Śmiertelna wada serca. Zuzia przeszła operację w łonie matki
Usłyszeli, że ich córeczka, która wkrótce przyjdzie na świat, ma śmiertelną wadę serca. Mieszkając w Wietnamie, dowiedzieli się, że w Polsce jest szansa na ratunek. Tata Polak, mama Amerykanka nie mieli wątpliwości. Operacja w łonie matki uratowała życie ich Zuzi.
Uśmiechnięta Zuzia ma ponad 4 miesiące. Trudno uwierzyć, że jeszcze w życiu płodowym zdiagnozowano u niej wadę serca.
- Jest to ciężka sytuacja, a nawet wyrok śmierci, bo w Wietnamie nic się nie da zrobić - mówił Piotr Frieske, tata Zuzi.
ZOBACZ: Kalisz: do 12. tygodnia płód nie ma cech człowieka
Mama dziewczynki jest Amerykanką, tata Polakiem od 9 lat mieszkają w Wietnamie. Od lekarza usłyszeli, że w Polsce jest zespół specjalistów - profesor Dangel, profesor Dębska i dr Koleśnik. To trio było ich ostatnią deską ratunku. Napisali maila, dostali odpowiedz.
Wideo: zobacz materiał Moniki Zalewskiej w "Wydarzeniach"
"Pół życia spakować w pół dnia"
- Parę dni później byliśmy w Polsce. Nie jest łatwo całe swoje życie w pół dnia spakować i przylecieć tutaj - przyznał tata dziewczynki.
Jedynym ratunkiem dla Zuzi była operacja jeszcze w łonie matki. Zabieg polega na wbiciu igły przez brzuch matki do serca dziecka, włożenie tam balonika, który rozszerza odpowiednie fragmenty serca aby udrożnić przepływ krwi do prawej komory.
To są wyżyny medycyny, jedno łóżko operacyjne, dwóch pacjentów. Matkę i dziecko trzeba znieczulić, operowane serce ma wielkość pięciogroszówki.
- W tych sytuacjach, kiedy najczęściej jest tak, że bez tego leczenia dziecko na pewno zginie, to ryzyko jest bardzo małe w stosunku do tego, co osiągamy - tłumaczy prof. Maria Dębska.
Nie tylko Zuzia
Jaś to kolejny dowód na to, że warto podejmować wyzwania. - Uratowano mu życie w brzuchu, tak to mogę określić, bo parametry wydolnościowe serca spadały i postępowało wielowodzie, co zagrażało również mojemu zdrowiu - mówi Natalia Napielska, mama Jasia.
- Najczęściej jest tak, ze umożliwiamy w miarę prawidłową funkcję serca do urodzenia dziecka a po urodzeniu dziecko wymaga dalszego leczenia - wyjaśniła prof. Dębska.
ZOBACZ: Siostry z autyzmem. Pomaga im Fundacja Polsat
U chłopców najczęstszą wadą wykrywaną w życiu płodowym jest niedrożność cewki moczowej. - Banalnie to brzmi, ale to jest choroba, która zabija dlatego, że dziecko nie oddaje moczu, w nerkach gromadzi się ten mocz, niszcząc je - dodała.
Tę metodę leczeni opracowała profesor Dębska. Jak widać na USG, pacjent po wprowadzeniu cewnika bez problemu oddaje mocz.
Wszystko przez konflikt serologiczny
Życie Oliwki też było ratowane w brzuchu mamy. - Dzięki badaniom tak naprawdę można było przeprowadzić transfuzje dopłodowe, czyli przetaczanie krwi, miała ich kilka, zniosła je bardzo dobrze - mówiła Marta Baran, mama Oliwi.
Wszystko przez konflikt serologiczny. - Skuteczność tego leczenia jest rzędu 90-kilku procent, oczywiście zdarzają się powikłania, ale te dzieci są całkowicie wyleczone, one rodzą się zdrowe - mówi prof. Dębska.
ZOBACZ: Fundacja Polsat zabiega o dołączenie SMA do obowiązkowych badań przesiewowych
Wszystkie wady genetyczne i anatomiczne nie byłyby wykrywane, gdyby nie badania prenatalne. - Uważam, że jest to coś najcudowniejszego, co medycyna mogła stworzyć i dzięki czemu może ratować dzieci - zaznaczyła mama Jasia.
Nie tylko dzieci. Dzięki badaniom prenatalnym można wykryć grupę kobiet, które są zagrożone ciężkimi powikłaniami ciąży. Co ciekawe, częściej niż wady genetyczne płodu, u kobiet występuje nadciśnienie wywołane ciążą.
- To powikłanie, jeżeli wykryjemy w pierwszym trymestrze predyspozycje, możemy mu zapobiegać ze skutecznością nawet do 90 proc. - wyjaśniła prof. Dębska.
Czytaj więcej