Lempart: panowie w policyjnych mundurach przyjęli prywatne zlecenie od pana Kaczyńskiego

Polska
Lempart: panowie w policyjnych mundurach przyjęli prywatne zlecenie od pana Kaczyńskiego
PAP/Radek Pietruszka
Liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart (3L), Klementyna Suchanow (2L), Agnieszka Czerederecka (2P) oraz adwokat Karolina Gierdal (P) podczas konferencji prasowej

Podczas środowej demonstracji w bardzo wielu aspektach mieliśmy do czynienia z całym szeregiem naruszeń przepisów przez policjantów - przekazała liderka Strajku Kobiet Marta Lempart. Dodała, że funkcjonariusze m.in. odmawiali podawania numeru służbowego, dokonywali bezprawnie legitymowania, nie podawali podstawy prawnej swoich działań, czy zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących.

Jak przekazała podczas czwartkowej konferencji liderka Strajku Kobiet Marta Lempart, w środę "mieliśmy do czynienia z sytuacją bezprecedensową".

 

"Poseł Kaczyński zarządził, że zajmie sobie kilkanaście ulic barierkami"

 

- Nie w momencie, kiedy panowie w policyjnych mundurach gazowali demonstrantów i pałowali demonstrantki. Bezprecedensowa sytuacja zdarzyła się wtedy, kiedy prywatna osoba, pan wicepremier Kaczyński, pan poseł Kaczyński zarządził, że zajmie sobie kilkanaście ulic barierkami - mówiła Lempart.

 

Jak podkreśliła nikt w urzędzie miasta nie słyszał nic o żadnym zajęciu terenu i nikt się o żadne tego typu zgody nie zwracał.

 

ZOBACZ: Strajk kobiet. Policja użyła gazu. Popchnięty wicemarszałek

 

- Ważniejsze w tej sytuacji jest to, że panowie w policyjnych mundurach przyjęli prywatne zlecenie od pana Kaczyńskiego, ochrony tych barierek, czyli w momencie, kiedy powinni byli oczywiście odmówić jego wykonania, do czego zobowiązuje ich ustawa o policji, przyjęli prywatne zlecenie. To jest standard węgierski. Pan Victor Orban też ma takich prywatnych ochroniarzy i z tym mieliśmy do czynienia wczoraj - powiedziała liderka Strajku Kobiet.

 

"Policjanci zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących"

 

W jej opinii w trakcie środowego protestu "ostatecznie skompromitowała się formacja, która powinna być formacją państwową. Natomiast stała się formacją partyjną, bo przyjęła zlecenie prywatne". - Służyli jako prywatna armia, łamiąc oczywiście ustawę o policji w bardzo wielu aspektach, bo mieliśmy do czynienia z całym szeregiem naruszeń przepisów - przekazała Lempart.

 

Jako przykład zachowań policjantów wymieniła odmawianie podawania numeru służbowego, czy imion i nazwisk. - Policjanci nie mieli naszywek. Dokonywali bezprawnie legitymowania, nie podawali podstawy prawnej faktycznej swoich działań, a poza tym zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących - mówiła Lempart.

 

Zaznaczyła też, że żeby odebrać demonstrującym prawo do gromadzenia się musi być spełniony warunek ustawowy tzn. musi być to uregulowane ustawą i musi być spełniony warunek stanu nadzwyczajnego, którego w Polsce nie ma.

 

ZOBACZ: "Zostałem pchnięty na maskę, poczułem uderzenie w plecy". Czarzasty o działaniach policji

 

Dodała również, że w momencie, kiedy policja zaczęła wydawać komunikaty do zgromadzonych, dotyczące rozejścia się, protestujący rzeczywiście chcieli się rozejść i zastosowali się to tego polecenia. - Policja właśnie wtedy zaatakowała demonstrujących - stwierdziła Lempart.

 

Następnie jak wynika z relacji organizatorów protestu otoczyła ludzi szczelnym kordonem, żeby ich sprowokować do ataku na funkcjonariuszy.

 

WIDEO: zobacz konferencję Strajku Kobiet

  

 

Z relacji organizatorów, którą przedstawili podczas czwartkowej konferencji wynika także, że kiedy policja odcięła wszystkie drogi wyjścia, wzywając ludzi do rozejścia się "doszło do takiej sytuacji, gdzie w tłum wchodzili policyjni prowokatorzy", którzy byli nie umundurowani.

 

- Wszyscy już pewnie widzieli te filmy, zdjęcia panów, którzy ubrani byli w jeansy, dresy, bluzy, w czapeczki, albo po prostu z łysymi głowami. Kiedy pojawili się w tłumie na pl. Powstańców, my protestujący myśleliśmy, że to jest jakaś grupa nazioli, biegająca sobie po ulicach, która wdarła się między nas. Wyciągnęli w pewnym momencie pałki i zaczęli zupełnie przypadkowo nimi machać i uderzać - wynika z relacji przedstawionej podczas konferencji.

 

Organizatorzy środowego protestu zaznaczyli jednocześnie, że był on pokojowy i niczym nie różnił się od pozostałych, które się już odbyły, dlatego nie było powodu, żeby używać siły i gazu wobec protestujących.

 

Komunikator "Telegram"

 

W trakcie konferencji poinformowano także o uruchomieniu komunikatora o nazwie "Telegram", gdzie zamieszczane są wszystkie wiadomości dotyczące tego, co się dzieje Warszawie. - Ta aplikacja została stworzona w Rosji podczas ogromnej fali protestów przeciwko Putinowi. To jest po prostu wynalazek na kraj autorytarny, gdzie na protestach wyłącza się internet  - przekazano.

 

Organizatorzy Strajku Kobiet zapowiedzieli też, że kolejna manifestacja odbędzie się 28 listopada oraz, że w środę policja zatrzymała około 30 osób.

 

W środę w Warszawie miały miejsce kolejne protesty związane z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Policja użyła gazu pieprzowego. Kilka osób zatrzymano w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej policjantów. 

pgo/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie