty było w dniu wypisu unormowane?
Dyrektor szpitala: Było troszeczkę zmniejszone.
Reporter: Było dalej wysokie. To dlaczego zdecydowali się państwo wypuścić tę pacjentkę do domu, jeżeli nie było unormowane?
Dyrektor szpitala: Ale definicja unormowanego ciśnienia jest definicją złożoną.
Reporter: Państwo wypisali tę pacjentkę po trzech dobach.
Dyrektor szpitala: Ponieważ jesteśmy szpitalem powiatowym, nie klinicznym. Pacjentka nie zmarła zaraz po wypisie, a trzy doby później.
"Chciałabym, żeby winni zostali ukarani"
- W opisie EKG jest wpisany przerost lewej komory. Świadczy to o tym, że coś się działo z sercem. Czytając ten opis to jest tak: średnie ciśnienie w ciągu dnia wynosi 200. Średnie ciśnienie, czyli rano mogło być 100, a wieczorem 300. Leczenie było wprowadzone. Lepsze, gorsze, nie mnie to oceniać, ale gdzie diagnostyka? Czy my leczymy objaw czy chorobę? - mówi Włodzimierz Kopeć, anestezjolog, internista.
ZOBACZ: Mąż wyciągnął kilof, zdążyła zabarykadować się w pokoju. "Boję się każdego dnia"
- Siostrze wykonano takie badania, które można wykonać w podstawowej opiece zdrowotnej: EKG, holter. Chciałabym, żeby osoby winne śmierci mojej siostry zostały ukarane - dodaje Anna Marzec.
Władze szpitala nie czują się odpowiedzialne za śmierć Marty Bork. Pani Anna dalej walczy. Swoje skargi skierowała już do rzecznika praw pacjenta i rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy.
- Nie chodzi mi o odszkodowanie, tylko o to, by się już to nikomu z nas nie przytrafiło – podsumowuje.
Czytaj więcej